Cóż, na pytanie tytułowe odpowiedź jest nieprzyjemna. Jakub Kiwior zagrał 71 minut i wypadł w meczu ze Sportingiem przeciętnie, żeby nie powiedzieć, że słabo. Przy bramce Goncalo Inacio z niewyjaśnionych przyczyn nagle się uchylił, popełniając ewidentny błąd komunikacji z bramkarzem.
Jakub Kiwior trochę na swój debiut musiał poczekać. Trudno było się spodziewać, żeby dostał taką szansę w lidze, gdzie Arsenal walczy o mistrzostwo, ale już w Lidze Europy? Czemu nie, skoro odpoczynek kilku podstawowym zawodnikom się przyda. Na ławce usiedli: Gabriel, Partey i Ramsdale. Zabrakło przede wszystkim kapitana – Martina Odegaarda z powodu choroby. Do Portugalii przyjechał, ale zbyt źle się czuł, żeby zagrać. Przez drużynę Arsenalu przewinął się jakiś wirus. Fabio Vieira także był przeziębiony i nie pojawił się na konferencji prasowej, do której był wyznaczony. On jednak się wykurował i zagrał w pierwszym składzie. Mikel Arteta nie wystawił pełnych rezerw. Od pierwszej minuty pojawili się ważni gracze – Bukayo Saka, Granit Xhaka, Ben White czy William Saliba. To więc nie tak, że Kiwior debiutował w parze z Robem Holdingiem i w jednej ekipie z Sagoe Juniorem, Matthew Smithem czy Reuellem Waltersem. Arsenal wyszedł mocną paką z kilkoma tylko ubytkami.
Należy przede wszystkim zacząć od tego, że gra w Arsenalu to dla niego zmiana systemu gry. W Spezii występował jako centralny obrońca wśród trójki i to właśnie ze środkowej strefy często wprowadzał piłkę lub też spokojnie sobie ją holował. Przy czym grał oczywiście głębiej, bo miał po obu stronach partnerów – zwykle byli to Nikolaou i Amian. Jeśli chodzi o wprowadzenie piłki, to robili to wymiennie, po prostu tak, jak pozwalał konkretny przeciwnik. Ale kiedy weźmiemy pod uwagę spotkanie z Salernitaną, a więc jedną z najsłabszych ekip w lidze, gdy to Spezia miała częściej piłkę, to tam zdecydowanie Kiwior był najczęściej inicjującym akcję obrońcą spośród całej trójki. To od niego zaczynało się budowanie akcji. Ze Sportingiem wystąpił po pierwsze w dwójce stoperów, a po drugie musiał mieć na uwadzę specyficzne poruszanie się po boisku Ołeksandra Zinczenki.
Kiwiorowi szczególnie oberwało się za sytuację przy bramce na 1:1. Jego uchylenie się wyglądało wręcz komicznie, jakby przestraszył się piłki. Zapewne poszedł komunikat od bramkarza i obaj panowie się ze sobą nie dogadali. To tylko ułamek sekundy… i na to też zwrócił uwagę menadżer Kanonierów jednocześnie podkreślając, że takie banalne błędy w komunikacji nie mogą się przytrafiać. Kiwior nawet nie wyskoczył, tylko się skulił. A zza pleców wyskoczył kompletnie niepilnowany Inacio, który sobie z takiego prezentu skorzystał. Zwracając uwagę na mowę ciała Matta Turnera, można zauważyć, że bardziej miał pretensje do samego siebie, że zrobił krok do przodu i później się wycofał. Nie pokrzykiwał na Kiwiora za to uchylenie. Tym niemniej wina i tak spada po części na polskiego stopera, bo nie wyglądało to za korzystnie.
Polak w zasadzie niczym się nie wyróżnił oprócz bardzo wysokiej celności podań (96%), ale zwykle były to podania krótkie. Jedno czy dwa zagrał trochę trudniejsze, takie między liniami, a zwykle po prostu podawał do najbliższego zawodnika. Błąd w komunikacji z Turnerem nie był jednynym, bo raz też zderzył się delikatnie z Williamem Salibą, kiedy to obaj, nieatakowani przez nikogo, wyskoczyli do dość prostej główki. Nie wygrywał pojedynków, nawet tych w powietrzu, nie miał przechwytów, nie grał bezpośrednio, unikał takiej gry. Zaczął też dość nerwowo, bo już na samym początku mocno zagrał do Bena White’a na prawą stronę, a ten nie chciał ryzykować stratą i wybił. To jednak bardziej drobnostka, ale pokazująca, że nie wszedł płynnie w mecz. Przez 71 minut nie zaliczył ani jednego przechwytu podania, wybicia czy odbioru piłki. To był dla niego na pewno trudny debiut i nie zaliczy go do udanych, ale pierwsze koty za płoty.
Kiwior zebrał kiepskie oceny i opinie. Na pewno stać go na dużo więcej, a przede wszystkim na to, by czasami podaniem też kogoś uruchomić, a nie tylko grać krótko do najbliższego.