Ufff… tyle nerwów w eliminacjach, blamaże z Albanią czy przede wszystkim z Mołdawią, powrót do czasów aferowych wiejskiego PZPN-u (afera Stasiaka i kilka innych), 120 minut z Walią, trzecie rzuty karne w naszej historii i wystarczyła ta jedna interwencja Wojciecha Szczęsnego przy jedenastce wykonywanej przez Daniela Jamesa. U nas strzelili wszyscy!
Bramki w tym spotkaniu nie padły. A, nie… była jedna zdobyta przez Bena Daviesa w pierwszej połowie, lecz nieuznana z powodu spalonego. Polacy nie oddali ani jednego celnego strzału przez 120 minut. Mimo to nie zabrakło walki. Nie można tego uznać za mecz, w któym totalnie nic się nie działo, więc należy tylko zagryźć zęby i oglądać te męczarnie. Nasi reprezentanci potrafili kilka razy zrobić naprawdę składne akcje. Większe konkrety stworzyli sobie Walijczycy, ale my też mieliśmy chociażby uderzenie Jakuba Piotrowskiego w dogrywce, które przeszło minimalnie obok słupka. Trzeci raz w historii nasza reprezentacja mierzyła się w konkursie jedenastek i po raz drugi okazała się lepsza. Zaczęło się na EURO 2016 i spotkań ze Szwajcarią i Portugalią. Potem żadnych konkursów nie było aż do teraz.
Michał Probierz w tym spotkaniu nie kombinował. Wystawił identyczną jedenastkę, jak w spotkaniu z Estonią. Nie dokonał żadnej roszady. Aż trudno sobie wyobrazić co by było, gdyby nie udało się postawić na nogi Przemysława Frankowskiego. Nasz prawy wahadłowy harował z przodu i z tyłu. Adam Nawałka z dumą mógłby powiedzieć, że “zarówno w owenzywie, jak i w dewenzywie”. Nawet już w drugiej części dogrywki “Franek” siłą woli szedł na niektóre piłki, potrafił jeszcze depnąć, docisnąć, powalczyć. Świetnie się zaprezentował w tym spotkaniu barażowym i jest niewątpliwie jednym z bohaterów. Oprócz dobrej pracy w destrukcji, podłączał się też skrzydłem i posłał kilka całkiem groźnych wrzutek. Jak już “Franek” miał piłkę na nodze, to potrafił stworzyć zagrożenie.
Może nie tak spektakularnie jak z Estonią, ale też dobrze zagrał Nicola Zalewski. Wygrał kilka dryblingów (3/5) i posłał jedno kluczowe podanie. Nie był to jego świetny mecz, ale poprawny. Najbardziej błyszczał w pierwszej połowie, a potem trochę przygasł. Za to jednego jesteśmy pewni – wszystkich swoją zmianą kupił Bartosz Salamon. Wydaje się, że selekcjoner Michał Probierz w kolejnym sparingu spróbuje właśnie takiego wariantu, a “elektryczny” Jan Bednarek usiądzie na ławce rezerwowych. Najgorsze u stopera Southampton jest to, że wprowadza wśród innych nerwowość. Co z tego, że kilka razy dobrze się ustawi i wybije piłkę głową, jeżeli za moment potrafi wsadzić rękę do wtyczki i przestraszyć całą rodzinę… Właśnie w 80. minucie zastąpił go Salamon i nagle zrobił się jakiś taki większy spokój.
Wojciech Szczęsny został bohaterem reprezentacji Polski, ponieważ to jego interwencja w piątej serii rzutów karnych przesądziła o awansie na wielki turniej. Zawsze trudniej jest brać udział w takim konkursie, kiedy mierzysz się z gwizdami praktycznie całego stadionu. Wszyscy po kolei wytrzymali: Robert Lewandowski, Sebastian Szymański, Przemysław Frankowski, Nicola Zalewski oraz Krzysztof Piątek. Identycznie jak ze Szwajcarią na EURO 2016 nikt z naszych się nie pomylił i wystarczyło jedno pudło przeciwników. Wtedy Granit Xhaka nie trafił w ogóle w bramkę, a tutaj Daniel James z Leeds United uderzył w swoją lewą stronę. Czyhał już tam Wojciech Szczęsny. Jeszcze czekały nas nerwy, czy aby przypadkiem polski golkiper nie oderwał nogi od linii, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
To nie była jedyna interwencja Wojtka, bo jeszcze wcześniej obronił na przykład w doskonały sposób strzał z główki Kieffera Moore’a i ogólnie dobrze czytał grę na przedpolu. Pewnie poszedł też na piłkę poza szesnastką, gdy niezbyt dobrze zastawił ją Jan Bednarek. Ogólnie od meczu barażowego ze Szwecją jest to doskonały czas Wojtka Szczęsnego w reprezentacji narodowej. Całkowicie zmienił się jego PR wśród tłumu. Jest postrzegany jako jeden z liderów. Już nie irytuje ludzi swoim ciętym językiem, bo stał się dzięki świetnym sportowym występom bardziej lubiany. Tak to właśnie jest. Szczęsny przestał się kojarzyć z kolejnymi porażkami, a zaczął z tym, że można na nim polegać.
Od EURO 2008 gramy na każdym. To będą już piąte mistrzostwa Europy z rzędu. Kiedyś kwalifikowało się tylko 16 reprezentacji, a za czasów Leo Beenkahhera przecież Austria organizowała EURO ze Szwajcarią, zatem miejsc było tylko 14. Ebi Smolarek i ekipa potrafili wywalczyć awans. Później był jeden wielki blamaż na imprezie organizowanej przez Polskę, gdzie mieliśmy zagwarantowany udział. Od EURO 2016 grają już po 24 reprezentacje, więc dostać się łatwiej. Dla nas to już sporego kalibru wstyd, że musimy się przebijać przez baraże, skoro dostaje się… pół Europy. Dlatego też Szczęsny w wywiadzie pomeczowym specjalnie się tym awansem nie podniecał. Ot, powiedział, że jest to potrzebny zastrzyk pozytywnej energii, a Polska wykonała swoje zadanie, gdyż awans na taką imprezę jest obowiązkiem.
To my na EURO 2024 zagramy w grupie śmierci z Francją, Austrią i Holandią.