Skip to main content

Czas i kolejne mecze potrafią błyskawicznie zmieniać nastroje w piłce nożnej. Najlepszym tego przykładem niech będą Legia Warszawa i Lech Poznań. W tych klubach każdy remis i każda porażka to często ogromna krytyka i powód do wielu pytań nad potencjalnym kryzysem. Do niedzielnej potyczki obie strony przystępują jednak w znacznie lepszych nastrojach, niż miałoby to miejsce jeszcze tydzień lub dwa wcześniej.

Przez wiele lat starcia Legii z Lechem oraz Lecha z Legią to były mecze na szczycie. Tym razem nadal będziemy mówić o hicie kolejki, natomiast pod względem samej tabeli tak samo można byłoby powiedzieć o potyczce Pogoni z Rakowem. Tam piąta z czwartą, a tutaj szósta z trzecią drużyną Ekstraklasy przed startem 15. kolejki. Warto oczywiście przypomnieć, że swoje zaległości do odrobienia ma dwóch przedstawicieli naszej ligi w europejskich pucharach, natomiast nie zmienia to faktu, że grono czołówki w tym sezonie jest szersze. Wszystko oczywiście przez rewelacyjne serie liderującego Śląska oraz najskuteczniejszej na naszym podwórku Jagiellonii.

Jest Ishak, jest spokój w ataku
Wiele kontuzji w 2023 roku sprawiło, że Mikael Ishak był zdecydowanie pod formą w pierwszej części rundy jesiennej. Długo nie mógł się rozpędzić. Dość powiedzieć, że do początku października, na jego koncie widniała tylko jedna bramka! Jak na takiego snajpera to wynik słaby, a dla Kolejorza spory kłopot. Różni piłkarze występowali na “9”, w tym Filip Marchwiński, który radził sobie tam bardzo dobrze. Jednak John van den Brom ma największy pożytek, gdy ma bramkostrzelnego Ishaka na “9”, a Marchwińskiego może ustawić niżej, co także daje dodatkowe opcje.

Szwed w ostatnim miesiącu zameldował się ponownie wśród regularnie strzelających na naszym podwórku. Oczywiście do aktualnych liczb Erika Exposito jeszcze mu daleko, ale widać ewidentny progres. W pięciu ostatnich meczach tylko raz nie strzelał rywalowi. Po jednej sztuce wrzucał Puszczy, Jagiellonii oraz Ruchowi, a dublet ustrzelił przeciwko ŁKS-owi. W tym czasie tylko Bartłomiej Wdowik był równie skuteczny na boiskach Ekstraklasy.

Przedłużyć serię i zrobić rekord sezonu
W tym sezonie już raz Lech Poznań miał serię sześciu meczów bez porażki. Zakończyła się ona tragicznie, z perspektywy klubu, bo porażką w Trnavie. Nikomu nie trzeba przypominać, co to oznaczało dla Kolejorza. Odpadnięcie z pucharów i zabranie sobie szansy na kolejną przygodę w Lidze Konferencji, nie wspominając o budowaniu rankingu czy zarabianiu pieniędzy. Po kompromitacji w Szczecinie(0:5), Lech ponownie zanotował serię sześciu gier bez porażki. Sprzyjał trochę temu terminarz. Dostali przecież całą strefę spadkową, Cracovie czy Zawiszę w Pucharze Polski. Paradoksalnie najwyższa wygrana mogła się trafić przeciwko… wiceliderowi – Jagiellonii Białystok. Tam do 54. minuty wszystko grało, jak należy. 3:0 dublecie Ba Louy oraz jednym golu Ishaka i prosta do zwycięstwa. Wtedy jednak Jaga wrzuciła wyższe biegi i wyrównała, m.in. za sprawą wychowanka Lecha Mateusza Skrzypczaka.

Lechici jeśli nie przegrają w stolicy, później mogą liczyć na wydłużenie tej serii do końca roku. Terminarz zdecydowanie sprzyja. Widzew(dom), Korona(wyjazd), Piast(d) i Radomiak(w) to zestaw, w którym dwucyfrowa liczba punktów będzie dla poznaniaków niemal obowiązkiem.

Wyszli z “kryzysu”
Październik był zdecydowanie najgorszym miesiącem tego sezonu dla Legii Warszawa. Pięć porażek i jedna wygrana. Tylko w Mostarze byli w stanie pokonać przeciwnika. Poza tym nie pomagał im terminarz. Przegrali przecież z całą ligową czołówką – Jagiellonią, Śląskiem oraz Rakowem. Oczywiście w Warszawie nikt nie wybacza takiej serii, tym bardziej że na Dolnym Śląsku doszło do niemałej kompromitacji, bo tak należy nazwać 0:4. Za 0:1 w Alkmaar nikt nie miał pretensji, ale już za 1:3 w domu ze Stalą Mielec oczywiście tak. Mielczanie odkąd wrócili do Ekstraklasy mają jakiś patent na stołeczną ekipę przy Łazienkowskiej, wygrywając trzy z czterech gier!

