Skip to main content

Nie ma w finale Realu, nie ma Barcelony, a co więcej, nie ma także Atletico czy rewelacyjnej Girony. Copa del Rey 2023/2024 sypnął niespodziankami, ale w decydującym meczu w Sewilli zobaczymy Athletic Bilbao oraz Mallorcę. Faworytem rzecz jasna będą Baskowie, którzy w ostatnich latach dość regularnie meldowali się w finałach, tyle że bez efektu. Teraz nie będzie wytłumaczenia mocniejszym przeciwnikiem. Tyle że Mallorca już miała kilka razy odpaść w poprzednich rundach, a pokonała kilku papierowych faworytów!

W tym roku mija dekada od ostatniego El Clasico w finale Copa del Rey. To wtedy Real Madryt wygrał 2:1 po słynnym golu Garetha Bale’a, który zdemolował w pojedynku biegowym Marca Bartrę. Tyle że od tamtej pory Real znalazł się w finale tylko raz i wygrał ten finał dwanaście miesięcy temu, pokonując Osasunę, także 2:1. W międzyczasie Blaugrana zgarnęła pięć tytułów, w tym aż cztery z rzędu. Jednak obecny przypadek jest już trzecim z ostatnich lat, gdy nie ma w finale ani Barcy, ani Realu. Tak było w finale za 2020 rok, gdzie doszło do derbów Kraju Basków. Dwa lata temu Real Betis niemal u siebie wygrał z Valencią. Teraz starcie Athletic – Mallorca, a po raz piąty z rzędu areną zmagań jest sewilska La Cartuja. Przez wiele lat było mnóstwo przepychanek, gdzie rozgrywać finałowe spotkanie. Wydaje się, że wielofunkcyjny obiekt w Andaluzji jest idealnym rozwiązaniem. Dlaczego? Żaden klub nie jest gospodarzem. Jedyną przewagą może być moment, gdy w finale zagra któryś z sewilskich klubów, jak to było powyżej opisane.

Trzynaście razy częściej!
Gdyby zliczyć finały, w których były oba kluby, wyszłaby kompletna przepaść. Athletic zagra jubileuszowy… 40. finał! Oczywiście zdecydowaną większość rozgrywał, gdy większości czytających ten tekst nie było jeszcze na świecie, a możliwe, że podobnie było z ich rodzicami. Nie zmienia to faktu, że tylko Barca ma ich więcej – 42, a Real Madryt w tym momencie tyle samo. Liczba wygranych przez Los Leones także robi wrażenie – 23. Tyle że ostatni wygrany Puchar Króla miał miejsce w 1984 roku, gdy pokonali na Santiago Bernabeu 1:0 Barcelonę. Od tamtej pory już tylko przegrywali w decydujących meczach. Tak było rok później z Atletico, ale również pięciokrotnie(!) w XXI wieku. Cztery razy lepsza okazywała się Barcelona – 2009, 2012, 2015 i 2021. Ten ostatni rok był najboleśniejszy, bo wtedy rozegrali… dwa finały. Poza planowym z Blaugraną, był jeszcze zaległy za covidowy 2020 finał z Realem Sociedad. Lokalny rywal także okazał się lepszy i dzisiaj czas oczekiwania na triumf w Copa del Rey to już 40 lat. Tyle że kibice z Bilbao jak mantrę powtarzają kilka dat. Wygrali w 1904 roku, wygrali w 1944 po 40 latach przerwy. Po kolejnych czterech dekadach także zwyciężyli w 1984. Teraz minęło właśnie czterdzieści lat, zatem wierzą, że historia nadal będzie zataczać koło.

Mallorca grała dotychczas trzykrotnie z najważniejszym meczu tych rozgrywek. W 1991 lepsze było Atletico, w 1998 Barcelona, ale już na początku tego wieku – w 2003 roku pokonali Recreativo Huelva. Nie dość, że skład tamtego finału był dość “egzotyczny”, podobnie ma się sprawa z miejscem jego rozgrywania, bo było nim… Elche i stadion Martinez Valero. Swoją drogą kluczową postacią tamtego spotkania był… Samuel Eto’o. Kameruńczyk ustrzelił dublet dobijający rywala, którego napoczął z rzutu karnego Walter Pandiani. W zespole z Balearów tamtego dnia wystąpili ponadto m.in. Leo Franco, wieloletni bramkarz Atletico Madryt, a także Miguel Angel Nadal czyli była gwiazda Barcelony, a prywatnie… wujek słynnego tenisisty Rafaela Nadala.

