Skip to main content

Właśnie tego potrzebowała reprezentacja Polski po brutalnym laniu w Brukseli. Mecz z Holandią był już dużo lepszy – nie tylko jeśli chodzi o wynik, ale też grę. Po remisie 2:2 jednak obydwie ekipy mają prawo odczuwać lekki niedosyt.

Działo się w tym meczu sporo. Od początku swoje warunki dyktowali Holendrzy i to oni tworzyli zagrożenie pod bramką dobrze dysponowanego Łukasza Skorupskiego. Polacy wytrzymali kwadrans naporu Oranje, a w 18. minucie sami wyprowadzili cios. Nicola Zalewski przerzucił piłkę do Matty’ego Casha, a ten sprytnym, płaskim strzałem przy dalszym słupku wyprowadził biało-czerwonych na prowadzenie.

Mimo optycznej przewagi gospodarzy, Polacy utrzymali prowadzenie do końca pierwszej połowy, a więc mieliśmy już progres w stosunku do meczu z Belgią, gdzie prowadzenia do przerwy dowieźć się nie udało. Tutaj było jeszcze lepiej, bo kilka minut po przerwie Krzysztof Piątek bardzo przytomnie dograł do wychodzącego na wolne pole Przemysława Frankowskiego. Ten wespół z Piotrem Zielińskim wyszedł na spotkanie z Markiem Flekkenem. Frankowski dograł do kolegi, ten spokojnie trafił do bramki, a po chwili w górę powędrowała chorągiewka asystenta. Spalony Frankowskiego. Do akcji wszedł VAR, który szybko wyjaśnił, że spalonego nie było i gola należy zaliczyć. Polska prowadziła 2:0!

Jeśli ktoś w tym momencie wyszedł do łazienki, kuchni albo na balkon, to całkiem możliwe, że wrócił zszokowany. Pięć minut później było już 2:2. Rozdrażnieni Holendrzy najpierw zdobyli gola kontaktowego. Wrzutkę Daley’a Blinda z bocznej strefy sfinalizował wchodzący z głębi pola Davy Klaasen. Trzy minuty później piłkę do bramki Polaków po asyście Memphisa Depay’a kopnął Denzel Dumfries. Pomógł mu jeszcze rykoszet, od nogi jednego z desperacko interweniujących Polaków. Wydawało się, że biało-czerwonym w sukurs przyjdzie jeszcze sędzia asystent, ale powtórzyła się sytuacja sprzed pięciu minut. I tym razem VAR skasował rzekomego spalonego, a sędzia główny wskazał na środek boiska.

Holendrzy nie poszli za ciosem. Nie stłamsili Polaków. Byli zespołem lepszym, szczególnie jeśli chodzi o operowanie piłką, ale podopieczni Czesława Michniewicza próbowali się odgryzać. Czas płynął i remis stawał się coraz bardziej prawdopodobny. Ale w końcówce VAR wszedł do akcji po raz trzeci, choć z początku był problem z zamontowaniem ekranu. Wyglądało to tak, jakby ktoś po prostu zwinął już sprzęt w oczekiwaniu na ostatni gwizdek. W końcu sędzia Meler obejrzał sobie sytuację z Cashem w roli głównej. Prawy obrońca Aston Villi niestety zagrał piłkę ręką, a arbiter słusznie wskazał na jedenasty metr. Karny to jeszcze nie gol – Depay przestrzelił!

Doliczony czas gry dłużył się, a Holendrzy zamknęli Polaków we własnym polu karnym. Jedną cudowną interwencją popisał się Skorupski, który zapracował zresztą na bardzo dobrą notę za całe spotkanie. Oranje nie zdołali wbić zwycięskiego gola i Polska wywiozła z Rotterdamu cenny punkt. Ale jeszcze cenniejsze jest oczyszczenie po Belgii. Miało być zmazanie plamy i jest. Nutka optymizmu. A już we wtorek rewanż z Belgami na Stadionie Narodowym. Co ciekawe, Czerwone Diabły wczoraj tylko zremisowały z Walią.

Related Articles