Jeżeli Liverpool gra z Chelsea w finale krajowego pucharu, to w ciemno można obstawiać wynik 0:0 po 90 minutach. Jak było tym razem? Uwaga, co za niespodzianka… 0:0. Tylko, że w przeciwieństwie do finałów z 2021 roku, tym razem Liverpool przesądził o wygranej nie w konkursie jedenastek, a w dogrywce.
Juergen Klopp powiedział po spotkaniu, że to jest “najbardziej wyjątkowe” trofeum w jego karierze. Niemiec wcale nie zgłupiał, że wygłosił taką tezę, choć można go o coś takiego posądzić, bo przecież wygrał z Liverpoolem Champions League, dwukrotnie poskromił też Bayern Monachium w Bundeslidze. Zwłaszcza obrona ligowego trofeum musiała pysznie smakować, kiedy “Bawarczycy” tak bardzo chcieli się odgryźć. A tymczasem Juergen Klopp mówi, że to Carabao Cup w 2024 roku jest dla niego czymś tak specjalnym, wyjątkowym. Z jednej strony chodzi o to, że już na 100% zapisze na swoim koncie trofeum w ostatnim sezonie pracy w Liverpoolu, jednak nie jest to cały kontekst tego wygranego finału…
Otóż Juergen Klopp wygrał go… dzieciakami, wychowankami. Po końcowym gwizdku z pucharem paradowali nastolatkowie. Wszystko przez to, że nie mógł skorzystać z wielu piłkarzy podstawowego składu: Alissona, Trenta Alexandra-Arnolda, Diogo Joty, Joela Matipa, Darwina Nuneza, Mohameda Salaha, Dominika Szoboszlaia i trochę mniej ważnych, jak Thiago Alcantara, Stefan Bajcetić i Curtis Jones. Spośród kontuzjowanych pewnie pięciu lub sześciu wyszłoby na ten finał w podstawowym składzie. Żeby tego było mało, jeszcze w pierwszej połowie z boiska musiał zejść Ryan Gravenberch. Swoją drogą… spróbujcie jakkolwiek wyjaśnić – dlaczego Moises Caicedo nie dostał za takie wejście czerwonej kartki?
Harvey Elliott (2003), Conor Bradley (2003), Jarell Quansah (2003), Bobby Clark (2005), Jayden Dans (2006), James McConnell (2004) – oni zagrali w finale. Na ławce usiedli jeszcze Louie Koumas (2005) oraz Trey Nyoni (2007). Większość z nich pewnie nawet nie znalazłaby się w kadrze meczowej, a tu dostąpili zaszczytu nawet nie tyle pojechania z drużyną na Wembley, co zagrania na tej murawie i paradowania z pucharem! Liverpool po raz kolejny pokonał w finale Chelsea. W 2021 roku zrobił to w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi po rzutach karnych. W jednym z nich jedyną jedenastkę przestrzelił wieczny pechowiec, Kepa Arrizabalaga, a strzał Caoimhina Kellehera dał trofeum. Irlandczyk znowu został bohaterem. W lidze z Fulham się ośmieszył, ale specjalna otoczka pucharowa mu służy. Kiedy przychodzi grać o krajowe puchary, to zakłada pelerynę superbohatera i prezentuje się rewelacyjnie.
Chociaż końcowy wynik po 90 minutach to 0:0, a po 120 minutach to zaledwie 1:0 dla Liverpoolu, to w żadnym wypadku nie można narzekać na nudę. Działo się z obu stron. Obie drużyny miały na koncie po nieuznanym golu, kilka niewykorzystanych okazji, po jednym strzale w obramowanie (słupek Gakpo i słupek Gallaghera), a Kelleher obronił aż dziewięć strzałów i nie dał się pokonać Cole’owi Palmerowi, który wiele razy próbował go zaskoczyć. Z obu stron padło aż 20 strzałów celnych, a tylko jeden wylądował w siatce. Bramkarze mieli ręce pełne roboty. Djordje Petrovic też nie dał Mauricio Pochettino powodu, żeby do “klatki” miał wrócić Robert Sanchez. Jedyną bramkę zdobył Virgil van Dijk w 118. minucie dogrywki.
Mecz był emocjonujący, szybki i dobry do oglądania, ale jak zawsze w finale, gdy grają te zespoły, na końcu wygrywa Liverpool. Kiedyś dla Chelsea taki puchar nie miałby znaczenia, ale teraz, gdy zajmuje 11. miejsce i patrzy przez lornetkę na awans do europejskich pucharów, to tu miała szansę się załapać do Ligi Konferencji. Ważniejszy być może byłby jednak taki kop motywacyjny dla samego Mauricio Pochettino, ale musi obejść się smakiem. Dla Liverpoolu jest to już Puchar Ligi numer 10 w historii. Nikt w Anglii nie ma ich więcej. “The Reds” wyprzedzają o dwa trofea Manchester City. Swego czasu Guardiola kolekcjonował Puchar Ligi jeden za drugim, ale to już trzecia edycja z rzędu, gdzie zwycięża ktoś inny (Liverpool, Manchester United i znowu Liverpool).