Skip to main content

Dziś wieczorem finał Klubowych Mistrzostw Świata, w którym Manchester City zagra z Fluminense. W półfinałach niespodzianek nie było, a jeśli również w finale nie będzie, to tytuł najlepszej klubowej ekipy globu zgarnie mistrz Anglii i zwycięzca Ligi Mistrzów, a Pep Guardiola tym samym powiększy i tak pokaźną kolekcję trofeów, które zgarnął w swojej trenerskiej karierze.

A nadmienić już na wstępie należy, że dla europejskich drużyn wygrywanie Klubowych Mistrzostw Świata stało się w zasadzie formalnością. Więcej o tym pisaliśmy już w zapowiedzi turnieju KMŚ TUTAJ. Ostatnich 10 triumfatorów Klubowych Mistrzostw Świata to za każdym razem drużyny, które reprezentowały Stary Kontynent. Pep Guardiola zresztą również zna smak triumfu w tej imprezie, bo wygrywał ją jako szkoleniowiec FC Barcelony w 2009 i 2011 roku. Teraz po wielu latach przerwy wraca do gry o ten tytuł, bo po wielu latach przerwy udało mu się wreszcie powrócić na szczyt w Champions League.

W półfinale Manchester City rozprawił się z japońską drużyną Urawa Red Diamonds, prowadzoną przez Macieja Skorżę. Zwycięzcy Azjatyckiej Ligi Mistrzów nie byli w stanie nawiązać wyrównanej walki z The Citizens, a więcej o tym meczu można przeczytać w naszym tekście TUTAJ.

W drugim półfinale, choć chronologicznie w pierwszym, brazylijskie Fluminense pokonało 2:0 egipskie Al Ahly. Długo utrzymywał się bezbramkowy remis, ale w 70. minucie zwycięzcy Copa Libertadores otworzyli wynik po strzale Jhona Ariasa z rzutu karnego, a wynik w końcówce na 2:0 ustalił John Kennedy.

Przeciętnemu kibicowi piłkarskiemu większość nazwisk graczy Fluminense nic nie powie, ale warto odnotować obecność Marcelo na lewej stronie defensywy – to oczywiście ten Marcelo, który przez lata czarował na lewej flance Realu Madryt, dając się również we znaki drużynom prowadzonym przez Guardiolę. Fani La Liga mogą też kojarzyć Ganso, który przez krótki czas występował w Sevilli. Tak czy owak – każdy inny wynik niż zwycięstwo Obywateli, będzie zaskoczeniem.

Polscy kibice powinni zasiąść przed ekranami jeszcze z jednego powodu. Finał KMŚ poprowadzi bowiem Szymon Marciniak. To już kolejny finał, który zgarnął nasz najlepszy arbiter – rok temu prowadził starcie Argentyny z Francją na mundialu, kilka miesięcy później finał Ligi Mistrzów z udziałem Manchesteru City i Interu Mediolan, a teraz po raz kolejny został obdarzony wielkim zaufaniem przez sędziowskich decydentów FIFA, z Pierluigim Colliną na czele. Mówiło się, że Marciniak po dwóch wielkich finałach, które już posędziował, raczej nie ma co liczyć na kolejne. Nie dlatego, że zawalił je, ale dlatego, że polityka FIFA w zakresie obsad sędziów jest dość zasadnicza. Wspominał o tym sam Marciniak w niedawnej rozmowie z Rafałem Rostkowskim na portalu TVP Sport.

Ale jak widać takie dywagacje okazały się nietrafne, albo po prostu były kokieterią ze strony „Sajmona”. Marciniak posędziował półfinał z udziałem Fluminense i Al Ahly, a dziś po raz kolejny wyjdzie na boisko, by sędziować również finał. Żartobliwie można stwierdzić, że Collina i spółka chyba nie czytają polskiego Twittera, gdzie na Marciniaka spadła ostatnio krytyka po publikacje fragmentów serialu „Sędziowie” na Canal+. Sędzia rodem z Płocka został skrytykowany przez kilku dziennikarzy za styl sędziowania (krzyki na zawodników, prowokowanie). Domorośli eksperci sędziowscy uznali to za niedopuszczalne, ale jak widać po obsadzie finału KMŚ – ci, którzy znają się na tej robocie, nie przejmują się opiniami żółtodziobów.

Dość jednak akademickich wywodów – początek dzisiejszego finału o 19:00 czasu polskiego. Wcześniej, również na King Abdullah Sport City w Dżuddzie, rozegrany zostanie mecz o 3. miejsce, pomiędzy Urawą i Al Ahly. Początek tego jakże nieistotnego meczu o 15:30.

Related Articles