Przegrana z ostatnim miejscem w tabeli i utrata pozycji lidera Ekstraklasy na rzecz Pogoni Szczecin. Legia zaczęła rundę rewanżową od sensacji, jaką niewiątpliwie jest porażka 0:1 z zamykającym tabelę Podbeskidziem.
Krzysztof Brede stracił pracę w połowie grudnia po tym, jak przegrał 0:4 z Lechem Poznań, a kilka dni później 0:5 z Piastem. W ostatnim meczu przed zimową przerwą zespół poprowadził Hubert Kościukiewicz, wówczas Podbeskidzie zakończyło rundę… oczywiście porażką 1:4 z Wisłą Płock. W obecnym sezonie z Ekstraklasy spada tylko jeden zespół i najpoważniejszym kandydatem było właśnie Podbeskidzie Bielsko-Biała z 9 punktami na koncie i tylko dwoma zwycięstwami. Misji ratowania podjął się Robert Kasperczyk, który wprowadził ten zespół do Ekstraklasy w 2012 roku.
I mecz z Legią to był jego debiut, który zakończył się sensacyjnym wynikiem. "Górale" ostatniego miejsca nie opuścili, ale już coraz bliżej do Stali Mielec czy Wisły Kraków. Kasperczyk po meczu powtarzał, że to zwycięstwo podwójne i może dać jego zawodnikom mentalnego kopa i przestawienie myślenia o 180 stopni. Mecz miał nieoczywistego bohatera – Rafała Janickiego, który był w Wiśle niechciany i odszedł z tego klubu za porozumieniem stron. Tylko on po zamieszaniu w polu karnym pokonał Artura Boruca i ta jedna bramka wystarczyła do tryumfu.
Ten mecz wyglądał tak, jak mial wyglądać. Legia od początku ruszyła do ataku, ale jakoś tak… mizernie. Zawodnicy Podbeskidzia bronili praktycznie całym zespołem. Ofensywa opierała się na Pekharcie i to on trafił do siatki już w 9. minucie, ale Szymon Marciniak dopatrzył się faulu. Sprytem wykazał się bohater meczu – Janicki – który czuł, że przegrywa pozycję do główki i dość łatwo upadł. Sytuacja na pewno wątpliwa, ale bramka uznana nie została, choć sam Pekhart był trochę zdziwiony.
Ale to nie tak, że Podbeskidzie zamurowało dostęp do bramki bez ochoty do gry w ofensywie. Choćby w 17. minucie po wrzucie z autu – źle piłkę wybił Juranović i Artur Boruc musiał interweniować przy dwóch strzałach w krótkim czasie. Gracze Legii mieli w sumie dwa razy więcej okazji, ale bez żadnych fajerwerków. Próbował Kapustka, próbował też Pekhart, ale doświadczony Michal Peskovic nie dał się tego dnia pokonać. A Legia nie dość, że przegrała, to jeszcze pod koniec meczu trochę wstydliwie omal nie poszarpali się ze soba Kapustka z Juranoviciem… Cóż, przynajmniej widac, że im zależało.