Skip to main content

Dopiero co Lech Poznań zdeklasował szczecińską Pogoń i odzyskał pozycję lidera Ekstraklasy. Teraz znów ją stracił, bo przegrał w hicie ligowym z Rakowem Częstochowa. Przesądził o tym gol Iviego Lopeza w 50. minucie. "Kolejorz" spadł nawet na trzecią pozycję – za Pogoń i za Raków. Ostatnia twierdza w Ekstraklasie padła, bo to pierwsza porażka Lecha u siebie w tym sezonie.

To był bardzo ważny mecz dla Rakowa, chyba nawet ważniejszy niż dla Lecha. Mecz, który defniował ich dalszą walkę o tytuł. Porażka oznaczałaby sześć oczek straty do Lecha i gorszy bilans bezpośredni przy równej liczbie punktów. Zespół Marka Papszuna musiałby zatem liczyć na aż trzy straty punktów rywali więcej (czyli powiedzmy porażkę i dwa remisy, co powodowałoby siedem straconych punktów). Dywagacje, nadzieje na porażki i matematykę można odłożyć na bok, bo Raków wygrał przy Bułgarskiej 1:0, a przez to, że pierwszy mecz tych drużyn zakończył się remisem 2:2, to częstochowianie są wyżej w tabeli (oba zespoły mają po 48 pkt). A już najszczęśliwsza z takiego obrotu spraw jest Pogoń Szczecin, która po wygranej 4:0 z Radomiakiem ma 49 punktów i błyskawicznie wróciła na fotel lidera.

O pierwszej połowie należałoby zapomnieć, bo działo się tyle, co nic – brak podejmowania ryzyka w ataku przez oba zespoły, nudna gra, strach przed stratą bramki i ledwie jeden strzał celny – to bilans pierwszych 45 minut. Raz tylko można było się przebudzić z popołudniowej drzemki, kiedy indywidualną akcją błysnął Jakub Kamiński. Minął dwóch rywali, ale strzelił Kovaceviciowi prosto do koszyka. I to było na tyle. Lech obudził się dopiero po stracie bramki w 50. minucie. To była tak naprawdę pierwsza groźna akcja Rakowa, ale od razu skuteczna. Świetnym dośrodkowaniem popisał się Tudor, akcję zamknął Ivi Lopez, uderzył główką w tzw. kontrujący róg i zdobył bramkę numer 12 w tym sezonie Ekstraklasy. Ivi walczy o koronę króla strzelców, bo więcej o jedną ma tylko Mikael Ishak, a on w hicie nie trafił.

Lech niby próbował, ale nie chciało wpaść. W całym meczu oddał zaledwie dwa strzały celne, a ten drugi to uderzenie Jakuba Kamińskiego z ponad 20 metrów, ale akcji mieli sporo, szczególnie w ostatnich 15-20 minutach. Swoją akcję zawalił kompletnie Dawid Kownacki, który wszedł na boisko od razu po rozpoczęciu drugiej połowy. Ładnie przyjął piłkę po dośrodkowaniu Pereiry, zrobił sobie miejsce i z 10 metrów uderzył obok słupka. To była najlepsza akcja Lecha i to zdecydowanie powinno być 1:1. Później Lech wokół pola karnego gości zbudował sobie zamek i atakował z każdej ze stron. Częstochowianie tylko się głęboko bronili i wybijali. Kolejno nie trafili – Kamiński, dwukrotnie Rebocho i Ishak. Raków w doliczonym czasie już bronił rozpaczliwie, a Lech rozpaczliwie wrzucał, często trafiając w pierwszego obrońcę. Było jeszcze trochę przepychanek, zamieszania i sędzia Sylwestrzak zakończył mecz nie po upływie pięciu, a siedmiu doliczonych minut.

Walka o mistrza zapowiada się ekscytująco i najprawdopodobniej do samego końca. Raków mógł mieć już sześć punktów straty po porażce, co zdecydowanie oddaliłoby ich od marzeń od tytułu, ale wygrał i sytuacja wygląda w ten sposób – Pogoń ma 49 punktów, Raków i Lech po 48 punktów, ale de facto to Raków ma nad Lechem przewagę niewidzialnego punkciku w postaci lepszego bilansu bezpośredniego. Częstochowianie przyjadą jeszcze do Szczecina pod koniec kwietnia na mecz 31. kolejki, ale przedtem każde ze spotkań będzie dla wszystkich trzech drużyn małym finałem. Do końca pozostało 10 kolejek.

Related Articles