Droga do finału
Athletic, co prawda trzy z czterech ostatnich meczów rozegrał w domu, to jednak miał raczej trudniejszą drogę. Tak można nazwać pokonanie Barcelony w 1/4 finału czy Atletico w półfinale. Chwilę wcześniej trzeba było zmierzyć się z innym przedstawicielem LaLiga – 2:0 z Alaves, zaś w 1/16 finału było drugoligowe Eibar. W zasadzie Baskowie mieli sporo szczęścia do wyjazdów. Sewilla to będzie jedyny przypadek, gdy musieli ruszyć w dalszą podróż. Rubi na samym starcie to klub z przedmieść Barcelony, zaś Cayon to sąsiednia do Kraju Basków Kantabria. Eibar leży kilkadziesiąt kilometrów od Bilbao, a dopiero Madryt w półfinale można było uznać za większą wyprawę.

Mallorca to wyspiarski klub, zatem wszędzie mają daleko. Może nie tak, jak w przypadku klubów z Wysp Kanaryjskich, ale nadal samolot to podstawowy środek transportu przy każdej okazji. Drużyna Javiera Aguirre rozpoczęła od 4:0 z Boiro, później dwukrotnie wygrywali po 3:0 z Valle de Egues i Burgos. Schody pojawiły się podczas rywalizacji wyspiarskiej w 1/8 finału. Wtedy właśnie ruszyli na Wyspy Kanaryjskie, gdzie po dogrywce pokonali Tenerife 1:0. Po obijaniu przeciwników z niższych lig, od 1/4 finału przyszli poważni rywale. Najpierw rozpędzona wówczas Girona. Tyle że na Son Moix goście przeżyli spory szok. Takowym była pierwsza połowa, po której było już 3:0 dla gospodarzy! W drugiej połowie ówczesny lider gonił, ale strzelił tylko dwa gole. Kolejna runda i kolejny przeciwnik z góry tabeli. Jak się okazało pierwszy z dwóch baskijskich. 0:0 w domu nie zwiastowało niczego dobrego, bo mówimy o ekipie własnego boiska. Przynajmniej tak to wygląda w lidze, gdzie 22 z 31 punktów to efekt gry na Son Moix! W San Sebastian rzuty karne jednak zaważyły. Najpierw w meczu swojej “jedenastki” nie wykorzystał Mikel Oyarzabal, a po 90. minutach było 1:1. Kapitan Txuri-urdin pomylił się także w serii rzutów karnych, które bezbłędnie egzekwowali wyspiarze. Sergi Darder zamknął temat i dał niespodziewany awans do finału.

Trzecia potyczka w sezonie
Oba zespoły mają już za sobą bezpośrednią rywalizacje ligową w LaLiga 2023/2024. To były zgoła odmienne spotkania. Po raz pierwszy spotkali się 3 września w ramach 4. kolejki na Balearach. Po przeraźliwie nudnym meczu – kandydat do TOP10 najnudniejszych gier w sezonie! – skończyło się zasłużonym bezbramkowym remisem. Nie powiem, że to był pokaz antyfutbolu, ale dość częsty obrazek, jeśli chodzi o wyjazdowe spotkania Athletiku w tym sezonie. Byli na tyle mocni w defensywie, by przeciwnik nie zrobił im krzywdy, ale na tyle apatyczni w ofensywie, że sami nie mogli pokonać Predraga Rajkovicia. Zupełnie inna była potyczka sprzed dwóch miesięcy. 2 lutego Athletic zmiótł z powierzchni ziemi Mallorce 4:0 na San Mames. To było jednostronne spotkanie, którego gwiazdą okazał się być… Yuri Berchiche. Lewy defensor wówczas strzelił dwa efektowne gole otwierając wynik po kwadransie. W drugiej części swoje bramki dorzucili Gorka Guruzeta oraz Iker Muniain. Skończyło się na 4:0, co było wynikiem pokazującym, ile tamtego wieczoru dzieliło obie drużyny. Wtedy, a także w trakcie sezonu można było zobaczyć różnice w sposobie gry przez jednych i drugich, którą opisał tuż przed finałem profil Opta. Athletic w tym sezonie wymusił 301 strat przeciwników do 40. metra jego połowy przy 178 takich atakach Mallorki. W strzałach po takich przechwytach przewaga 41 do 24 na korzyść Basków, ale najbardziej przemawia najważniejsza statystyka – gole. 8 po stronie ekipy Ernesto Valverde i ani jednego przy zawodnikach Javiera Aguirre.

