Skip to main content

Pomylili się wszyscy ci, którzy wieszczyli wysoką porażkę biało-czerwonych z wicemistrzami Europy. Hurraoptymiści też się zawiedli. Spotkanie Polski z Anglią na Stadionie Narodowym zakończyło się takim samym wynikiem jak 9 lat temu – remisem 1:1.

Do tej pory za kadencji Paulo Sousy nasza drużyna narodowa na ogół rozgrywała słabą pierwszą połowę i dużo lepszą drugą. Tym razem było na odwrót. W pierwszej połowie Polacy zagrali z Anglikami jak równy z równym. Gdyby nie koszulki i znajomość sylwetek oraz twarzy zawodników, ciężko byłoby zgadnąć która z drużyn na Euro 2020 się skompromitowała, a która otarła się o złoty medal.

Biało-czerwoni grali z ikrą, bardzo walecznie, a do tego odważnie. Aktywny był Grzegorz Krychowiak, który odkupił swoje winy z ostatnich, kiepskich występów. Do gry pokazywał się też Robert Lewandowski – angielscy obrońcy podchodzili do niego z dużym respektem. Świetnie ataki Synów Albionu rozbijali nasi obrońcy, z Kamilem Glikiem na czele. No oglądało się to przyjemnie. Jeśli ktoś był bliżej objęcia prowadzenia, to raczej niesiona dopingiem 56 tys. kibiców reprezentacja Sousy. Najbardziej żal sytuacji, w której świetne dośrodkowanie posłał Tymoteusz Puchacz, a akcji nie zdołał zamknąć Adam Buksa. Zabrakło naprawdę niewiele.

Puchacza warto zresztą pochwalić za cały mecz. Zdaje się, że tym występem mógł wygrać karnet na występy na lewym wahadle u portugalskiego selekcjonera. W drugiej połowie błysnął solową akcję, kiedy wjechał w angielską defensywę jak nóż w rozgrzane masło. Niestety – strzał nie był już tak udany.

Po zmianie stron podopieczni Garetha Southgate’a postanowili trochę dokręcić śrubę. Gra przeniosła się pod pole karne biało-czerwonych. Pod grą znajdował się Jack Grealish, Mason Mount, dryblingów nie unikał jak zwykle Raheem Sterling, choć on był akurat dość bezproduktywny. Niestety, okres przewagi gości został spuentowany golem. Golem totalnie z niczego. Harry Kane nagle uderzył ze sporej odległości. Zasłonięty przez Jana Bednarka Wojciech Szczęsny zobaczył piłkę w ostatniej chwili i nie zdołał skutecznie interweniować. Czy można winić polskiego bramkarza? Wydaje się, że raczej tak. 0-1.

Atak pozycyjny nigdy nie był wielkim atutem reprezentacji Polski, zatem należało się spodziewać trudnych minut. W końcówce udało się jednak przycisnąć i zepchnąć rywala do defensywy. Akcje momentami były budowane karczemnie. Groźnie było gdy Lewandowski cudownym przyjęciem piłki opanował marnej jakości podanie z głębi pola. Gdy Lewy strzelał, cały Narodowy liczył na powtórkę z meczu Euro ze Szwecją – tym razem nie udało się dokręcić.

Udało się jednak zaliczyć asystę. Nasz kapitan w doliczonym czasie gry posłał idealną wrzutkę, a akcję zamknął joker – Damian Szymański. Były piłkarz Wisły Płock zastąpił wcześniej Krychowiaka, który złapał żółtą kartkę. Sousa zapewne nie liczył na to, że Szymański da mu taki konkret w ofensywie, bo to gracz o dość defensywnej charakterystyce. Ale takiej centry Lewandowskiego zmarnować nie wypadało. Po chwili stadion oszalał.

Remis z Anglią nieco poprawia naszą sytuację w kontekście walki z Węgrami o 2. miejsce w grupie. Szanse na wygranie grupy i bezpośredni awans na mundial są jednak już czysto iluzoryczne. Drużynie należą się jednak duże słowa uznania za walkę w całym meczu i za bardzo dobrą pierwszą połowę. Czy wykluło się coś większego na przyszłość? Czas pokaże.
 

Related Articles