To, że Liverpool i Arsenal dzielą w tabeli cztery oczka nie jest wielką niespodzianką. To, że więcej punktów w dorobku mają The Reds tym bardziej. Jednak to, że mówimy o 7. i 9. drużynie tabeli Premier League to już sensacja. Dziś wieczorem na The Emirates starcie ekip, którym ucieka Liga Mistrzów.
Liverpool ma 46 punktów w dorobku. Zajmująca premiowane grą w Champions League miejsce Chelsea ma tylko 5 punktów więcej, zatem nic nie jest jeszcze stracone bezpowrotnie. Problem polega na tym, że Chelsea jest w bardzo dobrej formie, Liverpool w raczej kiepskiej, a wmieszać w to wszystko chce się jeszcze Tottenham, West Ham i być może Everton. To już kłopot, szczególnie mając na uwadze dyspozycję The Reds na własnym stadionie. Ta jest wręcz koszmarna. I w kontekście tego Klopp pewnie nie narzeka, że dziś zagra na wyjeździe.
Arsenal do Ligi Mistrzów może zapukać już tylko przez Ligę Europy. To zupełnie realna droga, bo w ćwierćfinale Kanonierzy zagrają ze Slavią Pragą, a w ewentualnym półfinale z Dinamo Zagrzeb lub Villarrealem. W każdym z tych spotkań ekipa Mikela Artety będzie faworytem, zatem nie zdziwi nas w maju widok Arsenalu na stadionie w Gdańsku. Liverpool także może przebić się do Champions League drogą europejską, ale tu sprawa jest trudniejsza, bowiem piłkarze z Anfield musieliby wygrać bieżącą edycję tych rozgrywek. Choć to nie jest wykluczone, to należy nadać temu zadaniu najwyższy poziom trudności. Zwłaszcza, że ciągle w rozsypce jest defensywa, a Klopp cieszy się, że ma do dyspozycji Kabaka…
Przy liście nieobecnych w Liverpoolu kłopoty Arsenalu to mały pikuś. Wykluczony z gry jest David Luiz, ale co bardziej złośliwi kibice mogliby powiedzieć, że to akurat wzmocnienie Kanonierów. Niepewny jest występ Granita Xhaki, Bukayo Saki i Emila Smith Rowe’a.
Liverpool wygrał dwa ostatnie wyjazdowe mecze w Premier League, a przegrał sześć ostatnich na Anfield Road. Ta koszmarna seria domowych porażek kosztowała wciąż aktualnych mistrzów Anglii radykalny zjazd w ligowej tabeli. Marzenia o obronie tytułu prysły już dawno, a dziś i podium wydaje się być zarezerwowane dla innych. Do podniesienia z boiska jest jednak jeszcze aż 27 punktów, więc jest o co grać.
W tym sezonie zespoły Kloppa i Artety mierzyły się ze sobą dwukrotnie. W meczu o Tarczę Wspólnoty padł remis 1:1, ale lepiej rzuty karne egzekwowali piłkarze z północnego Londynu. Z kolei w meczu ligowym we wrześniu Liverpool wygrał 3:1, bo wtedy jeszcze potrafił wygrywać na swoim obiekcie. Warto odnotować, że w zeszłym sezonie Arsenal ograł Liverpool na swoim terenie, ale wynik 2:1 nieco przekłamuje prawdę o tamtym meczu. Po pierwsze goście mieli już zapewniony tytuł mistrzowski i ostatnie kolejki ligowe traktowali trochę jak rundę honorową. Po drugie w całym meczu zespół Liverpoolu był dużo lepszy, ale nie potrafił wykorzystać swojej przewagi optycznej i sytuacji strzeleckich. Arsenal wygrał mocno fartownie.
Choć tabela nie zachęca nas specjalnie do oglądania tego meczu, to w gruncie rzeczy grają zespoły o bardzo wysokim potencjale, należące do umownego „Big Six”. Ofensywny styl gry obu zespołów nie zapowiada także wielkanocnego wyniku jaja do jaja. Naszym zdaniem warto!