Skip to main content

Tottenham w derbach północnego Londynu pokonał Arsenal – 2:0, a Harry Kane do swojej ligowej kolekcji dorzucił ósmego gola i – co bardziej imponujące – asystę numer 10. Jeszcze druga dycha i wyrówna rekord Premier League, a to dopiero 11. kolejka!

Tottenham to lider Premier League. Tylko jedna porażka i to w pierwszej kolejce, a później długa seria imponujących wyników, jak choćby rewelacyjne 6:1 na Old Trafford, 5:2 na St Mary's Stadium, wypunktowanie taktyki Pepa Guardioli, a później Mikela Arteta. Nawet, jeśli nie idzie, to "Koguty" są w stanie wymęczyć zwycięstwo, na przykład w spotkaniu z West Bromem, gdzie Kane w 88. minucie trafił na 1:0 i dał swojej drużynie trzy punkty.

– Harry Kane i Son pracują jak zwierzęta, oczywiście z całym szacunkiem do zwierząt, bo sam je kocham. Pracowali niesamowicie, kiedy drużyna nie miała piłki. Harry czyścił we własnym polu karnym, Son przez 60 minut pracował jako skrzydłowy, pomagając pilnować Bellerina, później jako drugi napastnik wywierał presję na obrońców. Obaj bardzo dobrze czują ten balans i świetnie pracują dla drużyny bez piłki – mówił po meczu podekscytowany Jose Mourinho, który uwielbia współpracę obu tych graczy. To już 31 goli w Premier League, jakie wypracowała ze sobą wzajemnie para Kane-Son. Więcej mają tylko Drogba i Lampard – 36.

Harry Kane w tym sezonie gra inaczej. Częściej cofa się na własną połowę, jeszcze bardziej uczestniczy w rozegraniu piłki i przede wszystkim szuka Sona, robiącego sprinty w stronę bramki. W meczu z Southamptonem aż cztery (!) razy asystował przy golu koreańskiego gracza, po jednej asyście do Sona dołożył w meczach z: Manchesterem United, West Hamem, Burnley i Arsenalem. Aż osiem z jego dziesięciu asyst w tym sezonie Premier League to ostatnie podania do Sona. To najdobitniej świadczy o jakości współpracy obu zawodników i jak ważni są oni w kontekście walki o tytuł.

Liverpool ma swoje problemy kadrowe i mnóstwo kontuzji, ale dzielnie walczy zmiennikami, Manchester City dopiero wygrzebuje się z kryzysu po bezsensownym klepaniu w poprzek i utracie ofensywnego pazura, Chelsea ma w składzie wielu nowych graczy, którzy nie do końca wkomponowali się w zespół, jak Werner czy Havertz, w tej chwili wypadł im Ziyech, forma Manchesteru United jest nierówna, a bez Bruno Fernandesa w zasadzie nie istnieją, o Arsenalu to nawet nie ma co pisać, bo w tej chwili bardziej walczy o… utrzymanie, Leicester jest mocne, ale traci głupio punkty ze słabeuszami. Tottenham przy takiej formie swoich liderów – wyrasta tu na faworyta do mistrzostwa, choć Mourinho oczywiście się głośno śmieje, jeśli ktoś tylko o tym wspomni.

Related Articles