Mocno osłabiona Barcelona nie sprostała Osasunie i zaliczyła pierwszą ligową porażkę w sezonie, a ściślej mówiąc – pierwszą stratę punktów. Dziś wieczorem derby Madrytu. Jedni i drudzy niepokonani. Jedni i drudzy zdeterminowani, by zmniejszyć stratę do rywala z Katalonii.
Real traci do Barcelony 4 punkty, Atletico 6. Królewscy zaliczyli w sezonie dwa remisy, Atletico trzy. Stąd te straty do ekipy Hansiego Flicka, która do wczoraj szła jak burza, ogrywając każdego kolejnego rywala. Dziś zapewne Niemiec i jego ekipa będą ściskać kciuki za remis w derbach stolicy. Ewentualnie za triumf gospodarzy, bo mimo wszystko większym zagrożeniem w perspektywie całego sezonu jest Real. Real, który miał być głównym faworytem ligi po transferze Kyliana Mbappe.
Póki co nie można powiedzieć, że Mbappe jest niewypałem, ale jak na razie na pewno nie „zamiata” ligi hiszpańskiej. Do siatki trafia głównie z karnych, a Real również nie jest żadnym potworem. Sęk w tym, że Królewscy najgroźniejsi będą zapewne – tak jak zwykle – gdy Liga Mistrzów wejdzie w decydującą fazę. Złapią gaz w okolicy marca i nie zmniejszą obrotów do samego końca. Widzieliśmy to zbyt często, by nie przygotować się na taki scenariusz. Zresztą, Mbappe i tak dziś prawdopodobnie nie zagra – doznał kontuzji w ostatnim spotkaniu z Alaves i wszystko wskazuje na to, że czekają go 2 lub 3 tygodnie odpoczynku.
Atletico również nie próżnowało na rynku transferowym. Na Juliana Alvareza, Conora Gallaghera, Robina LeNormanda i Alexandra Sorlotha wydano łącznie ponad 180 milionów euro. Wpływy ze sprzedaży Joao Felixa, Samo Omorodiona i Alvaro Moraty pokryły mniej więcej połowę tej kwoty. Czy transfery się spłacają? Na razie trudno to jednoznacznie stwierdzić. Atletico jak zwykle mało traci (raptem trzy gole), ale i niewiele strzela (tylko jedenaście bramek). Jednak z tych jedenastu goli aż pięć to dzieło nowych piłkarzy – po dwie zdobyli Alvarez i Gallagher, jedną dorzucił Sorloth. Liderem drużyny pozostaje jednak niezmiennie Antoine Griezmann, który ma dwie bramki i trzy asysty.
Atletico Diego Simeone niemal zawsze jest trudnym rywalem dla sąsiada zza miedzy. W zeszłym sezonie Los Colchoneros wygrali na Wanda Metropolitano 3:1, a na Santiago Bernabeu zremisowali 1:1. Był też mecz w Copa del Rey, w którym Atletico ograło Real 4:2 po dogrywce. Była też batalia w półfinale Superpucharu Hiszpanii. Tam również była dogrywka, ale w niej górą byli Królewscy, wygrywając 5:3. Patrząc zatem przez pryzmat starć z ubiegłego sezonu, w dzisiejszych derbach można liczyć na grad bramek.
Jeśli chodzi o ubytki, to o jednym już wspomnieliśmy. W Realu najprawdopodobniej nie zobaczymy najlepszego strzelca, czyli Mbappe. Od wielu miesięcy nie ma również Davida Alaby. Pozostali nieobecni to Brahim Diaz i Dani Ceballos, czyli mało istotne elementy ekipy Los Blancos. Po stronie gospodarzy na L4 są Cesar Azpilicueta i Pablo Barrios. Do składu po krótkiej przerwie wraca za Rodrigo De Paul.
Obie madryckie kapele w środę czekają wyjazdowe spotkania w Lidze Mistrzów – Królewscy zagrają z Lille, a Los Colchoneros z Benficą. Jedni i drudzy sezon w Champions League zaczęli od zwycięstw, więc do tych konfrontacji mogą przystępować ze spokojem.
Na tym etapie sezonu żaden mecz nie waży tyle, ile ważyć będzie w kwietniu czy maju. Nie zmienia to jednak faktu, że derby Madrytu są szalenie ważne i prestiżowe. Początek spotkania o 21:00. Mecz można obejrzeć w Unibet TV – wystarczy aktywne konto gracza Unibet.