Inter jest w tej chwili w takim gazie, że nie patrzy kto stoi naprzeciwko, tylko ładuje tej drużynie kolejne bomby. Czy to Atalanta, Lecce, czy Roma – nieistotne. Niestraszne są “Nerazzurrim” nawet kontuzje ważnych i podstawowych zawodników.
Drużyna, która najlepiej gra w tym momencie w piłkę? Jest to oczywiście kwestia subiektywna, ale wielu kibiców ze śmiałością może wskazać palcem na Inter. Argumenty? Proszę bardzo: porywający styl gry, zdobywanie wielu bramek, rozjeżdżanie nawet silnych przeciwników, 11 meczów wygranych z rzędu, cztery ostatnie spotkania w Serie A ze strzelonymi czterema golami, bilans bramkowy +55 w lidze, 12 punktów przewagi nad drugim Juventusem, 26 goli Lautaro Martineza, życiowa forma dziadka Mychitariana, Thuram ściągnięty za darmo – jeden z najlepszych transferów roku w Europie, kolejne i kolejne czyste konta na koncie Yanna Sommera, do tego pokonanie Atletico, któremu na nic za specjalnie nie pozwolili. Dużo tych pozytywów. Chwila oddechu…
Naprawdę tego mnóstwo, ale Inter trzeba po prostu chwalić. Gra porywająco, przyjemnie i skutecznie. Nikt nie ma do “Nerazzurrich” w Italii podjazdu w kwestii zdobywania bramek. Prawie 100 lat temu ostatnio strzelili cztery gole w czterech ligowych spotkaniach z rzędu, a teraz pokonali AS Romę (4:2), Salernitanę (4:0), Lecce (4:0) i Atalantę (4:0). Najbardziej imponujący jest ten ostatni, najświeższy rezultat, bo przecież “La Dea” też jest w świetnej formie w 2024 roku i bije się o awans do Champions League. Tymczasem Inter nie pozostawił temu przeciwnikowi absolutnie żadnych złudzeń i od początku go zdominował. Owszem, zdarzyły się indywidualne błędy w obronie, bo mogli przegrywać. Tylko zagranie ręką Aleksieja Mirańczuka uratowało ich przed stratą bramki. Później jednak wzięli się do roboty i to konkretnie.
Nie mogło też zabraknąć trafienia Lautaro, który po raz kolejny popisał się kunsztem. Korona króla strzelców Serie A to pewniak. Ma 23 gole, aż osiem przewagi nad drugim Dusanen Vlahoviciem. Może już robić miejsce na półeczce. Lautaro to kapitan Interu i lider ofensywy. Należy zauważyć, że Inter po poprzednim sezonie, w którym dotarł do finału Champions League, zaliczył transformację. Przecież w ataku nie ma już Romelu Lukaku, w obronie Milana Skriniara, w bramce Andre Onany, a w pomocy Marcelo Brozovicia. Z każdej formacji wyrwano im istotną część funkcjonowania całego organizmu, a tutaj Marcus Thuram ma już 11 goli i siedem asyst we wszystkich rozgrywkach, w bramce praktycznie jest progres, w pomocy błyszczy trójka Barella-Mychitarian-Calhanoglu, a w obronie Skriniara zastąpił doświadczony Francesco Acerbi sprowadzony za drobniaki z Lazio. Na dziewięć ostatnich meczów Inter zachował… osiem czystych kont. To absolutnie chore statystyki.
Doskonale funkcjonuje formacja składająca się najczęściej z Acerbiego, Bastoniego i Pavarda. To nie tak, że Sommer tylko leży w bramce i pachnie, bo uchronił “Nerazzurrich” od 10 goli! Tak pokazuje model expected goals against. Inter, według niego, powinien stracić w Serie A 22 gole, a stracił… 12. To znaczy, że Szwajcar broni nawet w beznadziejnych sytuacjach i to dość regularnie. Czyta grę i ma refleks na topowym poziomie. Często też musi zachować maksymalną koncentrację, żeby raz w meczu się wykazać. Tak było w październiku z Romą, gdy Bryan Cristante uderzył z główki z sześciu metrów, a stojący obok Rasmus Kristensen już się nawet chciał cieszyć z gola. Sommer pofrunął na linii i odbił ten strzał, niezwykle ważny, bo na 1:0. Inter potem strzelił i to on tego wieczoru wygrał jedną bramką. To tylko przykład, ale takich parad miał sporo. Świetne zawody rozegrał też na stadionie mistrza kraju w Neapolu, gdzie Inter wygrał 3:0, a Szwajcar mocno popracował na czyste konto.
Podopieczni Simone Inzaghiego pewnie zmierzają po tytuł mistrzowski i praktycznie nie mają w składzie słabych punktów. Gdyby nie byli w takiej formie, to pewnie zmartwiłaby ich kontuzja odniesiona przez Marcusa Thurama w starciu z Atletico Madryt albo uraz będącego w formie życia Hakana Calhanoglu. Nie ma to znaczenia. Do składu wchodzi Marco Arnautović i Kristjan Asllani, a biedna Atalanta i tak dostaje “czwórkę”. W tak samonapędzającej się maszynie nawet nie widać różnicy i w tym tkwi siła Interu.