Faworyt po teście na Bernabeu
Mallorca może, Athletic musi. Przegrywali z Barceloną i można było wybaczyć. Porażka derbowa w finale musiała boleć podwójnie, ale tam klasa rywala była podobna. Tutaj na papierze Baskowie będą wyraźnym faworytem. Gdyby patrzeć na tabelę ligową to przecież 25 punktów różnicy, które z niczego się nie wzięły na tak długim dystansie. To przecież średnio 0,83pkt więcej po każdej ligowej kolejce. Przepaść? A i owszem, tyle że Los Leones nie mogą ani na chwilę zapomnieć, że tutaj nie będzie żadnego rewanżu. Nie będzie drugiej szansy na rehabilitacje i powtórkę. Athletic rzuci na szalę niemal wszystko, co ma najlepsze. Niemal, bowiem w bramce od początku rozpocznie Julen Agirrezabala. Nominalny drugi bramkarz dostaje swoje szansę w rozgrywkach pucharowych i trzeba przyznać, że wykorzystuje okazje, by się dobrze zaprezentować. 23-latek zagrał także od pierwszej minuty na Bernabeu, gdzie mógł już wdrożyć się w klimat wielkiego meczu. Kilka dni wcześniej zagrał także dla reprezentacji Kraju Basków przeciwko Urugwajowi. Dzięki temu można powiedzieć, że nabył jako taki rytm meczowy. Oczywiście to nie jest rytm, jaki ma Unai Simon, podobnie jak w przypadku umiejętności.

Ta kwestia jednak nikogo w Bilbao nie martwiła, bowiem wszyscy wiedzieli, jaka będzie hierarchia w finałowym meczu. Inną kwestią było zdrowie kluczowych zawodników. W meczu na Santiago Bernabeu z kontuzją zszedł Yeray Alvarez, ale to paradoksalnie nie była najgorsza wiadomość. Być może tak byłoby przed sezonem, ale przecież Yeraya długo nie było. W tym czasie duet Aitor Paredes i Dani Vivian pokazał się z bardzo dobrej strony, tworząc zaporę wielokrotnie nie do przejścia. Najlepszą reklamą jest niedawny debiut Viviana w pierwszej reprezentacji Hiszpanii.

Kolejnym aspektem były kłopoty zdrowotne Nico Williamsa. Co prawda bogactwo na skrzydłach Athletic ma spore – poza braćmi Williamsami jest jeszcze Alex Berenguer – to jednak młody reprezentant La Furia Roja to zawodnik potrafiący zrobić różnicę na niewielkiej przestrzeni. Szybkość i umiejętność zachowania się pod bramką rywala robią wrażenie. Dodatkowo zrozumienie kwartetu ofensywnego złożonego z braci Williams oraz Oihana Sanceta i Gorki Guruzety to także ważna kwestia. Dzisiaj trudno rozdzielić tych piłkarzy, mimo że niemal każdy z nich ma lepszych lub gorszych zmienników. Wg baskijskich mediów Nico jest już w pełnym treningu, co może oznaczać grę od pierwszej minuty w sobotni wieczór.

