Skip to main content

Tym razem PZPN wydał już konkretny komunikat. Kontrakt Czesława Michniewicza nie zostanie przedłużony. Jego praca z reprezentacją Polski zakończy się oficjalnie 31 grudnia 2022 roku. Najpierw ugasił pożar wzniecony przez Paulo Sousę, potem wykonał wszystkie kolejne cele, jednak odchodzi w nie najlepszej atmosferze, świeżo po aferze “premierowo-premiowej”.

Awans na mundial – odhaczony. Utrzymanie w Lidze Narodów – odhaczone. Wyjście z grupy już na samym turnieju – odhaczone. Odpowiedź na krytykę po ultradefensywnym i momentami wstydliwym stylu gry – także odhaczona w 1/8 z Francją. Oceniając same tylko sportowe aspekty pracy Czesława Michniewicza z kadrą nie można mieć żadnych zarzutów. Bolesne i przykre było co prawda patrzenie, jak Holandia w Lidze Narodów na Stadionie Narodowym robi z nami, co chce, a mecz z Argentyną na mundialu to żenujący obraz ofensywnej bezproduktywności i indolencji, jednak szczęście cały czas było przy selekcjonerze. Oba te słabiutkie występy nie miały swoich konsekwencji. Wyszarpane i trudne zwycięstwo w Cardiff oraz awans do 1/8 w niecodziennych okolicznościach sprawiły, że przy wszystkich wyznaczonych celach można było postawić tzw. ptaszki.

Kibice byli jednak niezadowoleni z tchórzliwej postawy w ataku, słynnej już “lagi na Robercika” i tego, że w meczu z Arabią Saudyjską głównym bohaterem musiał być bramkarz – Wojciech Szczęsny. Selekcjoner miał coś takiego w sobie, że przyciągał szczęście i sploty sprzyjających okoliczności. Kazimierz Górski zwykł mówić, że jak się szczęście powtarza, to już nie jest szczęście i tym Michniewicz mógł bronić swojej postawy. Wystarczyło tylko odpaść po walce z Francją, nikt przecież nie oczekiwał wywalenia z turnieju mistrzów świata. Odważną postawą, obudowaniem schematów wokół chętnego do gry Piotra Zielińskiego ta reprezentacja zaskarbiła sobie sympatię, wygrała nasze serca. Nie miało znaczenia to, że Kylian Mbappe niemiłosiernie nas pokarał. Liczyło się to, że można chodzić z podniesioną głową. Dominowało słowo “szkoda”, zwłaszcza tej ogromnej okazji z pierwszej połowy, po której mogliśmy prowadzić 1:0. Polscy zawodnicy stwarzali okazje, pokazali, że piłka ich nie parzy w stopy. W ten sposób Michniewicz odhaczył kolejny punkt – zadowolił kibiców narzekających na styl gry.

Oprócz spraw czysto sportowych jest też background, otoczka, cała ta aura wokół selekcjonera, a ta po mundialu była już wyjątkowo brudna od dymu. Na tej płaszczyźnie Michniewicz przegrał. Zaczęło się już jakiś czas temu od słynnych telefonów z Fryzjerem, które nie zostały wyjaśnione do końca. Tyle, że nie można mieć pretensji do Michniewicza, bo to nie on wybrał się na stanowisko selekcjonera. Cezary Kulesza chyba nie miał świadomości, że taką kandydaturą może podsycić ogień. Selekcjoner mógł się tłumaczyć tym, że nie będzie teraz komentował sprawy reportażu zrobionego przez Szymona Jadczaka z WP, bo ma na głowie teraz analizę rywali grupowych na mistrzostwach świata. Taka postawa była słuszna, Michniewicz zapowiedział kroki prawne już po samym turnieju.

Nic nie broni jednak chaotycznej postawy selekcjonera na Twitterze, gdzie blokował kolejnych dziennikarzy, czasami nawet tych, którzy byli mu przychylni. Michniewicz pokazał, że nie do końca radzi sobie z krytyką pracując na takim stanowisku. Ktoś musiał od środka tę atmosferę podsycać. Z jednej strony Michniewicz kompletnie nie przejmował się krytycznymi głosami, a z drugiej posyłał blok za blokiem, niczym 211-centymetrowy Marcin Możdżonek w swoim prime time. To się ze sobą gryzło. Wystarczyło przecież po prostu usunąć lub zawiesić konto, a nie dawać pożywki i blokować ludzi, którzy zajmują się przekazywaniem informacji. Selekcjoner zaczął strzelać z łuku na oślep. Do tego dochodzi też ważniejsza sprawa, w którą wplątał go sam premier Mateusz Morawiecki. To rzekoma premia za wyjście z grupy pogrążyła selekcjonera.

A to dyskusje o tym, ile kasy dla sztabu, ile na cele charytatywne, kiedy miała miejsce rozmowa, ile trwała, kłótnia ile dla kogo, doniesienia, że asystent miał już pytać o numery kont, a selekcjoner w ogóle nie powiadomić Kuleszy, że jest w ogóle jakaś premia. Nikt nie spodziewał się Mateusza Morawieckiego w tym wątku, a tu proszę bardzo. Na temat premii powstawało mnóstwo artykułów i wokół tego toczyła się cała dyskusja o przyszłości selekcjonera. Na pierwszy plan wyszła cała negatywna aura związana z tym zamieszaniem. Już samo dotowanie milionerów jawi się jako absurd, wykręcanie się potem przekazaniem tego na szkolenie i tak dalej… Całość podkopała całą pozytywną atmosferę, która została wypracowana meczem w 1/8 finału. Czesław Michniewicz swoje zadania wykonał i za to należy mu się szacunek, okazał się świetnym zadaniowcem, idealnym do tej roli, ale teraz czas na kogoś, kto wejdzie do tego grona z czystą głową i czystą kartą.

Related Articles