
Liverpool przyjeżdża dziś na Santiago Bernabeu. Po co? Trudno powiedzieć, skoro po pierwszym meczu przegrywa 2:5. Potrzeba naprawdę niewiarygodnych pokładów optymizmu, by sądzić, że The Reds są w stanie odwrócić losy dwumeczu. Inna sprawa, że kto jak nie oni?
Liverpool potrafi w trzybramkowe straty. Przykład finału Ligi Mistrzów 2005 może być dla niektórych zbyt odległy, wszakże w obecnym składzie The Reds nie ma już oczywiście piłkarzy z tamtego okresu. Jednak jeśli ktoś potrzebuje bardziej świeżego przykładu liverpoolskiego charakteru, powinien przypomnieć sobie dwumecz z 2019 roku z innym hiszpańskim potentatem. Liverpool przegrał na Camp Nou 0:3 w półfinale Ligi Mistrzów i wydawało się, że jest po temacie. Tymczasem w rewanżu osłabiona brakiem kilku podstawowych zawodników ekipa Jurgena Kloppa wygrała na Anfield Road 4:0. Mecz wpisał się do annałów Champions League, a Liverpool zameldował się w finale, gdzie pokonał Tottenham.
Jednak wiara, że Liverpool po raz kolejny dokona cudu jest dość naiwna, szczególnie, że zagra dziś na Santiago Bernabeu, a nie przed własną publicznością. Real w Lidze Mistrzów czuje się jak ryba w wodzie i przez ostatnich kilkanaście miesięcy udowadniał to jak nikt inny, dokonując niesamowitych comebacków. Jeden z nich miał miejsce trzy tygodnie temu, gdy Liverpool prowadził na Anfield 2:0 po ledwie kwadransie gry. Efekt końcowy znamy. 5:2 dla obrońców trofeum. Nawiasem mówiąc trofeum to Real podnosił po finale z Liverpoolem. Naprawdę niewiele wskazuje nam na emocje dziś wieczorem.
Logika w tym sezonie kłóci się z wynikami The Reds. Wystarczy spojrzeć na ostatnich kilka tygodni. Podopieczni Kloppa potrafili rozbić będący w wysokiej formie Manchester United aż 7:0, by w następnym tygodniu przegrać 0:1 z rezydentem strefy spadkowej, Bournemouth. Takich „kwiatków” jest w tym sezonie dużo więcej. W efekcie Liverpool nie ma już najmniejszych szans na mistrzostwo Anglii, a i cel, jakim jest zajęcie miejsca w TOP 4, wydaje się bardzo trudno w realizacji. Tottenham ma 6 punktów więcej, Newcastle 2 oczka więcej. Za plecami The Reds czai się jeszcze np. Brighton. Jest więc wielce prawdopodobne, że kampania 22/23 będzie na wielu płaszczyznach nieudana dla Liverpoolu. Pytanie tylko, jak bardzo.
Tymczasem Real po pięknym triumfie nad Liverpoolem zdążył już przegrać w półfinale Pucharu Króla z Barceloną i zremisować w lidze z Atletico i Betisem. Dopiero w ostatni weekend podopieczni Carlo Ancelottiego wrócili na zwycięskie tory. Strata do Barcy wynosi jednak 9 oczek, a w perspektywie jest już niedzielne El Clasico. Jeśli Real marzy jeszcze o obronie mistrzowskiego tytułu, musi wygrać na Camp Nou. I wydaje się, że to jest najważniejszy cel Los Blancos na ten tydzień. Dziś trzeba jedynie dowieźć przewagę wypracowaną w mieście Beatlesów.
Ancelotti nie musi specjalnie martwić się personaliami – poza grą jest tylko David Alaba. Po lekkich problemach zdrowotnych powraca Karim Benzema. Z kolei Klopp nie może skorzystać z usług Luisa Diaza, Jordana Hendersona, Stefana Bajceticia czy Thiago Alcantary.
Czy Liverpool stać na koncert, taki jak niedawno w meczu z Man Utd? Przekonamy się o 21:00, gdy rozpocznie się rewanżowe starcie w Madrycie. Równolegle Napoli rozpocznie swój rewanż z Eintrachtem. Po pierwszej części dwumeczu liderzy Serie A prowadzą 2:0 i nic nie zapowiada ich problemów.