Skip to main content

Było tak pięknie i się skończyło. Tylko Legia Warszawa przeszła do IV rundy kwalifikacyjnej Ligi Konferencji i to po niemałym thrillerze. Pogoń Szczecin starała się już tylko godnie pożegnać, a Lech Poznań doznał prawdopodobnie największej kompromitacji od 2014 roku i odpadnięcia ze Stjarnen.

Zaczniemy sobie od tego, co pozytywne. Legia Warszawa potrzebowała odrobienia bramki straty i to na wyjeździe. Mecz wręcz kipiał emocjami. Gdy wydawało się, że jest już spokojne 3:0 i nic nie może się przytrafić, to Andreas Gruber podłączył gospodarzom tlen, a potem jeszcze trafił w 87. minucie na wagę dogrywki. To, co się potem działo, to rollercoaster. Gdy wydawało się, że już za chwilę sędzia z Węgier zarządzi dodatkowe 30 minut, to… Maciej Rosołek zdobył bramkę na 4:2, dającą bezpośredni awans. Czy na pewno? No jasne, że nie. Reinhold Ranftl trafił jeszcze w 97. minucie na 4:3. Czyli znów dogrywka. Mecz miał tak niemożliwy scenariusz, że nie mógł się tak skończyć. Ernest Muci wszedł na boisko w 94. minucie, a w 100. minucie strzelił gola na 5:3. Awans Legii, karuzela pełna emocji, zwroty akcji, tyle bramek w końcówce… Mecz Legii z Austrią Wiedeń będzie po latach wspominany z wielkim sentymentem i dzięki tym okolicznościom na pewno da się zapamiętać.

Co martwi? Na pewno to, że “Wojskowi” zmarnowali tak wysokie prowadzenie. W pierwszej połowie byli zabójczo skuteczni. Dwa celne strzały = dwa gole. Austriacy nie mogli się wstrzelić, chociaż Gruber raz poważnie postraszył Tobiasza, który nawet się nie ruszył… piłka śmignęła mu tylko obok słupka. Legii wpadało, a Austrii nie chciało. Strzał z główki Jamesa Hollanda zatrząsł poprzeczką. Za to Legia wyszła na szybkie 2:0 do przerwy w sześć minut. Bramka Elitima jest godna zanotowania. Piękna, precyzyjna bomba z 20 metrów. Gol na 2:0 to z kolei popis Bartosza Slisza. Odzyskał piłkę w środku i dał świetną asystę do Guala. Legia poczuła luz i pewność, pieczętując przewagę kolejnym trafieniem. Później zdjęła nogę z gazu i omal nie skończyło się to dogrywką. Końcówka to opisana wyżej szybka zmiana kierunków jazdy. W czwartej rundzie czeka FC Midtjylland, czyli zespół, który w dwóch ostatnich sezonach grał w fazie grupowej Ligi Europy, a w 2020/21 nawet w grupie Ligi Mistrzów, mierząc się z Liverpoolem, Atalantą i Ajaksem. Oni już takich błędów nie wybaczą.

Pogoń Szczecin chciała godnie się pożegnać z grą w Europie i to się udało. “Portowcy” zaczęli z większym animuszem niż przed tygodniem. Już Gamboa w 7. minucie był bliski zdobycia bramki po wrzutce z rożnego i strzale z główki, ale refleksem popisał się Davy Roef. Szczecinianie próbowali. Grosicki nieczysto trafił w piłkę, Biczachczjan strzelił z kolei za lekko, na pewno nie jak z Linfield FC. Bartosz Klebaniuk nic nie zawalił, przeciwnie, jedna jego interwencja była światowej klasy. Warto ją sobie sprawdzić w skrócie. Ucieszył się z niej tak, jak zawodnik po zdobytej bramce! Fatalny błąd zrobił za to golkiper gości, bo chciał pokiwać się z napastnikami Pogoni. Koulouris z tego skorzystał. Drugi gol to akcja dzieciaka z rocznika 2007 – Adriana Przyborka, Podholował sporo metrów, dograł do Fornalczyka, ten wygrał indywidualny pojedynek na skrzydle i dośrodkował do Greka. Napastnik “Portowców” szybko wrócił do strzelania. Belgów stać było na bramkę kontaktową. Pogoń ładnie się pożegnała, tworząc kilka niezłych akcji. Grała z zaangażowaniem i zmazała plamę. Występ Klebaniuka też na plus. Nakręcał się po każdej interwencji.

Największą kompromitacją i najsmutniejszym dwumeczem jest ten Lecha Poznań. Ćwierćfinalista poprzedniej edycji został wyeliminowany przez ekstraklasową śmietankę. Roman Prochazka grał w Górniku Zabrze. Trener Spartaka Trnava od 2021 roku to Michal Gasparik, również piłkarz Górnika w sezonie 2011/12. Jednego z goli Lechowi strzelił Erik Daniel, który dwa lata temu grał w Zagłębiu Lubin. Filip Bainovic i Samuel Stefanik przesiedzieli na ławce. To kolejni ekstraklasowicze, pierwszy z Górnika Zabrze, drugi z Podbeskidzia i Termaliki. Wszedł na boisko za to Martin Sulek, który nie słynął raczej z dobrych występów w Wiśle Płock, spadając rok temu z tym klubem do pierwszej ligi. Jak grał po 90 minut, to zwykle przegrywał. Np. 1:7 z Rakowem. To, co się wydarzyło na Słowacji, jest klasyczną polską kompromitacją, o jakich już zdążyliśmy zapomnieć. Lech zaprezentował żałosne zaangażowanie, jakby myśląc, że przewaga z pierwszego spotkania sama się obroni. A tymczasem Spartak Trnava miał olbrzymią ochotę do gry i sprawienie niespodzianki.

Awans Słowaków jest zasłużony. Wybiegali go i byli lepsi. Nawet, gdy Kristoffer Velde uruchomił tryb europejskich pucharów, posyłając piłkę do siatki pięknym strzałem, to Spartak i tak odpowiedział bramką na 3:1. Tam Velde się już nie popisał, całkowicie odpuszczając bocznego obrońcę – Kristiana Kostrnę. Na dużym zaangażowaniu doszedł do piłki i wrzucił na… przewrotkę Lukasa Stetiny. To zawodnik, który w Poznaniu zdobył bramkę kontaktową. Teraz wyrzucił Lecha z pucharów. Końcówka to istna tragikomedia, a podsumowaniem jej niech będzie odepchnięcie chłopca do podawania piłek przez Filipa Szymczaka. Lech zaczął się spieszyć, tylko było już na to za późno. Degrengolada i wstyd. Przygoda w pucharach kończy się dla poznaniaków szybciej niż u poważnych klubów się w ogóle rozpoczęła. Nie mieli żadnego pecha. Sami są sobie winni taką, a nie inną postawą. Ten gol Velde to i tak kunszt indywidualny Norwega, a nie jakaś składna akcja.

Chociaż, gdyby Ishak był w formie, to pewnie taką główką, jaką miał w pierwszej połowie, zapewnia prowadzenie. No, ale niestety w niej nie jest…

Related Articles