Legia Warszawa zmierzyła się w drugiej kolejce fazy ligowej Ligi Konferencji z zespołem, który nazywa się FK TSC Bačka Topola. Nie miała żadnych kłopotów z pokonaniem Serbów. Po bramkach Bartosza Kapustki, Luquinhasa oraz Kacpra Chodyny zwyciężyła spokojnie 3:0.
Legia Warszawa jako jedna z dziewięciu ekip (Jagiellonia też) ma na koncie komplet sześciu punktów. To o tyle ważne, że w Lidze Konferencji zapas błędu jest zdecydowanie mniejszy niż w Lidze Mistrzów. Zasady trochę się różnią. Tu bowiem gra się tylko sześć kolejek, a nie osiem. Dwie wpadki mogą zatem oznaczać wypadnięcie ze strefy TOP 8, które gwarantuje bezpośredni awans do 1/8 finału i ominięcie jednego etapu. O to będzie walczyła Legia, skoro udało jej się pokonać będący w pierwszym koszyku Betis. Jest to jak najbardziej realne, żeby taką pozycję osiągnąć. Legia pokazała w drugiej kolejce, że jest zdecydowanie lepszym i bardziej doświadczonym zespołem niż FK TSC Bačka Topola.
Co to za rywal? Do końca nie wiadomo, czy serbski, czy jednak węgierski z uwagi na macki Victora Orbana, który mocno zainwestował w dawne węgierskie tereny. Ciekawie jego historia została przybliżona w jednym z akapitów przedmeczowej zapowiedzi na naszej stronie. Patrząc na doświadczenie w europejskich pucharach, to Legia miała obowiązek przywiezienia trzech oczek. Serbski zespół wygrał w Europie… tylko raz i to w debiucie. Potem odpadł z FCSB po rzutach karnych w absolutnie nienormalnym meczu, który zakończył się wynikiem… 6:6 i karnymi. To był covidowy sezon 2020/21 bez dwumeczów. Potem FK TSC Bačka Topola została niespodziewanie wicemistrzem Serbii, a ta ma dwa miejsca w Champions League, zatem przyszło jej się zmierzyć w III rundzie z SC Bragą, gdzie dostała srogie lanie (1:7 w dwumeczu).
FK TSC Bačka Topola to nie rywal, którego należy się obawiać, chociaż właśnie dzięki temu wicemistrzostwu, świetnym punktom ligi serbskiej w rankingu i “spadochronowi” do Ligi Europy miała wielką okazję zmierzyć się z West Hamem, Freiburgiem i Olympiakosem Pireus. W tym sezonie z kolei także sromotnie przegrała w fazie play-off Ligi Europy z Maccabi Tel Awiw. Było aż 1:8, biorąc pod uwagę oba mecze. Legia zdobyła szybko bramkę za sprawą Bartosza Kapustki, a później… oddała piłkę – macie, grajcie. Zrobiła tak, ponieważ Serbowie podawali “ty do mnie, ja do ciebie” i nic z tego nie wynikało. Legia przejmowała piłkę i szybko próbowała kontrować. Tak naprawdę była bliższa podwyższenia prowadzenia za sprawą Chodyny czy Luquinhasa niż gospodarze strzelenia na remis. Zatrważająca wręcz była przewaga posiadania piłki, któa wyniosła aż 80-20 na korzyść Serbów. Tylko nic to nie dawało.
Szybki gol po przerwie ustawił całkowicie ten mecz. Błysnął głębiej grający Ryoya Morishita. Okazuje się, że Japończyk świetnie odnajduje się w środku pola, gdzie może posyłać takie napędzające podania. Dokładnie tak było w akcji na 1:0 i na 2:0. To on w obu przypadkach przyspieszał akcję. Luquinhas podwyższył na 2:0, a później jeszcze kolejną asystę w tym sezonie (szóstą) zanotował Ruben Vinagre, który obsłużył Kacpra Chodynę. Na pół godziny przed końcowym gwizdkiem było jasne kto tu rządzi i zgarnie trzy punkty. Legia już tylko kontrolowała to, co się dzieje i grała dużo pewniej. Próbowała nawet czasami przyspieszyć i strzelić gola numer cztery, lecz nieskutecznie. Za to gospodarze mieli jedynie okazję na bramkę kontaktową w samej końcówce, ale Kacper Tobiasz popracował na czyste konto.
W taki sposób należy wygrywać spotkania ze słabszym przeciwnikiem. Może w pierwszej połowie Legia trochę za bardzo oddała inicjatywę, ale w pełni to wszystko kontrolowała, bo nie było z tego żadnych groźnych okazji. Bardzo łatwo odhaczone trzy punkty i 3. miejsce w ogólnej tabeli za Chelsea i Fiorentiną. Jedynie Legia Warszawa i szwajcarskie Lugano mają na koncie zero po stronie strat. Tylko te dwie ekipy zachowały po dwa czyste konta. “Wojskowi” zmierzą się teraz z Dynamo Mińsk na własnym obiekcie i również nie wyobrażamy sobie innego wyniku niż zwycięstwo. Zwłaszcza, że Białorusini mają zero punktów na koncie.