To miał być tydzień sukcesów Rakowa – w piątek mistrzostwo kraju, we wtorek Puchar Polski na dokładkę. Wyszło zgoła inaczej. Koronacja w lidze została przełożona, a Puchar Polski zgarnęła Legia. Jednak w kwestii złotych medali za Ekstraklasę to jedynie odwlekanie nieuniknionego. Prawdopodobnie koronację Rakowa będziemy mieli w ten weekend.
Zanim do tego dojdzie, pora na piątkowe i sobotnie spotkania. W piątek o 18:00 Jagiellonia zagra ze Śląskiem Wrocław. Białostoczanie wygrali trzy z czterech ostatnich meczów i definitywnie zamknęli kwestię obaw o utrzymanie. Z kolei Śląsk jest w zupełnie innym położeniu – dla wrocławian to już ostatni dzwonek, by jeszcze powalczyć o ligowy byt. Cztery punkty straty do Zagłębia Lubin działają na wyobraźnię, bo do końca sezonu już tylko cztery kolejki.
Ze stryczka w imponującym stylu urwał się też zabrzański Górnik, który wygrał wszystkie trzy ostatnie mecze i wskoczył nawet do górnej połówki tabeli, tuż za plecami rzeczonej Jagiellonii. Zabrzanie w piątkowy wieczór zagrają z Wartą Poznań. Rewelacja rozgrywek może żałować ostatniego meczu z Jagiellonią – gdyby go wygrała, sąsiad zza miedzy, czyli Lech, byłby już na wyciągnięcie ręki. A w tym momencie wyprzedzenia Lecha oznaczałoby grę w pucharach kosztem właśnie Kolejorza! Jednak dziś Warta traci pięć punktów do swojego potężniejszego krajana. Ciekawe, czy dziś wieczorem ta strata zmaleje i jak bardzo.
W pierwszym sobotnim meczu Radomiak, który dzięki ostatniej wygranej we Wrocławiu może już spać spokojnie, zagra z Piastem Gliwice. Gliwiczanie stracili swoją znakomitą serię zwycięstw, bo w ostatniej kolejce tylko zremisowali 0:0 z Pogonią. Podobnie jak Warta, Piastunki mogą tego żałować, bo potykający się Lech Poznań może być jeszcze do ugryzienia na finiszu ligi…
Wspomniany Lech zagra z Cracovią w sobotę o 17:30. Poznaniacy wyraźnie przygaśli – wygrali tylko jeden z pięciu ostatnich meczów w lidze, a na dodatek pożegnali się z Ligą Konferencji. Oczywiście, nikt nie robi im wymówek z powodu dwumeczu z Fiorentiną, bo ćwierćfinał europejskich rozgrywek to dla polskiego klubu i tak ogromny sukces, ale fakty to fakty. Lech nie wygrywa, a za plecami delikatnie przyczaiła się Warta i Piast. Ciekawe, czy wyjdzie z tego jeszcze jakaś draka. Cracovia ma tylko punkt mniej niż wspomniany Piast i świetnie potrafi radzić sobie w meczach z teoretycznie silniejszymi rywalami. W październiku przy Kałuży w Krakowie było 0:0.
Lechia Gdańsk zmierzy się z Zagłębiem Lubin w ostatnim z sobotnich spotkań. W Gdańsku już stypa – dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo umarł właściciel klubu. W przenośni – bo umiera też nadzieja na utrzymanie w lidze. 9 punktów straty do bezpiecznego miejsca na tym etapie rozgrywek oznacza tylko jedno – w przyszłym sezonie zespołu ze stolicy Pomorza w Ekstraklasie nie obejrzymy. Zagłębie z kolei pokonując swojego sobotniego rywala uczyni gigantyczny krok do zapewnienia sobie ligowego bytu. Szczególnie, jeśli w piątek przegra Śląsk.
Pierwszy niedzielny mecz do przygrywka. Wisła Płock zagra ze Stalą Mielec. Obie drużyny raczej wolałyby zapomnieć o wiośnie, bo dużo lepiej punktowały jesienią. Jednak widmo spadku udało się odgonić zarówno w Płocku, jak i Mielcu i końcówka rozgrywek to już jedynie walka o wyższe miejsce w tabeli, a co za tym idzie więcej kasy.
Wiele wskazuje na to, że mistrzostwo Polski Raków świętować będzie… w Kielcach. Częstochowianie o 15:00 w niedzielę zagrają z Koroną. Częstochowianom wystarczy remis. Beniaminek z Kielc notuje wprawdzie dość udaną rundę, ale chyba nikt nie sądzi, że może pokonać lidera i odłożyć koronację o tydzień lub…
… o kilka godzin. Bo wcale nie jest powiedziane, że swój niedzielny mecz wygra Legia. Zdobywcy Pucharu Polski jadą do Szczecina – podróż długa, a i świętowanie wtorkowego sukcesu pewnie nie było krótkie. Jeśli Raków przegra, to tylko zwycięstwo Legii z Pogonią oznaczać będzie, że matematycznie mistrzostwo kraju będzie nadal sprawą otwartą. Dwa trudne do spełnienia warunki, bo Portowcy nie przegrali meczu od dwóch miesięcy!
Kolejkę zamyka poniedziałkowy mecz Miedzi Legnica z Widzewem Łódź. Mecz całkowicie bez znaczenia, bo Miedź już spadła, a Widzew ostatnimi czasy głównie trwoni swój znakomity dorobek z pierwszej rundy. Po czterech kolejnych porażkach podopieczni Janusza Niedźwiedzia osunęli się już na 11. miejsce w tabeli i teoretycznie nie muszą być na końcu ligi nawet najlepszym z beniaminków. Gdyby ktoś narysował taki scenariusz trzy miesiące temu, uznany byłby za wariata. Dobre wyniki Korony i fatalne łodzian powodują, że dziś różnica między tymi klubami wynosi raptem 3 punkty.