
Nareszcie! Raków Częstochowa wygrał pierwsze w historii spotkanie w fazie grupowej europejskich pucharów. Przywiózł cenne trzy punkty z austriackiego Grazu. To sprawia, że ciągle jest w grze o trzecie miejsce w grupie, a to równa się fazie play-off Ligi Konferencji.
Sytuacja w grupie Rakowa prezentuje się następująco: grupę wygrała Atalanta, a pewne drugie miejsce ma Sporting. To zespoły, które przechodzą dalej w Lidze Europy. Włoski team z Bergamo zagra od 1/8 finału, więc w nagrodę “przeskakuje” jeden dwumecz, natomiast Sporting zmierzy się jeszcze w 1/16 finału z którymś ze “spadochroniarzy” z Ligi Mistrzów. Walka w grupie toczy się już tylko o to, żeby całkowicie nie odpaść z europejskich pucharów. Albo Sturm Graz albo Raków Częstochowa zakończy zmagania jesienią. Ten, kto będzie na trzeciej pozycji, zagra w 1/16 finału Ligi Konferencji. Polacy stoczą z Austriakami korespondencyjny pojedynek.
Jak to wygląda? Mówiąc najprościej – Raków musi zdobyć więcej punktów w meczu z Atalantą niż Sturm w meczu ze Sportingiem. Jeżeli obie ekipy przegrają, obie zremisują lub obie wygrają, to zadecyduje bilans bramkowy. Raków przegrał ze Sturmem 0:1 i wygrał 1:0, dlatego bezpośrednie pojedynki się zerują. W ogólnym rozrachunku ma do przeciwników jedną bramkę straty. To znaczy, że na ławce rezerwowych mistrzów Polski będzie gdzieś na laptopie leciał drugi grupowy mecz, bo sytuacja co chwile może się zmieniać. Oczywiście najprościej, gdyby Raków po prostu zdobył w ostatniej kolejce więcej punktów, jednak w przypadku np. dwóch porażek – będziemy liczyli bramki.
Nie byłoby tej sytuacji, gdyby nie świetny występ Rakowa w Grazu. Częstochowianie już w pierwszej połowie zmarnowali dwie doskonałe okazje, konkretnie Crnac i Cebula. Chorwat uprzedził obrońcę, ale nieczysto trafił w piłkę. Do bramki miał zaledwie jakieś dwa metry. Prawie wszystko zrobił tak, jak trzeba. Urwał się, zostawił w tyle obrońcę, ruszył na krótki słupek i potem oddał taki kiepski strzał… “Setka” jakby nie patrzeć… inną zmarnował też Marcin Cebula. Obrońca gospodarzy wybijał i trafił w Jeana Carlosa. Przypadkowo wyszło z tego idealne podanie do Cebuli. Ten popędził na bramkę, uderzył prawą nogą z prawej strony i nie dał rady zmieścić futbolówki w długim rogu. Mistrzowie Polski, chcąc zgarnąć komplet punktów, powinni przynajmniej jedną z tych szans wykorzystać…
To się na szczęście nie zemściło. Duża w tym zasługa Kovacevicia. Bośniak zagrał tak, jak wszystkich przyzwyczaił, bo na czyste sumiennie zapracował. W pierwszej połowie nie dał się zaskoczyć choćby Szymonowi Włodarczykowi. Czujny był też kilka sekund po wznowieniu gry w drugiej połowie, gdy ruszył sprintem i zaasekurował Tudora, który się poślizgnął. Najbardziej imponująca obrona to jednak ta z 66. minuty. Austriacy zrobili doskonałą akcję, wymieniając trzy bardzo szybkie podania. Alexander Prass dostał piłkę praktycznie do pustej bramki, jednak Kovacević rzucił się jeszcze instynktownie, wystawił ręce i w jego prawą rękawicę strzelił rywal. W 74. minucie wyszedł z bramki i skrócił kąt Sarkarii. To kolejna jego udana interwencja.
O wyniku przesądził zmiennik – John Yeboah. Ogólnie wahadła Rakowa, czyli Sorescu i Jean Carlos grały tego wieczoru więcej niż solidnie, napędzając akcje ofensywne. To właśnie Hiszpan popisał się asystą przy trafieniu Yeboaha. Zrobił przewagę na skrzydle, a Niemiec znalazł się akurat na piątym metrze i lewą nogą trafił do siatki. Później jeszcze Władysław Koczerhin był bliski gola na 2:0 po technicznym strzale, jednak uderzył minimalnie nad poprzeczką. Raków przedłużył marzenia o grze wiosną w europejskich pucharach. Zagrał o niebo lepiej ze Sturmem niż w Sosnowcu. Tutaj to mistrz Polski był zespołem lepszym i ma swoją nagrodę.