Skip to main content

To historyczny sezon klubowej piłki na Wyspach Owczych. Po raz pierwszy w historii zespół z tego kraju zagra w fazie grupowej europejskich pucharów, bo osiągnięta przez nich III runda eliminacji Ligi Mistrzów gwarantuje co najmniej grupę Ligi Konferencji.

KI Klasvik był autorem gigantycznej niespodzianki, kiedy to wyeliminował w I rundzie eliminacji węgierski Ferencvaros. Sprawiło to, że pracujący w tym klubie Stanisław Czerczesow szybciutko został pogoniony ze stanowiska trenera. O tamtym dwumeczu pisaliśmy zresztą tutaj. Okazało się, że mistrz Wysp Owczych wcale nie zamierzał na tym poprzestać. W kolejnej rundzie sprawił jeszcze jedną niespodziankę, eliminując tym razem mistrza Szwecji – BK Hacken. W pierwszym spotkaniu było 0:0, natomiast w drugim 3:3. Awans rozstrzygnął się w dramatycznych okolicznościach, bo po konkursie jedenastek.

W jaki sposób KI Klasvik dokonał tego niesamowitego wyczynu? Najpierw osiągnął bezbramkowy remis na własnym, malowniczym terenie. Stadion Djúpumýra może pomieścić 2500 widzów, z czego niewiele ponad 500 to miejsca siedzące. Przyjeżdżające tu ekipy mierzą się z wyjątkowymi okolicznościami. Stadionik przypomina – powiedzmy – obiekt IV-ligowy w Polsce. Widać drogę, samochody, bloki, domy. Klimat jest dość oryginalny. Klasvik po raz drugi z rzędu remisuje tutaj 0:0. Tym razem po naprawdę przeciętnym spotkaniu, w którym średniej jakości okazje Szwedów policzylibyśmy na palcach jednej ręki. Goście oddali zaledwie dwa strzały celne. Oba zapisał na swoim koncie Ibrahim Sadiq praktycznie z tej samej pozycji. Dwa razy były to proste interwencje dla Jonatana Johanssona.

Była jeszcze jedna, przypadkowa akcja, tego samego zawodnika (Sadiq), kiedy piłka spadła mu na woleja po rzucie rożnym, ale przekopał nad bramką. A co zmarnowała ekipa KI Klasvik? Przede wszystkim sam na sam z bramkarzem! Claes Kronberg zaprzepaścił w 72. minucie idealną szansę na 1:0. Co więcej, Luc Kassi, miał jeszcze na nodze piłkę na dobicie, ale źle uderzył – w nogę bramkarza, choć nawet nie leciało to w bramkę. Oprócz tego Farerzy stworzyli jeszcze dwie średniej jakości szanse. Jaki z tego wysnuwamy wniosek? Otóż warto wiedzieć, że tamto 0:0 to nie był żaden fartowny remis, więcej szczęścia niż rozumu i cudem uratowany wynik. To BK Hacken mogło dziękować, że nie przegrało.

Wydawać się mogło, że u siebie Szwedzi nie popuszczą. Rzeczywiście, grali lepiej, ale nie zmiażdżyli Farerów. Dwa razy w tym spotkaniu prowadzili – 2:1 oraz 3:2 w samej dogrywce, ale w obu przypadkach goście z Wysp Owczych potrafili odpowiedzieć. Brylował zwłaszcza Arni Frederiksberg, który popisał się niezłym sprytem przy trafieniu na 2:2. Zaskoczył spóźnionego Petera Abrahamssona, który ewidentnie źle ustawił mur, lekceważąc tę sytuację. Bramkarz postawił tam tylko dwóch zawodników, a Frederiksberg uderzył precyzyjnie, obok nich i piłka wpadła przy słupku. Przy golu na 3:3 znów zawalił ten sam bramkarz, bo po rzucie rożnym w przedziwny sposób sam wbił sobie piłkę do bramki. Piłkarze z Klasviku lepiej wykonywali jedenastki (pomylili się tylko raz, a Szwedzi dwukrotnie) i napisała się sensacja oraz historia.

W III rundzie eliminacji Klaksvik kontynuuje drogę skandynawską i zmierzy się z Molde. Najważniejsze jednak dla mistrza Wysp Owczych, że nawet po porażce ląduje w fazie eliminacyjnej play-off do Ligi Europy, ale i… tamta porażka nie wyrzuca z pucharów. Klasvik na 100% zagra jesienią w Europie.

Related Articles