Spotkania Legii z Widzewem zawsze elektryzowały całą piłkarską Polskę. Oczywiście dzisiaj to nie są już tak wyrównane pojedynki, jak kiedyś. Obecnie to stołeczna ekipa przystępuje do nich z pozycji siły. Tak będzie i tym razem przy Łazienkowskiej, ale oba zespoły zagrają ligowe spotkanie chwilę po wymęczonych awansach do 1/8 finału Pucharu Polski.
W czwartek obydwa zespoły rywalizowały na zachodzie Polski o awans do 1/8 finału. Czysto teoretycznie łatwiejsze zadanie mieli łodzianie. Tyle teoria, gdyż praktyka pokazała, że Widzew był bliższy odpadnięcia z trzecioligową Lechią Zielona Góra i zanotowaniem ogromnej kompromitacji. Drużyna Daniela Myśliwca przegrywała w woj. lubuskim 0:1, a później prowadził 2:1, by stracić awans po 90. minutach chwilę przed końcem regulaminowego czasu gry. Dogrywka też była niezwykle ciekawa. Kontuzji jeszcze przed końcem meczu doznał Said Hamulić, ale limit zmian był już wykorzystany, zatem Bośniak pozostał na boisku. Momentami wyglądało do karykaturalnie, gdy kuśtykający napastnik próbował strzelać w jednej z dogodnych sytuacji. Gdy w 115. minucie Jakub Sypek strzelił do bramki Lechii wydawało się, że to koniec marzeń trzecioligowca. Nic bardziej mylnego! 10 minut później, już w piątej minucie doliczonego czasu gry wyrównał na 3:3 Mateusz Lisowski, wykorzystując drugi rzut karny tego dnia. Tym razem to efekt ręki na linii bramkowej Samuela Kozlovsky’ego. Co ciekawe, gdyby nie zatrzymał strzału, wówczas z wyrównującego gola cieszyłby się Wojciech Fabisiak… bramkarz Lechii. W rzutach karnych lepsi okazali się gracze z Łodzi, którzy pewnie wykorzystali pięć “jedenastek”, a Jan Krzywański dodatkowo obronił strzał Przemysława Mycana w czwartej serii, co dało wymęczony awans do 1/8 finału.
Legia z kolei pojechała do Legnicy, gdzie w ostatnich latach gościła przy okazji meczów Ekstraklasy, ale także Pucharu Polski. W 2020 roku wygrała tam mecz 1/4 finału z Miedzią 2:1. Tym razem powtórzyła wynik, lecz scenariusz był zupełnie inny. Tuż po przerwie zaczęło się od błędu Maxiego Oyedele, którego na gola zamienił Juliusz Letniowski. Wtedy zapachniało kolejną sensacją w Legnicy w tej edycji Pucharu Polski. Rundę wcześniej poległ tam przecież Raków Częstochowa! Warszawianie jednak odrobili straty. Najpierw Bartosz Kapustka strzelił z rzutu karnego, a później popisał się asystą drugiego stopnia przy bramce Luquinhasa z najbliższej odległości. Trzeba jednak przyznać, że Miedź była niezwykle groźna pod bramką Legii, która sporo zawdzięcza dobrej postawie między słupkami Gabrielowi Kobylakowi.
Zapracowana Legia wraca na odpowiednie tory
Zwycięstwo na Dolnym Śląsku było zwieńczeniem bardzo udanego października. Legioniści w minionym miesiącu pokonali przecież: Real Betis(1:0), Lechię (2:0), TSC (3:0), GKS Katowice (4:1) i teraz Miedź (2:1). Jedynym niewygranym meczem był remis w Białymstoku z mistrzem Polski. Może drużyna Goncalo Feio nie wyglądała w każdym meczu idealnie, ale kluczem jest wejście na ścieżkę zwycięstw. To się udało zarówno w lidze, jak i europejskich pucharach. Legioniści nadal są obecni na trzech frontach, a w Lidze Konferencji tak naprawdę kataklizm musiałby się wydarzyć, by nie zagrali przynajmniej w pierwszej wiosennej rundzie. Wiele wskazuje jednak na to, że Legia może swobodnie pójść po TOP8, które zagwarantuje bezpośredni awans do 1/8 finału. Dobrą okazją do trzeciego kompletu punktów będzie przecież zbliżający się mecz z Dinamem Mińsk w Warszawie.
Najpierw jednak czas na klasyk z Widzewem przy Łazienkowskiej. Warto dodać, że to niezwykle pracowita jesień dla drużyny portugalskiego szkoleniowca. Jak do tej pory jedynym pełnym mikrocyklem przepracowanym przez legionistów była przerwa między meczami z Pogonią a Górnikiem Zabrze. Osiem dni względnego spokoju. To oczywiście nie licząc przerw reprezentacyjnych, gdy przecież wielu piłkarzy wyjeżdża na zgrupowania kadr narodowych. Warto pamiętać, że finalnie na liczniku drużyny z Warszawy z końcem roku będą łącznie 32 spotkania, czyli niemalże pełny ligowy sezon rozegrany od lipca do grudnia.
