Skip to main content

Przed sezonem patrząc na terminarz 16. kolejki Premier League, można było zakładać, że hitem weekendu będzie mecz Tottenham – Newcastle. Rzeczywistość jest jednak inna. O 18:30 czasu polskiego na Villa Park dojdzie dziś do konfrontacji Aston Villi z Arsenalem, czyli w praktyce trzecia ekipa ligowej tabeli zagra z liderem.

I oczywiście nikogo nie dziwi fakt, że w czołówce jest Arsenalem – nawet do pozycji lidera w wykonaniu Kanonierów zdążyliśmy się przyzwyczaić, bo przecież drużyna Mikela Artety okupowała fotel lidera przez większą część sezonu 22/23. Teraz londyńczycy wrócili na czoło stawki i wyraźnie mierzą w tytuł mistrzowski, którego nie zdobyli od dwóch dekad. Nie wiadomo, czy go zdobędą, ale wiadomo, że dziś wieczorem nie mają co liczyć na łatwą przeprawę.

The Villans są przykładem harmonijnie rozwijającej się drużyny. Dwa sezonu skończyli ligę na marnym 14. miejscu. W listopadzie zeszłego roku zespół przejął Unai Emery i już swój pierwszy, niepełny sezon, zakończył na wysokim 7. miejscu. Dzięki temu Aston Villa gra dziś w europejskich pucharach, m.in. z Legią Warszawa w grupie. Zresztą, po ostatnim pokonaniu wicemistrzów Polski, The Villans zapewnili sobie wyjście z grupy z 1. miejsca.

Siódme miejsce w sezonie 22/23 nie musi być sufitem możliwości dla klubu z Birmingham. Ekipa z Villa Park z bilansem 10-2-3 jest obecnie na podium ligi. W ostatnim czasie podopieczni Emery’ego zaliczyli dwie wpadki – porażka z Nottingham i remis z Bournemouth. Piszemy o tym, bo gdyby w tych meczach The Villans również wygrali, dziś to oni byliby liderem! Ale nie wpadki z teoretycznie słabszymi drużynami świadczą o możliwościach Aston Villi. W miniony wtorek drużyna ta pokonała 1:0 Manchester City. Takie wyniki czasem się zdarzają, ale przeważnie mówi się wtedy o pechu faworyta, który nie potrafił wykorzystać wielu sytuacji. Tymczasem w środę to Aston Villa była zespołem dużo lepszym i w pełni zasłużenie pokonała aktualnego mistrza Anglii. Nie tak dawno pokonała też Tottenham, ma też na rozkładzie Chelsea. Z ekip Big Six tylko Liverpool wyraźnie ograł drużynę Emery’ego (3:0). Należy też pamiętać o inauguracyjnym zwycięstwie Newcastle z Aston Villą 5:1, bo przecież dziś Big Six staje się historią, a teraźniejszość pisać będzie zapewne wielka siódemka, już ze Srokami.

Tak czy inaczej – Aston Villa wykręca świetne rezultaty i ustępuje Liverpoolowi o zaledwie 2 punkty, a Arsenalowi o 4. Ollie Watkins ma już 14 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (8 goli i 6 asyst), a dzielnie wtórują mu Leon Bailey (5+3), Douglas Luiz (5+2) czy Moussa Diaby (3+4). O żadnym z nich przed sezonem nie powiedzielibyśmy, że będzie czołowym piłkarzem całej ligi, a na dziś takie są fakty. Emery poukładał drużynę pozycja po pozycji i średniak staje się postrachem faworytów. Jeśli dziś zatrzymają Arsenal, trzeba będzie jasno stwierdzić, że żarty się skończyły i być może będzie to po prostu poważny kandydat do gry o tytuł. Niemożliwe? Wystarczy przypomnieć sobie sezon 2015/16, by stwierdzić, że wszystko jest możliwe. Marcin Wasilewski lubi to.

A kibice Arsenalu lubią ostatni wtorkowy wieczór, bo ich ulubieńcy wygrali z Luton 4:3, choć w pewnym momencie przegrywali już 2:3. Pokonanie Luton to dla The Gunners żaden wielki sukces, ale okoliczności tej wygranej powodują, że fani z północnego Londynu mogą mieć banana na buziach. David Raya spisywał się kiepsko, Luton poczuło krew i w pewnym momencie sensacyjnie prowadziło. Remis 3:3 utrzymywał się niemal do samego końca, ale w siódmej minucie doliczonego czasu gry Declan Rice strzelił głową gola na wagę zwycięstwa gości.

Czego spodziewać się po dzisiejszym meczu w Birmingham? Raczej nie remisu, bo od 16 spotkań pomiędzy Aston Villą i Arsenalem nie padł wynik nierozstrzygnięty.

Related Articles