Krzysztof Brede awansował i Krzysztofa Brede już nie ma w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Władzom klubu spod Klimczoka tak się spieszy, że nie dadzą nawet dotychczasowemu szkoleniowcowi skończyć rundy jesiennej. Czy słusznie? Tabela mówi, że tak. Ale liczby nie wszystko powiedzą.
Władze klubu miały prawo zwolnić trenera Brede, w końcu ostatnie miejsce jest poniżej oczekiwań w Bielsku. Mamy sezon wyjątkowy, w którym jest trzech beniaminków, a na koniec spadnie tylko jedna ekipa. Dla wszystkich to kapitalna szansa, by nieco dłużej zostać w Ekstraklasie. Oczywiście sezon jest krótki, grany nieco na wariata, z wieloma przerwami spowodowanymi koronawirusem wśrod piłkarzy kolejnych drużyn. Wydawało się, że da to trenerom nieco więcej oddechu. Prawdopodobieństwo spadku najniższe w historii, więc każdy z potencjalnych kandydatów do "zasilenia" I ligi pomyślał sobie, że to nie będzie on.
Na dzisiaj najbliżej tego jest Podbeskidzie, które było opisywane jako najmocniejszy beniaminek. Trudno się dziwić, skoro awansowali bez kłopotów – jako pierwsi – i mają kilka nazwisk ogranych na ekstraklasowych boiskach. W dodatku trener Krzysztof Brede ma swoją filozofię futbolu, której jest wierny. I tutaj zaczynają się schody. Podbeskidzie może nie gra wyrafinowanego futbolu, ale nie są też nie wiadomo jakimi "prostakami". Kilka dni temu przeczytałem tekst Michała Treli na portalu Newonce na temat upartego stawiania na jedną taktykę przez Brede i mam trochę wątpliwości.
Z jednej strony trener powinien mierzyć siły na zamiary i zerknąć sobie na stan posiadania w drużynie. Jeśli nie masz piłkarzy zdolnych do rozgrywania od tyłu, powinieneś postawić na futbol nieco bardziej bezpośredni. Z drugiej strony narzekamy na brak atrakcyjnej piłki w Ekstraklasie, a gdy trafi się trener, który chce zaproponować coś innego niż 99% beniaminków, jest "kasowany" w mediach. Poza tym to dobrze, że ma swój wybrany sposób gry i jest wierny temu, w co wierzy pod kątem piłkarskim.
Nie sztuką jest grać swój wymarzony futbol, jeśli idzie. Wtedy to tak naprawdę sama przyjemność. Chciałbym by trenerzy mieli okazje grać "swoje", nawet w trudniejszym okresie. Podbeskidzie jest ostatnie, ale to nie jest sytuacja, gdy po jesieni już jest po wszystkim. Punkt do Stali Mielec, dwa do Wisły Kraków i cztery do Wisły Płock, Warty czy Piasta. To nie jest tragedia, tym bardziej, że w weekend Górale będą mieli mecz w Płocku. Wyobraźmy sobie, że Podbeskidzie wygrywa, a Wisła Kraków i Stal przegrają swoje mecze. Nierealne? Wprost przeciwnie. Biała Gwiazda jedzie do Poznania, a mielczanie do Warszawy. W takiej sytuacji Podbeskidzie byłoby na miejscu 14. Tragedia? Na pewno nie, w końcu cel pozostał ten sam – utrzymanie.
Nikomu krzywda by się nie stała, gdyby Krzysztof Brede dograł rundę do końca. To raptem kilka dni więcej i dopiero wtedy zdecydować o tym czy pozostawić dotychczasowego trenera, czy zmienić.
Awans do Ekstraklasy był sukcesem. Zakładanym i pożądanym, ale jednak sukcesem. Kadra klubu była na to gotowa? Patrząc po nazwiskach można nieco powątpiewać. Natomiast wyobrażenia poszły nieco w górę.