Skip to main content

Nie da się ukryć, że pozycja Franka Lamparda w Chelsea słabnie z tygodnia na tydzień. Nawet ostatnia wygrana z Fulham (1:0) raczej podkopała notowania szkoleniowca The Blues niż je wzmocniła. Chelsea jest w kryzysie, a Roman Abramowicz nie należy do najbardziej cierpliwym właścicieli klubów na świecie. Dziś londyńczycy zagrają na King Power Stadium z dobrze dysponowanym Leicester. W razie porażki stołek pod byłym znakomitym reprezentantem Anglii zacznie się chwiać jeszcze bardziej.

Czy rzeczywiście Lamps może za chwilę podzielić los Jerzego Brzęczka i wylądować na zielonej trawce? Być może to jeszcze nie ten etap, ale byłoby i tak mniej zaskakujące niż wczorajsze decyzja Zbigniewa Bońka, który zapewniał, że selekcjoner zostanie. Wróćmy jednak do Anglii. Chelsea przed zwycięskim, choć bardzo marnym, meczem z Fulham, notowała bardzo marną serię. W sześciu wcześniejszych spotkaniach Premier League ekipa The Blues wygrała raz, zremisowała raz i cztery razy przegrała.

2021 rok Chelsea rozpoczęła od porażki 1:3 z Manchesterem City. Potem była pucharowa wygrana z niżej notowanym Morecambe (4:0) i wreszcie wspomniany mecz na Craven Cottage, kiedy to grające od 44. minuty w dziesiątkę Fulham długo utrzymywało się w grze o punkty. Ostatecznie zwycięskiego gola dla Chelsea strzelił Mason Mount. I tu być może dochodzimy do clou problemu. Napastnicy. A szczególnie Timo Werner. Niemiec miał być jedną z gwiazd Premier League, a poza kilkoma lepszymi spotkaniami (np. z Southampton) generalnie jest niewypałem. Licznik meczów bez gola bije. Ostatni raz Werner trafił do siatki 7 listopada w meczu z Sheffield. To już dwa i pół miesiąca bez gola. Trudno nie odnieść wrażenia, że ta seria ciąży Niemcowi, który stracił pewność siebie, jest nieskuteczny i po prostu gra bardzo słabo. A Tammy Abraham i Olivier Giroud nie przekonują w taki sposób, by można było powiedzieć, że któryś z nich stał się podstawowym wyborem Lamparda. Niby trzech bardzo dobrych piłkarzy, a w gruncie rzeczy posucha. W ostatnich spotkaniach The Blues strzelają maksymalnie jednego gola.

Leicester jest w o niebo lepszej sytuacji. Po 18 meczach na koncie Lisów jest 35 punktów (Chelsea ma 29). Wyżej w tabeli są tylko obie ekipy z Manchesteru. Podopieczni Brendana Rodgersa nie przegrali od 16 grudnia, kiedy na własnym terenie ulegli Evertonowi. Po drodze ograli Tottenham, zremisowali z Man Utd, a w ostatni weekend pokonali mocny w tym sezonie zespół Southampton. O strzeleckie dokonania dba przede wszystkim Jamie Vardy, który ma w tym sezonie już 11 trafień i 5 asyst. Dobrą robotę robią także Harvey Barnes (6+1), James Maddison (5+2), ale generalnie cały zespół Lisów funkcjonuje jak należy. Czy jest szansa na powtórzenie mistrzowskiej kampanii z 2015 roku? Pewnie niewielka, ale miejsce w TOP 4 i awans do Ligi Mistrzów są jak najbardziej realne.

Dlatego też dzisiejsza konfrontacja na King Power Stadium jest tak interesująca. Teoretycznie, na papierze mocniejszy skład ma Chelsea. Ostatnie wyniki przemawiają jednak zdecydowanie za drużyną gospodarzy. W zeszłym sezonie w obu ligowych meczach między tymi ekipami padały remisy – 1:1 na Stamford Bridge i 2:2 na King Power. Z kolei w ćwierćfinale Pucharu Anglii górą była Chelsea, która wygrała 1:0.

Related Articles