Gdy coraz więcej osób poddawało w wątpliwość czy Kosta Runjaić podoła w wyciągnięciu drużyny z kryzysu, nagle przyszły trzy wygrane w ciągu tygodnia. Co więcej, w tym czasie legioniści za każdym razem zachowali czyste konto. Dzięki temu przerwali serię 13. kolejnych meczów ze straconym golem. Dodatkowo warto wspomnieć, że w tym sezonie wcześniej łącznie tylko cztery razy zachowali czyste konto – Raków(Superpuchar), Ruch, ŁKS i Korona – a teraz w tydzień niemal wyrównali ten wynik. To pokazuje, że jednak jest możliwe, by powoli naprawiać najbardziej newralgiczną pozycje. Warto dodać, że w ostatnim czasie dwukrotnie swoją szansę między słupkami dostał Dominik Hładun. Ściągany rok temu teoretycznie do roli bramkarza numer trzy, już w minionych rozgrywkach był w stanie przeskoczyć na drugą pozycje w hierarchii bramkarzy, zrzucając z pozycji “wicelidera” Cezarego Misztę. Wielokrotnie chwalony za treningową postawę, teraz dostał dwie szansę w europejskich pucharach i niewykluczone, że dostanie kolejne, już na ligowym podwórku.

O krok od wiosny w pucharach
Trzy piłki meczowe przed Legią, idąc słownictwem tenisowym lub siatkarskim. Mowa oczywiście o szansę na wyjście z grupy Ligi Konferencji. Po czterech kolejkach legioniści mają po 9 punktów z Aston Villą i aż sześć “oczek” przewagi nad duetem Zrinjski oraz Alkmaar. Bośniacy już nie są kłopotem dla stołecznej drużyny, bowiem zostali dwukrotnie pokonani. Jedynym “zmartwieniem”, jeśli można tak uznać, jest AZ Alkmaar. Jednak tutaj sytuacja polskiej drużyny jest niemal idealna. To autostrada do wiosennego grania w pucharach. Pierwsza szansa na awans już 30 listopada. Jeśli wtedy Legia zapunktuje w Birmingham, wtedy nie będzie musiała się interesować wynikiem meczu w Alkmaar. Oczywiście trudno będzie na terenie drużyny z Premier League. Skoro jednak ekipa Runjaicia była w stanie pokonać The Villans w Warszawie, to jest w stanie zremisować na wyjeździe. Jednak nawet porażka może oznaczać awans na koniec listopada. Stanie się tak, jeśli Holendrzy stracą punkt ze Zrinjskim.

W najgorszym scenariuszu – wygrane Aston Villi i Alkmaar – Legia nadal będzie mieć wszystko w swoich rękach. Konkretnie chodzi o 14 grudnia, gdy do stolicy przyjadą Holendrzy. Tam legionistom wystarczy remis, a chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, jak naładowani będą piłkarze wicemistrza Polski. Nie mówimy tutaj nawet o stawce piłkarskiej, ale o ładunku emocjonalnym, który został w drużynie po wizycie w Alkmaar. Pozostaje jeszcze kwestia miejsca. Warto przypomnieć, że pierwsza lokata w grupie daje bezpośredni awans do 1/8 finału, zaś drugie miejsce to “baraż” w 1/16 finału ze “spadkowiczem” z Ligi Europy.

Nic nowego – kolejny komplet
W tym sezonie Ekstraklasy przeżywamy prawdziwy boom na jej mecze. Oczywiście są miejsca, gdzie pewnego poziomu się nie przeskoczy, ale coraz więcej stadionów wypełnia się do ostatnich miejsc. I nie są to odosobnione przypadki, tylko kwestia regularności. Ze względu na pojemność stadionu oraz aktualną formę zespołu liderem pod względem najwyższej frekwencji na jednym meczu jest Śląsk Wrocław. Podczas meczu lidera z Legią na trybunach na Dolnym Śląsku pojawiło 39,5 tysiąca kibiców, a ten wynik być może uda się pobić na początku grudnia, gdy do Wrocławia przyjedzie Raków Częstochowa. Już teraz wrocławianie sprzedali niemal połowę wejściówek!

Jednak to Legia Warszawa może pochwalić się liczbą kompletów w tym sezonie. Stadion przy Łazienkowskiej regularnie się wyprzedaje i klub może świętować, że kolejny raz to się udało. Nie może zatem dziwić, że biletów na spotkanie z Lechem zabrakło już kilka dni wcześniej, skoro podobny stan był przy znacznie mniej renomowanych przeciwnikach przyjeżdżających do stolicy. Tyle że Legii… ciągle mało. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, zatem klub chce podkręcić frekwencje. W teorii nie da się tego zrobić mając “sold out”, co chwilę. W praktyce jednak wielu posiadaczy karnetów oraz subskrypcji nie pojawia się na meczach, przez co faktyczna widownia brzmi trochę gorzej, niż liczba sprzedanych wejściówek. Klub zatem rozpoczął ogromną akcje informacyjną wśród swoich karnetowiczów, że w przypadku nieobecności można zwolnić swoje miejsce innym. To idealna praktyka, dzisiaj już powszechnie stosowana. Dla Legii czy Widzewa niezwykle istotna, bo w tych miejscach bilety są towarem deficytowym. Dodatkowo klub może podwójnie zarobić na niektórych miejscach, a później jest możliwość pochwalenia się jeszcze wyższą frekwencją. Co ciekawe tutaj nie chodzi o kilkadziesiąt biletów. Czasami mowa nawet o ponad tysiącu czy więcej kibiców, którzy z różnych przyczyn nie mogli przybyć na mecz.

***

Początek niedzielnego spotkania o godzinie 17:30.

Related Articles