Do meczu z Anglią zostały równo dwa tygodnie, a trener Paulo Sousa ciągle nie wie, czy będzie mógł skorzystać ze swojego najważniejszego piłkarza. Na drodze do występu Roberta Lewandowskiego na Wembley mogą stanąć przepisy sanitarne, związane z pandemią koronawirusa. Bayern już zapowiedział, że przy obecnych regulacjach nie zgodzi się na udział Lewego w meczu Anglia – Polska. Na fanów biało-czerwonych padł blady strach. Czy słusznie? Na pewno sprawy nie można lekceważyć.
O co w ogóle chodzi? Aktualne przepisy w Niemczech są takie, że każdy przyjeżdżający z Anglii musi przejść obowiązkową kwarantannę. Taka kwarantanna wyeliminowałaby Lewandowskiego z udziału w przynajmniej trzech meczach Bayernu, a już pierwsze spotkanie po przerwie reprezentacyjnej to rywalizacja z wiceliderem, RB Lipsk. Tylko ten zespół jest obecnie realnym zagrożeniem dla Bawarczyków w drodze po kolejne mistrzostwo kraju. Słowem – Hansi Flick i włodarze Bayernu nie mogą sobie pozwolić na stratę pierwszej strzelby drużyny. I mają prawo zablokować udział Lewandowskiego w meczu z Anglią. Zresztą, to samo tyczy się Herthy i Krzysztofa Piątka, ale bądźmy poważni – z powodu braku „Pio” nikt nie będzie rozpaczał. Absencja Lewandowskiego to w kontekście walki o Mundial prawdziwy dramat.
PZPN oczywiście nie zamierza składać broni. Prezes Zbigniew Boniek zapewnił, że rozmawia z Bayernem i… nie tylko. Co miało znaczyć „nie tylko” – tego nie wiadomo. Oby te rozmowy przyniosły spodziewany efekt.
Był pomysł przeniesienia meczu na neutralny grunt, do kraju, który nie jest objęty tak restrykcyjnymi przepisami, związanymi z kwarantanną. Ale to mrzonka. Dlaczego Anglicy mieliby się na to zgodzić? Polska bez Lewandowskiego i kilku innych graczy z Bundesligi będzie łakomym kąskiem. Gdy przyjdzie czas rewanżu, być może wirus będzie już pokonany. Trudno więc spodziewać się, że wtedy Polacy będą mogli zyskać na analogicznej sytuacji.
Gdzie w tym wszystkim jest sam zainteresowany? Lewandowski na pewno przeciwko Anglii chciałby zagrać. Bayern musi o tym wiedzieć i musi ze zdaniem piłkarza się liczyć. Na pewno nikt przy zdrowych zmysłach w Monachium nie będzie chciał wchodzić na wojenną ścieżkę z najlepszym piłkarzem na świecie. Z drugiej strony sam Lewy marzy o pobiciu rekordy Gerda Mullera (40 goli w sezonie Bundesligi). Gdy zamiast strzelać bramki, będzie musiał siedzieć na kwarantannie, szansa przepadnie, być może bezpowrotnie.
Wygląda na to, że póki co PZPN i sam Lewandowski muszą czekać na decyzje polityczne. Obecne przepisy w Niemczech obowiązują do 28 marca. Mecz z Anglią jest trzy dni później. Być może Angela Merkel poluzuje nieco restrykcje i beneficjentem tego stanie się Lewandowski oraz Sousa. – Jeśli tak się nie stanie, będziemy szukać innego rozwiązania – zapowiedział rzecznik PZPN, Jakub Kwiatkowski.