Debiut Lewego i od razu w El Clasico. Co prawda tylko w spotkaniu towarzyskim, ale zawsze to najbardziej prestiżowy dla Barcelony rywal. Polski napastnik rozegrał 45 minut, miał swoje szanse, jednak na listę strzelców się nie wpisał. Wystąpił z nietypowym numerem… 12.
W ostatnich latach El Clasico przenosi się do różnych krajów, żeby i poza Hiszpanią kibice mogli podziwiać zawodników Realu i Barcelony. Jest to oczywiście ukłon w stronę egzotycznych państw, które napędzają finansowe machiny obu gigantów. W lidze czy nawet Lidze Mistrzów taki mecz przynajmniej na ten moment jest niemożliwy, ale już w przygotowaniach przedsezonowych oraz w nowej formule Superpucharu Hiszpanii El Clasico przenosi się geograficznie do innych krajów. I tak w 2017 roku Barca zagrała z Realem towarzysko w Miami. W poprzednim sezonie miał też miejsce półfinał Superpucharu Hiszpanii, który został rozegrany w Arabii Saudyjskiej. Tym razem El Clasico odbyło się w stolicy światowego hazardu, czyli w Las Vegas.
Numer 12 raczej kojarzy się na dzień dobry z rezerwowym bramkarzem. Nosił go też przez lata Marcelo w Realu Madryt. RL9 jest już jednak uznaną na świecie marką, podobnie jak CR7, dlatego dziwnie było patrzeć na 12 na plecach Polaka. Lewandowski nie może sobie pozwolić na to, żeby stracić ten numer, bo jego wizerunek i skrót opiera się właśnie na cyfrze. Problemem na razie jest jednak Memphis Depay, który nosi na co dzień koszulkę z dziewiątką. Z tym, że Memphis jest raczej tym, którego Xavi nie widzi w planach na kolejny sezon. Holender miał już otrzymać informację od trenera, że powinien szukać sobie nowego klubu, bo wyżej w hierarchii są Lewandowski, Raphinia, Aubameyang, Ansu Fati czy Ferran Torres.
RL9 a raczej chwilowo… RL12 wyszedł od początku spotkania i zagrał 45 minut. Nie udało mu się pokonać Thibaut Courtoisa, choć miał niezłe okazje. Ogólnie obie drużyny rozpoczęły w naprawdę mocnych składach, można nawet powiedzieć, że niemal w najsilniejszych. Ruediger, Militao, Alaba, Camavinga, Tchouameni czy Vinicius zaczęli ten mecz w Realu, a w Barcelonie choćby Alba, Christensen, Busquets, Pedri, Gavi, Lewandowski czy Ansu Fati. Z wielkich nazwisk zabrakło jedynie Karima Benzemy, który miał trochę dłuższe wakacje i nie znalazł się nawet w kadrze na to spotkanie. No i można zwrócić uwagę, że całe wielkie, legenarne już trio: Casemiro-Kroos-Modrić rozpoczęło ten mecz na ławce, jednak wszyscy pojawili się w drugiej połowie.
Lewandowski miał dwie dobre okazje. W 11. minucie oddał dość łatwy dla Courtoisa strzał z rogu pola karnego. Belg sparował piłkę na rzut rożny. Lewy może mieć pretensje do Ansu Fatiego, który w jednej z akcji nie podniósł głowy, żeby podać mu do pustej bramki. Z drugiej strony… nie ma co też wieszać psów na młodym graczu Barcy, bo była to doskonała okazja, żeby kończyć ją samemu. Przy drugim strzale Lewandowski został zablokowany w okolicy siódmego metra. Na drugą połowę już nie wyszedł. Barca wygrała po bardzo ładnej bramce Brazylijczyka Raphinii sprowadzonego za grubą forsę z Leeds United. Oddał efektowny strzał w okienko po bardzo złym wybiciu Edera Militao. Niby był to tylko mecz towarzyski, ale i tak nie brakło emocji, efektownych akcji, a nawet doszło do przepychanki po faulu Alby na Viniciusie.