Skip to main content

Do przerwy wyglądało to dla Legii rewelacyjnie, bo prowadziła 1:0. Do 75. minuty było i tak nadal całkiem nieźle, bo utrzymywał się remis. Wszystko trafił szlag w momencie, kiedy Josue idiotycznie sprokurował karnego… przewrotką. Tak, Josue sfaulował przeciwnika przewrotką.

Nadal trudno to sobie wyobrazić. To sytuacja, w którą nikt na świecie by nie uwierzył, gdyby jej nie zobaczył. Trudno mi sobie przypomnieć podobny faul w polu karnym, który kiedykolwiek miał miejsce. Josue był spokojnie pierwszy przy piłce, dał jej skozłować, wyprzedzić się, a później wpadł na pomysł, że wywali ją… spektakularnie przewrotką. Skończyło się na kopniaku sprzedanym Matteo Politano i podyktowanym dla Napoli rzutem karnym. Do jedenastki podszedł Dries Mertens i załatwił sprawę podcinką. W 75. minucie było 2:1 dla Napoli i pozamiatane. Piłkarzom Legii jakby odłączono prąd i w kwadrans z 1:1 zrobiło się 1:4.

Po meczu Josue zakrył się koszulką i zaczął płakać. To nie był jedyny jego poważny błąd w tym spotkaniu. Na początku drugiej połowy również w polu karnym sfaulował Piotra Zielińskiego. Polski zawodnik pod nieobecność Insigne sam wziął piłkę i uderzył mocno w swoje lewo. Cezary Miszta dobrze to wyczuł i nawet dotknął piłkę, ale sam strzał był po prostu za silny. Nawet i ten pierwszy faul nie był jakąś desperacką próbą zatrzymania zawodnika, który wychodzi sam na sam, czy coś w tym stylu. Również i jego można zaklasyfikować do tych z kategorii "głupie". Drugi to już jednak osobna kategoria "legendarnie głupie" albo "turbogłupie". Jak dobrze by nie grał Josue (a ostatnio to piłkarz, który akurat się pozytywnie wyróżnia), to już na zawsze będzie miał łatkę tego, który sfaulował gościa przewrotką.

Na wynik rzutują przede wszystkim indywidualne błędy. Legioniści, a w zasadzie jeden z nich, podał sam rękę rywalom, którzy mieli problem z napastnikiem. Trudno się grało zespołowi z Neapolu bez Osimhena czy nawet Lorenzo Insigne. Petagna robił co mógł, przepychał się, walczył, zgrywał, ale mimo wszystko był łatwiejszy do zatrzymania. Wszystko grało przez pierwszą połowę. Był szybki doskok, dosyć agresywna gra, szybkie przerywanie akcji. W zasadzie tylko raz Piotrek Zieliński trafił w poprzeczkę, a jak się okazało, delikatnie tę piłkę sparował Miszta. Legia za to zrobiła świetną akcję lewym skrzydłem. Zaczęło się od szybko wykonanego autu i dobrej prostopadłej piłki Josue do Mladenovicia, ten zrobił w ciula Anguissę i wystawił piłkę Emreliemu. Mistrz Polski prowadził od 10. minuty i grał bardzo dobrze, wcale nie bronił rozpaczliwie wyniku, zasłużenie schodził na przerwę z takim rezultatem.

Wszystko posypało się po drugim rzucie karnym. Kolejne bramki dorzucili jeszcze Lozano i Ounas i skoćzyło się na 4:1, choć wynik nie odzwierciedla całkiem niezłej postawy polskiej drużyny. Tabela wygląda ciekawie, bo Leicester zremisowało ze Spartakiem, a więc między liderem a ostatnim miejscem są tylko trzy punkty różnicy. Teraz przerwa na kadrę, a później Legię czeka wizyta na King Power Stadium. Nawet, jeśli nie uda się wygrać, to w ostatnim meczu warto przynajmniej zremisować ze Spartakiem, bo także trzecie miejsce daje prawo dalszej gry w pucharach – w tym przypadku w Lidze Konferencji Europy.

Related Articles