Gdy emocjonowaliśmy się zgrupowaniem kadry Michała Probierza, kluby Ekstraklasy dokonywały ostatnich ruchów transferowych w letnik okienku. Te zamknęło się z piątku na sobotę, więc czas je podsumować. Oczywiście na rynku pozostali jeszcze piłkarze z kartą na ręku, ale trudno spodziewać się znaczących wzmocnień, skoro do tej pory nikt nie pozyskał takowych zawodników.
Zaczynamy od mistrza Polski, który już przekonał się, że gra na dwóch frontach nie należy do łatwych. Sześć porażek z rzędu licząc ligę i eliminacje europejskich pucharów to zdecydowanie spora rysa na drużynie Adriana Siemieńca. Przy okazji wszystko okupione irracjonalnymi liczbami w straconych golach. Tych było aż 19, co wzbudzało spore obawy na Podlasiu. Tuż przed przerwą reprezentacyjną udało się jednak pokonać Widzewa 1:0, co zdecydowanie uspokoiło kibiców Jagi. Mocno krytykowany zespół ma zaledwie cztery punkty straty do lidera z Poznania oraz zaległy mecz w Lublinie, po którym mógłby zostać nawet… wiceliderem. To najlepiej pokazuje, że ten start ligowy nie był najgorszy. W Białymstoku szybko wiedzieli, że jesień będzie długa, bowiem awansowali do fazy ligowej. Trzeba było zatem kilku transferów przychodzących. Większość z nich było już tutaj opisywanych przy okazji kolejnych meczów w europejskich pucharach. W ostatnich dniach jednak udało się pozyskać jeszcze trzy nazwiska. Mowa o Cezarym Polaku oraz Peterze Kovaciku. Pierwszy po udanym pobycie nad morzem – Kotwica Kołobrzeg – w końcu zaczepił się w Ekstraklasie i będzie tam traktowany jako młodzieżowiec. To także piłkarz z potencjałem sprzedażowym i niejako on ma rywalizować z Joao Moutinho o miejsce na lewej obronie wobec fiaska sprowadzenia z powrotem Bartłomieja Wdowika.
Na nieco podobnej zasadzie do Białegostoku trafił Kovacik. W ubiegłym sezonie zanotował kapitalne liczby dla Żeleziarne Podbrezova na swoim podwórku – 7 goli i 15 asyst – co zaowocowało transferem do włoskiego Como. Tam jednak debiutu nie było, zatem trafił na wypożyczenie do Polski. Co ciekawe za dwa tygodnie będzie miał okazje na pojedynki ze swoim byłym klubowym kolegą. Latem środkowy obrońca Marek Bartos zamienił Podbrezovą na Motor Lublin, gdzie póki co jest trzecim stoperem.
Raków z mocną końcówką kosztem… Piasta
Oba kluby mają podobne barwy, ale w końcówce okienka transferowego kierunek w woj. śląskim był jeden – z Gliwic do Częstochowy. Taką drogę obrał najpierw Ariel Mosór, a później Michael Ameyaw. Nie ma co ukrywać, że to ogromne wyrwy dla dobrze spisującej się drużyny Aleksandra Vukovicia. Pierwszy to przecież jeden z czołowych defensorów ligi, a dodatkowo młodzieżowiec, których minuty są na wagę złota… i pieniędzy przy ewentualnych karach. Raków w tym sezonie dobrze zaczął w tabeli minut młodzieżowców, głównie za sprawą Kacpra Trelowskiego między słupkami, a teraz Mosór powinien dorzucić swoje, co da okazje na zaoszczędzenie znacznej kwoty w kontekście kar. Z kolei Ameyaw też udanie rozpoczął sezon i w jego kontekście sporo mówiło się nawet o powołaniu do pierwszej reprezentacji. Skończyło się na plotkach, ale skrzydłowy w ostatniej chwili trafił pod Jasną Górę. Wiele osób zastanawia się, jaki ma pomysł na niego Marek Papszun. To przecież gracz przyklejony do linii, a w Rakowie takimi piłkarzami są wahadłowi, których tam dla niepoznaki nazywają skrzydłowymi. Z kolei “10”, to już pozycja znacznie bliższa centrum boiska. Prawda jest taka, że dobry piłkarz powinien zawsze się obronić, ale taktyka Medalików jest specyficzna, zatem chwilę Ameyaw może potrzebować na aklimatyzację.
Rzutem na taśmę pozyskano także innego ofensywnego zawodnika. Stal Rzeszów chwilę przed końcem okienka poinformowała o przedłużeniu kontraktu z Kolumbijczykiem Jesusem Diazem. Tymczasem później Raków ogłosił wypożyczenie tego gracza w swoje szeregi. Jeszcze niecałe półtorej roku temu Diaz biegał po czwartoligowych boiskach w barwach… Cosmosu Nowotaniec, a obecne rozgrywki rozpoczął od trzech trafień dla Stali. Teraz ma walczyć o najwyższe laury w Ekstraklasie. Klub spod Jasnej Góry zapewnił sobie opcje wykupu tego piłkarza.