Sprawić kolejną niespodziankę
Mallorca jako się rzekło wyeliminowała po drodze trzecią Gironę i szósty w tabeli Real Sociedad. Drużyny mocniejsze, a także dysponujące znacznie większym potencjałem piłkarskim. Na boisku jednak potrafili wykorzystać swoje atuty – w tym boisko – a także skorzystać z błędów przeciwników. Jednak to nie jedyne sukcesy z mocniejszym rywalem. We wrześniu zremisowali 2:2 z Barceloną u siebie, a w samej końcówce mieli piłki na zamknięcie meczu. Zresztą z pozostałymi drużynami czołówki te wyniki albo były korzystne dla nich – 1:0 z Gironą w lidze – albo na styku. W Madrycie przegrali dwukrotnie, ale 0:1 z Realem czy Atletico wstydu na pewno nie przynosi i pokazuje, że nie tak łatwo jest rozbić defensywę drużyny Aguirre. Już w ubiegłym sezonie dysponowali ósmą najszczelniejszą obroną LaLiga, zajmując finalnie dziewiąta lokatę w lidze, w której walczyli niemal do końca o europejskie puchary! W tym sezonie już tak kolorowo nie jest, gdyż nadal trudno mówić o pewności utrzymania. 15. miejsce po 30. kolejkach i tylko – lub aż – 6 punktów przewagi nad otwierającym strefę spadkową Cadizem. Z jednej strony wielka szansa na największy sukces klubu od dwóch dekad, a z drugiej trzeba nadal być czujnym w końcówce sezonu. Jedno się jednak nie zmieniło – mocna defensywa. Przed nimi ledwie sześć klubów w tej materii – Real, Athletic, Real Sociedad, Valencia, Las Palmas(33) i Barcelona(34) – a oni mają taki sam wynik – 35 straconych goli – jak Atletico Madryt, będąc nieco lepszym od rewelacyjnej Girony. To najlepiej oddaje, co się liczy dla trenera Aguirre. Dodatkowym atutem jest wspomniany Rajković. Serbski bramkarz już we francuskim Stade Reims robił dobre wyniki po cichu. Tutaj jest podobnie i wydaje się, że bez kłopotu poradziłby sobie w klubach z góry tabeli. Gdyby ktoś z pucharowiczów szukał takiego człowieka, wówczas mógłby za stosunkowo nieduże pieniądze kupić solidnego bramkarza.

Tyle że Rajkovicia raczej nie zobaczymy na boisku w finale. Aguirre w tej materii postępuje podobnie do Valverde(albo na odwrót) i numerem jeden w Pucharze Króla jest nominalna “dwójka” z ligi. Dominik Greif do tej pory był tym najczęściej broniącym w rozgrywkach. Słowak opuścił tylko jeden mecz, gdy w 1/32 przeciwko Valle Egues bronił wiekowy Ivan Cuellar. Poza tym Greif dostawał regularnie szansę, podobnie zresztą, jak w ostatnim meczu ligowym. Aguirre zdecydował się dać chociaż namiastkę rytmu meczowego, dzięki czemu Greif wyszedł w podstawowym składzie na Mestalla. Przeciwko Valencii zachował czyste konto i zapewne taki sam cel przyświeca jemu oraz kolegom w Sewilli.

Mallorca musi jednak wziąć poprawkę na swoje działania w ataku. Tutaj jest baaardzo daleko od tego, by powiedzieć, że jest przynajmniej nieźle. Najlepsi ligowi strzelcy – Abdon Prats i Vedat Muriqi – mają zaledwie po pięć goli! Paradoks całej sytuacji, że ten pierwszy więcej bramek zdobył w Copa del Rey – 6 – gdzie razem z Asierem Villalibre mogą powalczyć o koronę króla strzelców. To właśnie ten duet, wraz z Douvikasem z Celty Vigo przewodzi klasyfikacji snajperów. Niedaleko za nimi jest Kanadyjczyk Cyle Larin, kolejny z napastników z Son Moix. Wyniki strzeleckie w lidze nie wzięły się z przypadku, skoro mówimy o drużynie, która strzeliła 25 goli w 30 meczach! 0,83 bramki na każde 90 minut to wynik absolutnie fatalny, a gorszy pod tym względem jest tylko Cadiz…

***

Na stadionie w teorii może być obecnych około 56-60 tysięcy kibiców. Po 20 tysięcy biletów dostały oba kluby. Jasnym jest, że dla jednych to wystarczająco, a dla drugich kilkukrotnie za mało. Mallorca taką frekwencją na meczach domowych raczej nie może się pochwalić, ale Athletic zdecydowanie mógłby sam zapełnić całą La Cartuje. Szacuje się, że do Sewilli wybiera się około 60-70 tysięcy kibiców Los Leones, z czego większość bez wejściówek na stadion. Część liczy, że jakimś cudem uda się wejść, ale to raczej płonne nadzieje. Kolejnych kilkadziesiąt zasiądzie na trybunach… San Mames, gdzie klub normalnie sprzedaje bilety na wspólne oglądanie finału z telebimów ustawionych na murawie.

***

Początek sobotniego meczu o godzinie 22:00.

Related Articles