
Prawie pół sezonu wytrwali włodarze hiszpańskich klubów z masowymi zmianami trenerów. Do 17. kolejki jedynym poszkodowanym był Oscar Garcia, ale wówczas w Bilbao rozpoczęła się lawina. Dwie kolejki i trzy zmiany, w tym jedna z polskim akcentem!
W Celcie Vigo zwolnienia Garcii na pewno nie żałują. Eduardo Coudet został szóstym zagranicznym trenerem w La Liga 2020/21, w tym trzecim Argentyńczykiem. Jak na pstryknięcie palców odmienił grę Celestes, którzy znad strefy spadkowej trafili w górną cześć połowy. Przede wszystkim grają bardzo efektowny futbol, który może się podobać wszystkim kibicom, bez względu na barwy klubowe. Tyle że nadal zespół jest bardzo uzależniony od formy lub obecności Iago Aspasa, co dobitnie pokazują ostatnie spotkania z Ibizą w Pucharze Króla czy ligowe z Villarrealem – 2:5 i 0:4.
Tuż po nowym roku pracę stracił Gaizka Garitano. Samo zwolnienie nikogo nie zdziwiło, ale jego moment już na pewno. Dlaczego? Garitano nie wyleciał po słabiutkich derbach z Realem Sociedad, które przegrał 0:1. Wyleciał po… wygranej nad Elche, gdy Los Leones rozegrali bardzo dobre zawody przez większość spotkania. Jednak styl jaki prezentował jego Athletic Club był daleki od zadowalającego. O tym zwolnieniu mówiło się długo, ale być może prezydent Aitor Elizegi szukał godnego następcy. I znalazł! Marcelino Garcia Toral na dzień dobry dostał niezły chrzest bojowy. Najpierw ligowy mecz z Barceloną po kilkudziesięciu godzinach od objęcia posady. Co zmienił? Ustawienie! Garitano hołdował grze w ustawieniu 4-2-3-1, zaś Marcelino twardo wierzy w swoje 4-4-2. Niezłe spotkanie z Barcą i 2:3. Potem miał być trudny wyjazd na Atletico, ale los podarował mu kilka dni spokojnych treningów i spotkanie w Madrycie zostało odwołane.
Na Superpuchar do Andaluzji poleciał z zespołem pełen optymizmu i… niespodziewanie ograł Reale Madryt. Przed chwilą Raul Garcia skompromitował się swoim występem z Królewskimi w lidze, a w Superpucharze dał dwa gole i wygraną po naprawdę dobrej grze. Lada moment Marcelino może zgarnąć pierwsze trofeum, a przecież w kwietniu może dokonczyć także dzieło Garitano w finale Pucharu Króla za ubiegły sezon. Na pewno jedno mu się udało – wlać nadzieje w serca kibiców.
Powrót Abelardo
Po raz drugi do rzeki o nazwie Deportivo Alaves wchodzi Abelardo. Wychowanek Sportingu Gijon był już szkoleniowcem klubu ze stolicy Kraju Basków w latach 2017-2019. Choć w tym wypadku byłoby precyzyjniej powiedzieć, że pracował przez 19 miesięcy. Wówczas trafił 1 grudnia 2017 roku do Alaves i wszedł do zespołu naprawdę nieźle. Ćwierćfinał Pucharu Króla oraz koniec sezonu na 14. miejscu, tuż za Realem Sociedad i dwie pozycje nad Athletikiem. A przecież przejmował zespół na ostatnim miejscu w tabeli. Wówczas Alaves miało ledwie 6 punktów po 13. meczach i taki sam dystans do bezpiecznej strefy! Sezon później było jeszcze lepiej, gdyż zajął 11. miejsce z trzecim największym klubem w regionie.
Wydawało się, że Abelardo będzie szedł w górę, ale skończył pracę w Alaves i pod koniec grudnia trafił do Espanyolu na ratunek. Tam jednak było dobrze tylko na początku. 2:2 w derbach z Barceloną, a później był współautorem sensacyjnego spadku Papużek.
Teraz trzeci raz z rzędu przychodzi w okresie zimowym, ale sytuacja jest znacznie lepsza niż przy poprzedniej okazji w Vitorii. Miejsce szesnastę, więc niezła pozycja wyjściowa do osiągnięcia celu, czyli spokojnego utrzymania w lidze, a może małego zbliżenia do środka tabeli.
Na początek jednak zimny prysznic i 0:5 w Pucharze Króla od drugoligowej Almerii!
Awansował, a teraz poprowadzi
Gdy późną wiosną 2014 roku Korona Kielce finiszowała na 13. miejscu w Ekstraklasie, nikt nie przypuszczał, że ich ówczesny trener Jose Rojo Martin "Pacheta" za kilka lat trafi do La Liga. Prawdopodobnie on sam również, zwłaszcza że jego droga wiodła choćby przez… Tajlandię! W lutym 2018 roku przejął Elche i dokończył dzieło poprzednika, awansując do Segunda Division. Pierwszy sezon na zapleczu i 11. miejsce, a w drugim udało się wskoczyć do szóstki, wyprzedzając na finiszu Fuenlabradę, która przegrała w ostatniej kolejce ze zdegradowanym Deportivo La Coruna.
W play-offach nie było mocnych na ekipę Pachety. Cztery mecze i cztery czyste konta. Dwukrotnie był ten sam scenariusz. U siebie 0:0, na wyjeździe 1:0. W ten sposób pognębili Zaragoze i Girone. Co ciekawe w obu przypadkach w końcówkach. W półfinale Nino strzelił w 82. minucie, a w finale Pere Milla poczekał aż do 96. minuty i dał przepustkę do Primera Division. Ale na tym przygoda Pachety się skończyła. Dwa awanse, a pracę z Elche w La Liga kontynuuje Jorge Almiron.
Teraz jednak Pacheta trafia do Hueski i nie ma łatwego zadania. Drużyna z Aragonii jest na końcu tabeli. W dodatku terminarz wcale nie nastraja pozytywnie przed początkami w klubie. Lada moment na El Alcoraz przyjadą Villarreal, Real Madryt, a później czekają wyjazdy do Sevilli czy Barcelony. Łatwo nie będzie, ale dla Pachety to życiowa szansa. Jeśli się pokaże, być może lada moment wskoczyć karuzelę trenerską. Jeśli nie, zawsze znajdzie sobie pracę w Segunda Division.