Cierpliwość popłaca?
Na ten moment tak mogą powiedzieć włodarze Lecha Poznań. W końcu ich zespół prowadzi w Ekstraklasie. Jedyna porażka to ta odniesiona w Łodzi, a poza tym zremisowali w Częstochowie i resztę spotkań wygrali, w tym pokonali Pogoń. W przypadku Kolejorza także mogą być zadowoleni ze swojego wychowanka, który wrócił po wypożyczeniach. Antoni Kozubal miniony sezon spędził w Katowicach, gdzie przyczynił się do awansu. GieKSa wiedziała, że nie będzie najmniejszych szans na zatrzymanie takiego zawodnika, a chłopak z Podkarpacia wrócił do Poznania, gdzie jest podstawowym zawodnikiem drugiej linii. Trzeba jednak przyznać, że w stolicy Wielkopolski zaczyna się robić tłoczno w drugiej linii. Do klubu trafił wracający z Włoch Filip Jagiełło, który póki co nie rozpoczął meczu od pierwszej minuty. Ponadto udało się sprowadzić Patrika Walemarka z Feyenoordu oraz Stjepana Loncara z Ferencvarosu. Oba transfery wyglądają na papierze naprawdę dobrze i ten duet powinien być wzmocnieniem Kolejorza. Być może znacznie szybciej, niż Ali Gholizadeh. Irańczyk niemal cały ubiegły sezon miał kłopoty zdrowotne, a to przecież był najdroższy transfer w historii klubu. Ten sezon jednak rozpoczął na tyle dobrze, że… klub odrzucał oferty z jego rodzimej ligi. Oferty ciekawe finansowo, ale w tym momencie wydaje się, że to była najlepsza decyzja, jeśli miałby się spłacić za ubiegłoroczny transfer.
Kramer zostaje… Ale na jak długo?
Końcówka okresu transferowego to w Warszawie przede wszystkim były obawy o utratę jedynego regularnie strzelającego napastnika. Blaż Kramer tego lata… dwa razy “odchodził” z Legii i w niej zostanie przynajmniej do zimy. Słoweniec najpierw miał ruszyć do Turcji, ale z niej wrócił. Przeciwko Motorowi też nie zagrał w ostatniej kolejce, gdyż miał być już w “blokach startowych” do wyjazdu. Najpierw mówiło się o transferze do CSKA Sofia, a na ostatniej prostej pojawiła się oferta ze Slovana Bratysława. Nasi południowi sąsiedzi mieli bardzo mocną kartę przetargową w ręku o nazwie Liga Mistrzów. Finalnie jednak Słoweniec zostanie przy Łazienkowskiej. – To było stresujące. Chciałem zagrać w Lidze Mistrzów, co zaoferował mi Slovan Bratysława. Obydwa kluby zgodziły się i nie jest prawdą, że nie udało się to z powodu kwoty odstępnego. Ostatecznie to ja tego nie zrobiłem, ponieważ nie zgodziłem się na przedstawione warunki. Nie oczekuję milionów, jednak uważam, że jeśli opuszczę klub tak duży jak Legia, będę musiał przenieść się do lepszego miejsca – powiedział w rozmowie ze swoimi rodzimymi mediami.
Generalnie okienko w wykonaniu Jacka Zielińskiego i Goncalo Feio powinno być uznane za udane. Oczywiście nie ma Josue, nie ma Yuriego Ribeiro z zawodników podstawowych. Tyle że miejsce tego drugiego zajął Ruben Vinagre, który jeszcze przed dwoma laty był wyceniany grubo ponad 10 milionów euro. Udało się wzmocnić niemal każdą pozycje, chociaż oczywiście kibice nadal mają jeszcze większe oczekiwania. Z drugiej strony pierwsza część sezonu zdecydowanie udana. W lidze Legia jako jedyny pucharowicz nie przełożyła meczu, a mimo tego nie ma kłopotów w tabeli – drugie miejsce oraz dwa punkty straty do lidera z Poznania. W Lidze Konferencji zrobili swoje awansując do fazy ligowej. Żadnych strat, same zyski, więc teraz portugalski mógł po raz pierwszy w sezonie spokojnie popracować na treningach. W dużej mierze z zawodnikami, którzy mniej grali, o czym wyraźnie mówił po wygranej z Motorem.
Spore braki i głośne narzekania
W wielu miejscach kibice nie są zadowoleni z okienek transferowych. Trudno się dziwić, skoro często kluby po prostu przespały letni czas na sprowadzanie nowych piłkarzy. Powody były różne, ale efekt podobny. W tym aspekcie trzeba po prostu rozpocząć od Śląska Wrocław. Wicemistrz Polski przespał moment na wzmocnienie kadry przed europejskimi pucharami i odpadł z nich najszybciej spośród naszych reprezentantów. Na Dolnym Śląsku pojawiło się kilka ciekawych nazwisk, ale finalnie nie udało się w żaden ze sposobów zasypać ogromnej wyrwy po odejściu Erika Exposito. Sebastian Musiolik czy Junior Eyamba to nie ten poziom i widać to po wynikach osiąganych przez drużynę Jacka Magiery. Przedostatnia pozycja w tabeli plus miano jedynego zespołu, który nie wygrał w tym sezonie to fatalna łatka. Żeby było gorzej na sam koniec okienka ogłoszono porozumienie w sprawie rozwiązania kontraktu z Patrickiem Olsenem. Duńczyk w ubiegłym sezonie był istotną postacią drugiej linii, a teraz dyrektor David Balda lekką ręką pozbył się naprawdę solidnego pomocnika.
