Skip to main content

W La Liga wszyscy wstrzymują oddech. Wyścig czterech drużyn po mistrzostwo Hiszpanii wchodzi w decydującą fazę, a w ten weekend wszyscy zainteresowani zagrają pomiędzy sobą. W sobotę szlagier absolutny – Atletico Madryt jedzie na Camp Nou, by zmierzyć się z FC Barceloną. Jesienią Diego Simeone po raz pierwszy w karierze trenerskiej ograł Dumę Katalonii w meczu ligowym.

Prób było wiele, ale Messi i spółka zawsze wychodzili z nich obronną ręką, co najmniej remisując. Przegrywali w Champions League, przegrywali w Copa del Rey, ale nigdy w La Liga. Jednak ta jesień była dla Barcelony wyjątkowo nieudana pod względem meczów z faworytami. Ekipa Koemana przegrywała w zasadzie wszystkie „duże” mecze. I tak samo było na Wanda Metropolitano 21 listopada. Fatalny błąd popełnił Marc-Andre ter Stegen, a zwycięskiego gola dla Los Colchoneros zapisał na swoim koncie Yannick Carrasco.
 

Atletico wygrało i było na etapie wypracowywania sobie przewagi. Mniej więcej na półmetku rozgrywek wielu widziało już drużynę Simeone na mistrzowskim tronie. Straty Realu i Barcy były ogromne. Tak się przynajmniej wydawało. Jednak Atletico nie zdołało utrzymać mistrzowskiej formy przez całą kampanię. Zaczęły mnożyć się wpadki i straty punktów, a Barcelona i Real systematycznie zmniejszały dystans. Szczególnie imponujący był pościg Barcy, która miała większe straty, a w 2021 roku zaczęła punktować taśmowo. Porażka przyszła dopiero w El Clasico, ale nawet drugi kolejny przegrany mecz z Realem w jednym sezonie nie był tak bolesny, jak niedawna wpadka z Granadą. Barcelona prowadziła 1:0, by przegrać 1:2. Gdyby wtedy zainkasowała trzy punkty, do dzisiejszego meczu z Atletico przystępowałaby już jako lider.

Zespół Koemana zostanie liderem, jeśli wygra dzisiejszy mecz. Ale może to być pozycja lidera tylko na nieco ponad 24 h. Jutro swój mecz z Sevillą zagra Real, który ma tyle samo punktów i – jak już wspomnieliśmy – korzystniejszy bilans meczów bezpośrednich. Porażka z Granadą jest więc bardzo bolesna w skutkach. Barcelona nie ma już swojego losu w swoich rękach. Musi liczyć na potknięcie Realu. Teoretycznie najłatwiej będzie o nie jutro, gdy Królewscy zagrają z innym czołowym zespołem ligi. Ale Zinedine Zidane wytrzymywał już niejedną sytuację pod presją i nie można wykluczyć także sytuacji, w której Los Blancos wygrają wszystkie pozostałe cztery mecze, a potem sięgną po drugi z rzędu tytuł.

Eksperci faworyta dzisiejszego meczu widzą mimo wszystko w Barcelonie. Duma Katalonii wygrała ostatnimi czasy kilka ważnych meczów, z finałem Copa del Rey na czele. Zdobyte trofeum na pewno podbudowało morale Blaugrany. Barcelona gra w 2021 roku najbardziej przekonujący futbol w Hiszpanii i tworzy najwięcej bramkowych sytuacji. Ze skutecznością bywa różnie, podobnie jak ze szczelnością defensywy, ale mimo wszystko Katalończycy wydają się zespołem w najlepszej formie spośród kandydatów do tytułu. Już sama forma Leo Messiego jest gigantycznym atutem w rękach, a Argentyńczyk strzela i asystuje jak za swoich najlepszych lat. Pewnym krokiem zmierza po tytuł króla strzelców. Może go też okrasić – podobnie jak sezon temu – tytułem najlepszego asystenta. Tutaj póki co lepsi są jednak Iago Aspas i Marcos Llorente.

Oczywiście skoro o meczu Barcelona – Atletico mowa, to trudno nie wspomnieć o spotkaniu dwóch przyjaciół, czyli Leo Messiego i Luisa Suareza. Suarez przed sezonem otrzymał na Camp Nou wilczy bilet. Czy był to dobry ruch Koemana? Chyba nie najlepszy, skoro Urugwajczyk oddany praktycznie za darmo strzelił dla jednego z głównych rywali aż 19 ligowych bramek. Rzecz jasna, jeśli Barcelonie uda się zdobyć dublet, Holender będzie miał spore argumenty na swoją obronę. Kontuzjogenny Suarez stawał się pewnego rodzaju kłopotem Barcelony, a Koeman na pewno chciał budować zespół na swoją modłę. W tej modle kluczową postacią ofensywy Barcy, obok Messiego, miał być Antoine Griezmann.

To kolejna postać, na którą dziś będą skierowane światła. Odchodził z Atletico do Barcelony za 100 milionów. Na Camp Nou z tym transferem wiązano ogromne nadzieje, a póki co z Francuzem kojarzone są głównie duże rozczarowania. Oczywiście, miewa on swoje lepsze dni, tak jak ostatnio, ale jego liczby, a przede wszystkim jego gra, nie zachwycają. W wielu ważnych meczach Griezmann zawodził na całej linii i wyglądał jak ciało obce w drużynie z Katalonii. Być może jednak przełomowy moment nadszedł dziś. Były gracz Atletico może pogrążyć swojego dawnego pracodawcę i pokazać, że na dobre jest już jednym z „cules”. Jego ekspresyjna radość z bramek, celebrowana z Messim, może świadczyć o tym, że proces aklimatyzacji zakończył się sukcesem. Pora jednak udowodnić przydatność do zespołu w meczu absolutnie kluczowym.

 

Related Articles