Skip to main content

29. kolejkę Premier League rozpocznie hitowe starcie Manchesteru City z Liverpoolem. Wiele osób spoglądając przed sezonem w terminarz ligi angielskiej, mogło sądzić, że będzie to kluczowy moment batalii o mistrzostwo. Wszystko wygląda jednak nieco inaczej niż zwykle.

O ile Manchester City faktycznie walczy o tytuł, o tyle wcale nie z Liverpoolem, a z prowadzącym w tabeli Arsenalem. Co więcej, Liverpool traci do Arsenalu – aż trudno w to uwierzyć – 27 punktów! Do Manchesteru City – 19. To przepaść. Jednak team Jurgena Kloppa wciąż ma o co grać, bowiem szansa na zajęcie miejsca w TOP 4 wciąż nie jest wyłącznie matematyczna. Czwarty Tottenham ma 7 punktów więcej, ale po 28 meczach, podczas gdy Liverpool zagrał 26 razy. Jest jeszcze Newcastle – Sroki mają 5 punktów więcej od Liverpoolu przy równej liczbie meczów. Finisz, który prawdopodobnie rozegra się pomiędzy tą trójką, zapowiada się niezwykle ciekawie.

Dla Liverpoolu 4. miejsce to wyłącznie zdobycz na otarcie łez, ale od wielu tygodni wiadomo, że w tym sezonie team Kloppa nie powalczy o tytuł. Syndrom siódmego sezonu dopadł niemieckiego trenera w kolejnym klubie – tak było w Mainz i Borussii Dortmund. Na Anfield demony też się pojawiły. Sezon zaczął się od pokonania Manchesteru City i zgarnięcia Tarczy Wspólnoty. Później było już tylko gorzej – na 26 spotkań ligowych liverpoolczycy wygrali zaledwie 12! W dodatku gładko odpadli z Ligi Mistrzów. Porażka z Realem Madryt to nie wstyd, ale Champions League było szansą na uratowanie sezonu. Przepadło. Teraz w myśl tytułu piosenki Budki Suflera, Klopp musi ratować, co się da.

Mecz z Manchesterem City to oczywiście wyzwanie z gatunku tych najtrudniejszych, ale z drugiej strony w tym sezonie Liverpool pokonał tego rywala już dwa razy. Poza wspomnianym meczem o Tarczę Wspólnoty, The Reds ograli The Citizens również w ligowym pojedynku na Anfield. Jedyną bramkę zdobył wówczas Mohamed Salah. Czy Klopp ustrzeli swoistego hat-tricka przeciwko Guardioli? Jeśli tak, to pomoże nie tylko sobie, ale i Arsenalowi, który liczy na kolejne potknięcia Obywateli. Kanonierzy w tej kolejce grają z Leeds u siebie, więc prawdopodobnie dopiszą sobie 3 punkty.

W obu meczach z Liverpoolem w tym sezonie bramki nie zdobył Erling Haaland. Norweg ma już 28 trafień w lidze i kolejnych 10 w Champions League, ale wciąż wiele osób ma do niego zarzuty, że w najważniejszych spotkaniach nie ma z niego tak dużego pożytku. Sobotni mecz z wicemistrzami Anglii to niezła okazja, by zamknąć usta krytykom. Pytanie tylko, czy w ogóle wystąpi. Haaland pojawił się na zgrupowaniu swojej reprezentacji tylko na moment – badania wykazały, że ma problem z pachwiną. Wrócił więc do klubu i kuruje się na sobotę. Czy zdąży? Jeśli nie, Guardiola zapewne w ataku wystawi Juliana Alvareza, jednego z bohaterów MŚ w Katarze.

To nie jedyny problem Guardioli. Poza grą jest też Phil Foden – Anglik jest chory i najprawdopodobniej w sobotę nie zagra przeciwko The Reds. Z kolei Jurgen Klopp nie może skorzystać przede wszystkim z usług Thiago Alcantary. To najistotniejsza nieobecność w szeregach gości.

Gości, którym przerwa na kadry chyba dobrze zrobiła. Po porażkach z Realem i Bournemouth atmosfera nie była najlepsza. O ile pożegnanie z Champions League było w zasadzie przesądzone już po pierwszym meczu, o tyle kolejna wpadka w lidze może okazać się bardzo bolesna w kontekście tabeli końcowej. Citizens takich problemów nie mają. Ostatnie sześć meczów mistrzów Anglii to sześć zwycięstw. By odszukać ostatnią porażkę Obywateli, musimy cofnąć się do początku lutego i meczu na Tottenham Hotspur Stadium, kiedy to Spurs wygrali 1:0. Oznacza to serię 10 meczów bez porażki Man City.

Początek sobotniego szlagieru Premier League o 13:30. Spotkanie na Etihad Stadium w Manchesterze.

Related Articles