Na koniec udało się jedynie “wypchnąć” z klubu Patryka Klimalę, który trafi na wypożyczenie do Sydney FC. Nie wiadomo, jak będzie wyglądał podział wynagrodzenia. Wg plotek wrocławianie nadal mają partycypować nawet w 50% pensji napastnika. Przy 160 tysiącach to nadal będzie spore obciążenie budżetu Śląska, ale uda się w jakimś stopniu odciążyć pełny budżet płacowy.
***
Spory absmak na koniec okienka zapanował także w Lublinie. Motor jako beniaminek mający bogatego właściciela miał trochę namieszać na rynku, tymczasem skończyło się głównie na szumnych zapowiedziach Zbigniewa Jakubasa, który dość mocno ograniczył dopływ nowych piłkarzy. O ile kibice Motoru zadowoleni są z dotychczasowej postawy Ivana Brkicia między słupkami oraz gry Kaana Caliskanera, a także mają nadzieję, że debiut Sergiego Sampera był preludium do dobrych występów, tak mają prawo się obawiać trudów sezonu. Po kontuzji Kamila Kruka lublinianie pozostają z trzema stoperami, z których nieoczekiwanie wyróżnia się Sebastian Rudol. Dodatkowo jest tylko trzech nominalnych skrzydłowych, a wśród nich jedynym dającym konkrety, jak dotąd, jest Mbaye Ndiaye. Senegalczyk zdążył popisać się już dwoma świetnymi golami, ale tego w Katowicach “ukradł” mu wóz VAR z sędzią Gryckiewiczem do spółki. Ofiarą tego okienka został dyrektor sportowy Michał Wlaźlik, który pracuje nadal w klubie, ale dostało mu się trochę po głowie. To efekt jego otwartej komunikacji z kibicami, z cyklu “gdzie som transfery”. 14 odcinków, sporo zapowiedzi, a na koniec fiasko wielu ruchów. Na koniec jednak transfery musiały mieć zatwierdzenie Jakubasa, a w wielu przypadkach się go nie doczekały.
***
Co ciekawe w Szczecinie też mocno narzekano na brak ruchów z zewnątrz. Tymczasem okazało się, że – póki co – nie trzeba nowych twarzy, a można skorzystać z powrotów z wypożyczeń. Kacper Łukasiak i Jakub Lis w ubiegłym sezonie grali na poziomie I ligi na Lubelszczyźnie – Górnik Łęczna oraz Motor – a teraz dostają swoje szansę w Ekstraklasie. Pierwszy rozegrał ponad 400 minut i strzelił dwa gole, a drugi w szalonym meczu ze Śląskiem(5:3) wyszedł pierwszy raz w podstawowym składzie. Portowcy na pierwszą przerwę w rozgrywkach zeszli na czwartym miejscu oraz z kompletem zwycięstw w domu!
Last minute wciąż żywe
Oczywiście sporo ruchów transferowych miało miejsce “za pięć dwunasta”. W tym już opisane odejście Ameyawa. Jednak trzeciej drużynie Ekstraklasy udało się znaleźć zastępstwa. Długo trwała saga ze sprowadzeniem napastnika z Cypru, ale się udało. Andras Katsantonis w ubiegłym sezonie grał w klubie Karmiotissa, gdzie zgarnął koronę króla strzelców ligi cypryjskiej. Na papierze zatem 24-latek powinien być sporym wzmocnieniem siły ognia Piasta Gliwice. Dodatkowo niedawnemu mistrzowi Polski udało się przejąć ciekawego młodzieżowca. Jakub Lewicki nie miał szans na regularną grę w macierzystej Jagiellonii, więc wybrał klub na Górnym Śląsku.
Na zakupy w ostatniej chwili ruszyła także Stal Mielec. Karol Knap może w Cracovii nie miał szans na grę, ale dla mielczan powinien być dobrym ruchem. Jeszcze ciekawszym Serhij Krykun, którego szybkość potrafi być zjawiskowa, a i pod bramką przeciwnika jest w stanie zrobić wiele dobrego dla swojej drużyny. Przez chwilę było także spore zagrożenie, że błyskawicznie zostanie skrócone wypożyczenia Jakuba Mądrzyka z Rakowa. Finalnie jednak następca Mateusza Kochalskiego pozostanie w Mielcu, co nieco powinno uspokoić kibiców z ulicy Solskiego.