Trudno wymówić jego nazwisko, ale niedługo wszyscy będą musieli się tego nauczyć, bo zapowiada się na światową gwiazdę. Gruzin z Tbilisi potrzebował tylko kilku spotkań, żeby rozkochać w sobie Neapol.
Piotr Zieliński pozostaje w tej chwili zawodnikiem Napoli z najdłuższym stażem w drużynie, ale klub chciał się go w tym okienku pozbyć. Wszystko na skutek dużej rewolucji kadrowej i ograniczania kominów płacowych przez prezesa De Laurentiisa. Nie ma już Driesa Mertensa, Kalidou Koulibaly’ego i przede wszystkim Lorenzo Insigne. Neapolitańczycy stracili swoje trzy wielkie symbole, kojarzące się jeszcze z futbolem Maurizio Sarriego. Wszystkie w jednym okienku transferowym. W klubie nie ma też Jorginho, Allana, Hamsika czy Callejona. Ze starej gwardii pozostał tylko Piotr Zieliński i Mario Rui. W mieście zatem potrzeba nowych idoli i tę lukę doskonale wypełnił urodzony w 2001 roku Chwicza Kwaracchelia. Miał jednak ułatwione zadanie.
Chwicza nie pochodzi z kraju, który słynąłby z futbolowych gwiazd. W reprezentacji Gruzji gra przecież czterech ludzi z Ekstraklasy. Za chwilę jednak kilkukrotnie może przebić to, co taki Mychitarian zrobił dla Armenii. Już nazywa się go we Włoszech… Kwaradoną. W pięciu spotkaniach Serie A strzelił cztery gole: Hellasowi, dwie Monzy, a ostatnio Lazio. Ten ostatni to akurat mecz, który dla Napoli znaczy bardzo dużo, bo po drugiej stronie jest Maurizio Sarri. Z taką Monzą najpierw przysadził mierzony strzał prawą nogą z 20 metrów, a później w polu karnym zrobił na jeden zamach dwóch obrońców. Ci spodziewali się uderzenia prawą nogą, a Gruzin sprytnie zszedł do lewej, pokazując, że nie ma dla niego znaczenia którą nogą uderza. Na transfermarkt obok niego widnieje charakterystyka: “obunożny”.
Drybluje jednak prawą nogą i tylko szuka chwili, żeby opędzlować pilnującego go defensora. Taki jest już jego styl gry i broń Boże nie wolno w nim tego pierwiastka “joga bonito” zabijać. Czasami to po prostu sztuka dla sztuki, założenie komuś dziurki, próba przedryblowania kilku gości na raz. To się ogląda z wielką przyjemnością, a Spalletti ma za zadanie nauczyć zespołowości piłkarza, który dotychczas był przyzwyczajony do taktyki “grajcie na Chwiczę”. My pamiętamy go z dwumeczu z Rakowem w Lidze Konferencji, kiedy niemiłosiernie kręcił obrońcami. Raków co prawda wyeliminował Rubin Kazań, ale Gruzin miał w sobie coś takiego, że dał się zapamiętać. Raz za razem wiercił dziurę w brzuchu, szukając pojedynków.
Wszyscy w Neapolu zapomnieli o Lorenzo Insigne. Błyskawicznie narodził się nowy idol. Neapol słynie z przesadyzmu. W oknach mieszkańców do dziś stoją ołtarzyki poświęcone Diego Maradonie, a trochę rzadziej, ale zdarzały się też i te z Hamsikiem. Teraz Neapol opanowała tzw. “Kwaramania”, mimo że przecież dopiero co rozegrał… 300 minut. Już od kwietnia było wiadomo, że się przeniesie do Napoli, które zapłaciło za niego około 10 milionów euro Dinamo Batumi. Udało im się zrobić niezły interes, bo Chwicza rozwiązał wześniej umowę z rosyjskim Rubinem z wiadomych powodów. Ligę gruzińską po prostu zjadał. Nie inaczej jest na razie z kolejnymi rywalami w Serie A. “Kwara” błyskawicznie zamienił się w Neapolu w “Kwaradonę”. Musi tylko dopisać mu zdrowie, bo często w przeszłości łapał krótkie urazy. W końcu z takim stylem gry jest narażony na wiele kopniaków.