Arsenal odpadł z Ligi Mistrzów, ale wciąż może marzyć o tytule mistrza Anglii. Stwierdzenie „marzyć” może kogoś dziwić, skoro mówimy o aktualnym liderze tabeli. Ale nie jest ono pozbawione sensu. Dziś wieczorem Kanonierzy zmierzą się z Chelsea i będą chcieli choć na dobę umocnić się na prowadzeniu.
Arsenal faktycznie wskoczył na pozycję lidera po sobotnim zwycięstwie z Wolves, ale to przede wszystkim efekt tego, że Manchester City pauzował, rozgrywając jednocześnie półfinał Pucharu Anglii. Podopieczni Mikela Artety mają punkt więcej niż Citizens, ale wirtualnie liderem pozostaje aktualny mistrz kraju, który ma najkorzystniejszy terminarz z całej trójki walczącej o mistrzostwo. Dlatego też kibice Arsenalu dziś jedynie marzą o detronizacji City. Wiele wskazuje na to, że urzeczywistnienie tego marzenia wymagać będzie wygrania wszystkich meczów do końca (a po drodze są jeszcze derby północnego Londynu z Tottenhamem czy mecz z Man Utd). Pytanie tylko, czy team Pepa Guardioli pomyli się choćby raz…
To jednak pozostaje poza mocami sprawczymi The Gunners. W ich nogach, rękach i głowach jest za to ich własna robota do wykonania, a wieczorne zadanie nie wydaje się szczególnie proste. Wprawdzie Chelsea od wielu miesięcy pałęta się w środku stawki Premier League, to akurat w ostatnim czasie The Blues prezentują wysoką formę i raczej nie przegrywają. Zresztą, co jak co, ale mecze z ekipami z Big Six wychodziły w tym sezonie drużynie Mauricio Pochettino nie najgorzej. Przekonał się o tym również Arsenal, który w październiku zremisował na Stamford Bridge 2:2. Ekipa Artety mogła cieszyć się z wyszarpanego punktu, bo na kwadrans przed końcem meczu to gospodarze prowadzili 2:0.
Zajmująca 9. lokatę drużyna Chelsea ma całkiem realną szansę przesunięcia się o kilka pozycji w górę i być może awansu do Ligi Konferencji. The Blues mają punkt mniej od West Hamu i 3 punkty mniej od Man Utd oraz Newcastle, ale rozegrali aż trzy mecze mniej niż Młoty i jeden mecze mniej niż Czerwone Diabły i Sroki. Szósta lokata jest dziś jak najbardziej w zasięgu zespołu Pochettino, który nie przegrał w lidze od 4 lutego. Jedyne dwie porażki poniesione od tamtego czasu to dwa mecze krajowych pucharów – w finale EFL Cup zespół The Blues po dogrywce uległ Liverpoolowi. Pierwsza szansa na grę w Europie przepadła. W minioną sobotę piłkarze Chelsea polegli 0:1 w półfinale Pucharu Anglii z Manchesterem City – finału nie będzie, a zatem kolejna przepustka do Ligi Europy uciekła. Została wiara w mocny finisz w lidze. W przeciwnym razie po raz kolejny Chelsea zabraknie w europejskich pucharach.
Arsenal powinien dziś uważać przede wszystkim na współlidera klasyfikacji strzelców Premier League, Cole’a Palmera, który jest absolutnym oczarowaniem rozgrywek. Nie tak dawno w wygranym 6:0 meczu z Evertonem młody Anglik strzelił cztery gole. Sporą część ze swojego 20-bramkowego dorobku upolował, trafiając rzuty karne, ale to wciąż wynik absolutnie imponujący. Mówimy o zawodniku, który sezon rozpoczynał jako głęboki rezerwowy w Manchesterze City, kandydat do powolnego wchodzenia do zespołu. Chelsea wyciągnęła go jednak z ekipy Obywateli, a Palmer niespodziewanie stał się największą gwiazdą The Blues. Poza 20 bramkami, ma też 9 asyst.
W Chelsea z jednej strony radość z formy Palmera, z drugiej wciąż sporo wątpliwości kadrowych – poza grą pozostają choćby Christopher Nkunku, Wes Fofana czy Reece James. W Arsenalu od dłuższego czasu sytuacja zdrowotna piłkarzy całkiem dobra – do gry w piłkę powrócił już nawet Jurrien Timber, który na samym początku sezonu zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Holender zagrał wczoraj w drużynie rezerw. Nieobecny będzie dziś jedynie Takehiro Tomiyasu.
Derby Londynu na Emirates Stadium rozpoczną się o 21:00. Dla obydwu ekip ewentualna strata punktów będzie bolesnym ciosem.