***
Przy okazji jednak Goncalo Feio nie rotuje składem, jak szalony. Wielu piłkarzy regularnie gra 90 minut, co kilka dni i wbrew pozorom nie odbija się to na wynikach. Wprost przeciwnika, wygląda to coraz lepiej. Weźmy takiego Rubena Vinagre, który od poprzedniej przerwy reprezentacyjnej rozegrał wszystkie 9 meczów od pierwszej minuty. Tylko dwukrotnie schodził, będąc oszczędzanym przez 7 minut w Gdańsku i 21 przeciwko GieKSie w Warszawie. W podobnym wymiarze czasowym pracował Bartosz Kapustka, który nie zagrał w tym okresie jedynie przez 60 minut, co jest podobnym wynikiem do Pawła Wszołka! Na środku obrony meczu z Górnikiem Zabrze dominuje para Steve Kapuadi i Radovan Pankov, a jedynym momentem, gdy została rozdzielona był uraz Serba w meczu w Baćce Topoli. Wówczas drugą połowę zagrał Jan Ziółkowski. W ostatnim czasie pewniakiami w talii Feio są także Kacper Chodyna, który przed Legnicą miał serię trzech bramek w trzech kolejnych meczach, oraz Ryoya Morishita. W tym momencie rotacjom podlegają w zasadzie pozycja 6 oraz 8, a także bramkarza. Przy czym pierwsza z nich to efekt kontuzji Maxiego Oyedele.
Awans był, kibice wkurzeni
Mecz w Zielonej Górze opisany powyżej, ale fani Widzewa nie byli szczególnie zawodoleni z postawy zespołu. Trudno się dziwić, skoro mieli ogromne kłopoty z wyeliminowaniem trzecioligowca. Z drugiej strony zespoły Ekstraklasy w tej edycji PP wyjątkowo słabo sobie radzą z tym poziomem rozgrywkowym, o czym boleśnie przekonały się takie kluby, jak: Cracovia, Motor czy GieKSa. Do nich dorzućmy zespoły przegrywające z drugoligowcami – Lech czy Lechia i mamy obraz, że nawet wymęczony awans to nadal awans. Łodzianie jednak nie mogą ostatnich tygodni uznać za udane. Poza awansem do 1/8 finału Pucharu Polski, jedynym pozytywnym akcentem dla nich była “remontada” w Lublinie. Po remisie z Lechią i porażce z Koroną w domu, spotkanie z Motorem zaczęli fatalnie. 0:2 po kwadransie zwiastowało kolejną wpadkę, a może nawet lanie. Tyle że już na przerwę schodzili z prowadzeniem 3:2. Błędy golkipera gospodarzy wykorzystywał i punktował Imad Rondić. Po przerwie trafienie Frana Alvareza i skończyło się efektownym 4:3.
Wydawało się, że nie ma lepszego paliwa dla drużyny, niż wygrana po takim odrobieniu strat. Tymczasem już tydzień później doszło do bolesnej porażki z Górnikiem Zabrze. Po raz kolejny Widzew przegrał na Piłsudskiego przed swoimi kibicami, co może dziwić, skoro przed meczami z Koroną i Górnikiem, w domu mieli bilans 3-1-0, pokonując m.in. Lecha Poznań jako pierwszy zespół w tym sezonie! Teraz wymęczony awans po 120. minutach, który teoretycznie może się odbić na drużynie, chociaż z drugiej strony legioniści od kilku tygodni grają w dużym wymiarze czasowym i bez rotacji, a nie wpływa to nijak negatywnie na ich wyniki. Zresztą trener Myśliwiec zrobił sporo zmian względem podstawowego składu. Ani minuty nie zagrali Rafał Gikiewicz, Lirim Kastrati, Ibiza, Juljan Shehu czy Sebastian Kerk, a to już niemal połowa składu. Ze składu z ostatniego meczu ligowego, tylko Mateusz Żyro zagrał 120 minut, a pozostali notowali przedział pomiędzy 51 a 86 minut, co nie powinno być zabójczą dawką. Przypomnijmy, że w tym sezonie Motor Lublin po zagraniu 120 minut w Skierniewicach i odpadnięciu z trzecioligowcem, kilka dni później wygrał w Poznaniu.
Pozostaje jedynie kwestia zdrowotna, chociażby w przypadku bośniackiego napastnika. Cieszy mnie postawa Saida Hamulicia, który wypracował dwie bramki i miał kluczowy udział przy trzeciej, chociaż praktycznie nie mógł biegać. Na moją propozycję opuszczenia boiska powiedział, że nie, bo przyda się drużynie. To chciałbym docenić – powiedział po spotkaniu Daniel Myśliwiec. Póki co jednak nie wiadomo czy będzie dostępny na niedzielę oraz najbliższe mecze łódzkiego zespołu.
***
Początek meczu w Warszawie o godzinie 20:15.