Faza grupowa Ligi Narodów 22/23 to już historia. Poznaliśmy już wszystkie rozstrzygnięcia i trzeba przyznać, że w dużej mierze były to rozgrywki pod znakiem niespodzianek.
Ideą Ligi Narodów było zastąpienie meczów towarzyskich, a jednocześnie otworzenie furtki dla słabszych federacji, by kuchennymi drzwiami mogły awansować na wielką imprezę. I generalnie formuła się sprawdza – lepsze półtowarzyskie mecze z tabelą, spadkami i awansami niż typowe sparingi bez żadnej stawki. Wiele reprezentacji wykorzystuje jednak spotkania Nations League na mniejsze lub większe testy, co jest szczególnie zrozumiałe tuż przed mundialem. Czy to jedyny powód sporej liczby niespodziewanych rozstrzygnięć? Trudno powiedzieć.
Z naszej perspektywy najważniejsze jest to, że Polska po raz trzeci zachowała miejsce w elicie, po raz trzeci zajmując 3. miejsce w grupie. Za pierwszym razem uratowaliśmy się dzięki powiększeniu dywizji A. W drugim wypadku wyprzedziliśmy Bośnię i Hercegowinę. Tym razem okazaliśmy się lepsi od Walii, chociaż w obu zwycięskich meczach ze Smokami gra podopiecznych Czesława Michniewicza pozostawiała wiele do życzenia. Poza tym w czterech meczach (dwóch z Belgią, dwóch z Holandią) nasi uciułali jeden fartowny punkt w Rotterdamie. Szału nie ma, ale cel minimum znów zrealizowany.
Naszą grupę wygrali Holendrzy. Może nie jest to wielka sensacja, ale wydawało się, że większe szanse mają Belgowie, typowani przez wielu jako kandydat do medalu na zbliżających się mistrzostwach świata. Zresztą, na poprzednich Czerwone Diabły sięgnęły po brąz.
Ale nasza grupa to małe miki w porównaniu z grupą 1, gdzie mistrzowie świata, Francuzi, zajęli dopiero 3. miejsce. W zasadzie do końca musieli drżeć o utrzymanie, bo gdyby Austria ograła Chorwację, to Trójkolorowi wylądowaliby na samym dnie. Chorwaci mieli jednak o co grać, bo dla nich zwycięstwo oznaczało awans do finałów. Luka Modrić i spółka wygrali 3:1 i o punkt wyprzedzili Danię, dzięki czemu Francja o punkt wyprzedziła Austrię. Bilans 1-2-3 to jednak dla mistrzów świata katastrofa. Już teraz mówi się o tym, że czas Didiera Deschampsa w drużynie narodowej mija. Przed mundialem zmiany na stanowisku selekcjonera nie ma się jednak co spodziewać. Deschamps dostanie szansę na obronę tytułu.
Do samego końca trwała walka w grupie 2. Portugalczycy mieli dwa punkty przewagi nad Hiszpanią przed ostatnim, bezpośrednim meczem w Bradze. La Furia Roja potrzebowała zwycięstwa. Do 88. minuty oglądaliśmy bezbramkowy remis, ale wtedy bramkę na wagę awansu do przyszłorocznych finałów zdobył Alvaro Morata, wykorzystując podanie Nico Williamsa. W poprzedniej edycji Hiszpania zagrała w finale rozgrywek. Teraz ma szansę powtórzyć, a nawet poprawić to osiągnięcie. Portugalia swojego sukcesu z pierwszej edycji Nations League nie powtórzy. Z tej grupy spadli Czesi, którzy zgromadzili tylko 4 punkty.
Największą niespodzianką fazy grupowej w dywizji A byli Węgrzy. Trafili do grupy z Włochami, Niemcami i Anglią, więc każdy spisywał ich na straty. Spadek był przesądzony przed startem, a pozostawało pytanie czy Madziarowie pourywają pojedyncze punkty potentatom. Życie brutalnie zweryfikowało takie dywagacje, pokazując, że w sporcie nie da się wszystkiego przewidzieć w 100%. Przed ostatnią kolejką z elitą pożegnali się Anglicy, którzy nie wygrali ani jednego meczu! Na prowadzeniu byli… Węgrzy! W ostatniej kolejce na własnym stadionie mierzyli się z Włochami, grając o awans do finałów. Piękny sen naszych bratanków się jednak skończył i to mistrzowie Europy wygrali to spotkanie 2:0, awansując do finałów. Przynajmniej tych. Węgrzy na 2. miejscu, a 3. pozycji średnio przekonujący Niemcy. Anglia w kolejnej edycji będzie walczyć o powrót do najlepszych. Kto by przypuszczał?
Nie będzie Austrii, Czech, Anglii i Walii, a w ich miejsce do elity wskakują Szkocja, Izrael, Bośnia i Hercegowina oraz Serbia. Dużą niespodzianką jest spadek do dywizji C Szwecji. Jej los podzieliła Rumunia, Armenia i Rosja, choć w wypadku Sbornej trudno przewidzieć czy w ogóle wystartuje w edycji 2024/25. W bieżącej dostała sześć walkowerów i krzyżyk na drogę.
W dywizji C triumfy świętowali Turcy, Grecy, Kazachowie i Gruzini, którzy teraz zagrają piętro wyżej. Z tym poziomem rozgrywkowym Ligi Narodów żegnają się za to Litwini, Cypryjczycy, Białorusini i Gibraltarczycy, dla których już sama obecność w wyższej dywizji była sukcesem. U siebie udało się uciułać remis z Bułgarami, ale to wszystko.
Awans z najsłabszej dywizji uzyskały bałtyckie kraje – Łotwa i Estonia. Bez punktów rywalizację w tym gronie zakończyło San Marino (4 porażki w 4 meczach) oraz Liechtenstein (6 porażek w 6 meczach).
Finały tej edycji Ligi Narodów latem przyszłego roku. Start kolejnej edycji jesienią 2024, już po Mistrzostwach Europy.