Skip to main content

Emocji mecz z Chorwacją dostarczył dużo i to skrajnych. Od fantastycznego początku z bramką Zielińskiego, po wylewy w defensywie Pawła Dawidowicza, trzy stracone gole w sześć minut i come back Polaków do stanu 3:3. A była jeszcze czerwona kartka i cudownie ocalony po fatalnym kopniaku (jak?) Robert Lewandowski, który wszedł w tym meczu z ławki.

Były kiedyś takie czasy, że Paweł Dawidowicz praktycznie przed każdym z grupowaniem wypadał z kontuzją i nie mógł zagrać w reprezentacji. Jako, że grał ciągle regularnie w Hellasie w Serie A, gdzie nawet bywa kapitanem zespołu, to polski kibic mógł żałować. Ta historia ciągle się powtarzała jak w filmie “Dzień Świstaka”. Dziś notowania Dawidowicza spadły gdzieś w okolice Rowu Mariańskiego, bo zagrał najgorszy mecz w życiu, a jeśli nie, to na pewno TOP3 najgorszych. Nawet gdy poszło mu fatalnie w klubie – np. niedawno z Torino, gdzie uderzył przeciwnika w 20. minucie jak naprawdę totalny – niestety musimy to napisać – idiota i wyleciał z czerwoną kartką, to nie widziały tego miliony Polaków. A występ z Chorwacją już widziały…

Dość znęcania się nad Dawidowiczem, bo sam musi mieć świadomość katastrofalnego występu, ponieważ zablokował komentarze na Instagramie, żeby nie czytać tych wszystkich brutalnych opinii i wyzwisk. Zawalił przy drugim golu Chorwatów, a dwie minuty później podał przeciwnikowi piłkę pod nogi. Grał koszmarnie. Do tego zszedł z kontuzją. Taki poziom nie przystoi i to nawet w reprezentacji Azerbejdżanu czy Mołdawii. Z całym szacunkiem do “fachowej pracy” Fernando Santosa u tych pierwszych oczywiście. Tracimy bramki w dziecinnie prosty sposób. Wystarczą dwa podania przeciwnika albo i nawet nasi sami grają na niekorzyść. Choćby faul Szymańskiego tuż przed polem karnym, gdy agresywnie zaatakował rywala. Po co tak robić? Właśnie z tej akcji padła bramka na 1:1 po fenomenalnym strzale Borny Sosy.

Jan Bednarek także obrywa po meczu, w którym tracimy trzy gole. Może część winy (ale to tak z 10%) ponosi przy trzeciej bramce, ale irytująca jest krytyka stopera Southampton – taka dla zasady. Kilka razy był ostatnią deską ratunku. Wygrał 75% pojedynków powietrznych, miał cztery wybicia, dwa zablokowane strzały i bardzo ważny przechwyt piłki w drugiej połowie tuż przed strzałem rywali. Prawie nawet strzelił gola na 4:3. Kiwior trochę odkupił winy po fatalnym występie ze Szkocją, ale największym wygranym jest Kamil Piątkowski – oficjalnie najlepszy piłkarz RB Salzburg w sierpniu, ale mający fatalny okres, bo w dwóch ostatnich meczach, gdy był na boisku, jego zespół wpuścił aż siedem goli. W Lidze Mistrzów popełniał głupie błędy. A tu wszedł za Dawidowicza i grał pewnie – rozgrywał, odbierał, nie bał się pojedynków. Dużo zyskał. Wyczuwalny jest pierwszy skład tego zawodnika na Portugalię.

Piotr Zieliński za to nie musi już nikomu niczego udowadniać, bo przynajmniej od roku albo i lepiej dźwiga ciężar rozgrywania naszych akcji ofensywnych. Co więcej, zdobywa bramki na Stadionie Narodowym, których w samym 2024 roku ma cztery – z Estonią, Ukrainą, Portugalią i teraz z Chorwacją. Kolejnym z liderów jest Nicola Zalewski. Nawet jeśli notuje słabszy mecz i nie jest tak widoczny w swoich rajdach do przodu, to i tak czymś się wyróżni. Akurat w tym przypadku strzelił gola na 2:3. Zalewski w zasadzie w każdym meczu coś wnosi i daje. Zdaje się, że to najważniejszy i najlepszy piłkarz polskiej reprezentacji za kadencji Michała Probierza. Nie przeszkodził mu fakt, że nie gra w klubie. Po Moderze na przykład brak ogrania jest aż nadto widoczny. On swojej szansy nie wykorzystał, co raczej wszyscy zgodnie przewidzieli.

Trudno w jednoznaczny sposób ocenić występ Polski przeciwko Chorwatom. Raczej… więcej było pozytywów. Jeśli ta kadra ma budzić jakieś emocje, a nie obojętność i mamy się z nią utożsamiać, no to na pewno miło, że pokazała charakter, wygrzebała się od stanu 1:3 i takich paralitycznych zachowań w obronie. Z jednej strony każdy w banalny sposób może nam strzelić gola, a z drugiej jednak w ataku potrafią nasi zawodnicy coś wykreować. Wszędobylski jest Kacper Urbański, który ciągle znajduje się pod grą, chce rozgrywać, strzelać, kreować, nie ucieka od piłki, tylko jest bardzo odważny. Takich przebojowych piłkarzy nam trzeba. Dodajmy do tego Nicolę Zalewskiego, najlepszego ostatnimi czasy Zielińskiego i jakieś podstawy tu są.

Oczywiście też i niewiadome – np. co z defensywnym pomocnikiem. Fakt, że dobrze się naszych reprezentantów oglądało – do pierwszych 15 minut w pierwszej i po pierwszych 15 minutach w drugiej połowie. Obejrzeliśmy aż 14 strzałów celnych z obu stron. Marcin Bułka musiał kilka razy interweniować. Niepokoi, że Chorwaci mogli mieć pięć goli i tu jest pole do poprawy, ale pokaz charakteru zasługuje na pozytywną reakcję. A Robert Lewandowski to maszyna ze stali. Dominik Livaković pod koniec brutalnie zaatakował go wyprostowaną nogą w okolice kolana. Na pewno nie chciał, bo wybił piłkę, ale to było brzydkie wejście. Wyprostowana noga mu “została” w powietrzu i brutalnie wszedł w napastnika Barcelony. Czerwona kartka i wyjazd pod prysznic. To cud, że Lewandowski trochę “pokuśtykał” i normalnie grał dalej. Jego organizm to jakiś chory wybryk natury, ale w dużej mierze on sam na to pracuje.

Polska – Chorwacja w Lidze Narodów skończyło się wynikiem 3:3. Działo się bardzo dużo! Kiedy tyle bramek padło ostatnio na Narodowym? W marcu 2024 w spotkaniu barażowym z Estonią, gdzie wygraliśmy 5:1. Tamten pojedynek był jednostronny. Tutaj wyszli na ring i naparzali się dwaj bokserzy bez trzymania gardy.

Related Articles