Abstrahując od nerwowo prowadzonego meczu przez Michaela Olivera… wreszcie ujrzeliśmy emocje w starciu dwóch drużyn, które w dwóch ostatnich sezonach walczyły o mistrzostwo Anglii. Arsenal przez całą drugą połowę bronił w 10 na 11 i… prawie się obronił. John Stones wcisnął piłkę do siatki na 2:2 dopiero w 98. minucie.
Mikel Arteta w poprzednich meczach z Manchesterem City miał prosty pomysł – wyłączyć z gry Erlinga Haalanda i wybronić remis. Mimo wybitnie niesprzyjających okoliczności, jakimi było pozostawienie na boisku Mateo Kovacicia (choć mógł wylecieć dwa razy), udało się na Emirates wygrać po trochę fartownym uderzeniu Gabriela Martinelliego, któremu mocno pomógł rykoszet. Fakt jest taki, że ofensywa City została wyłączona dwukrotnie. Stało się to kosztem widowiska, bo Arsenal niezbyt miał ochotę na grę do przodu, ale coś kosztem czegoś. Akurat para stoperów Gabriel Magalhaes – William Saliba zna się na defensywie jak mało kto. Dlatego też Manchester City oddał w zeszłym sezonie w starciach z Arsenalem zaledwie trzy strzały celne i nie strzelił żadnego gola, a Haaland został świetnie przypilnowany przez Salibę.
Taktyka taktyką, ale można było mówić o rozczarowujących hitach i z nostalgią wspominać wszystkie nawalanki Manchesteru City z Liverpoolem, które często kończyły się kilkoma bramkami i to z obu stron. “Kanonierzy” do hitu na Etihad stracili zaledwie jedną bramkę w czterech spotkaniach Premier League. Tym razem wyszli mocno naładowani, co już kilka sekund po wznowieniu pokazał Kai Havertz, gdy z impetem władował się w Rodriego. Sporo się działo już w pierwszej części gry. Erling Haaland zdobył bramkę numer 100 dla Manchesteru City i 10. bramkę w tym sezonie Premier League. Jego średnia wynosi… dwa gole na mecz! Warto zanotować asystę Savinho, który wyrolował na skrzydle Riccardo Calafioriego, a później wypuścił Norwega sam na sam. Haaland wykończył to strzałem futsalowym, prosto z czuba. Chwilę później Ilkay Gundogan uderzył z rzutu wolnego w słupek.
Do tego momentu Michael Oliver nie denerwował ani jednych, ani drugich. Później jednak nie radził sobie z tym, co dzieje się na murawie. Zaczęło się od bramki wyrównującej, kiedy to najpierw zawołał do siebie Kyle’a Walkera, porozmawiał z nim i nie dał mu się dobrze ustawić przy szybkim wznowieniu. Problem w tym, że piłka powędrowała akurat na to skrzydło do Martinelliego, który z marszu miał przewagę nad defensorem. Nie miało to bezpośredniego wpływu na gola, bo Kyle zdążył wrócić na maksymalnym sprincie, ale pośrednio już trochę tak. Nie wiadomo w jaki sposób by się ustawił do tego zagrania. Szybkie wznowienie po uprzednim zawołaniu go przez arbitra mocno zdenerwowało kapitana Manchesteru City. Pep Guardiola powiedział nawet po meczu, że jeśli następnym razem arbiter zawoła do siebie któregoś z jego zawodników, to najlepiej będzie, jeśli odpowiedzą, żeby to on podszedł do nich. Walker był wściekły na tę sytuację. Pep Guardiola z kolei… kopnął w krzesło.
Sytuacja z drugą bramką dla Arsenalu też może budzić kontrowersje. Zapewne większość bramkarzy nie zgodzi się z decyzją, że gol Gabriela Magalhaesa jest prawidłowy. Gabriel Martinelli już wcześniej próbował podobnej sztuczki. Po prostu stanął przy Edersonie i delikatnie popchnął go plecami, ustawiając się do niego tyłem. Utrudnił mu tym samym interwencję. Peter Schmeichel upierał się, że to musi być faul, jednak on grał w trochę innych czasach. Obecnie coraz częściej takie rzeczy się puszcza. Droga Edersona do piłki została zastawiona, a Gabriel Magalhaes ośmieszył Kyle’a Walkera, uciekł mu i władował gola z główki z bliska. Arsenal jest mistrzem stałych fragmentów, a Gabriel króluje w powietrzu. Przecież dopiero co strzelił też gola z Tottenhamem, a ogólnie ma na koncie 17 goli dla Arsenalu.
Michael Oliver denerwował niekonsekwencją i brakiem panowania nad meczem, ale najbardziej rozzłościł Arsenal pod koniec pierwszej połowy, wyrzucając z boiska Leandro Trossarda. Mniejsze pretensje byłyby na pewno, gdyby pokazał mu żółtą kartkę za atak z impetem w plecy Bernardo Silvy. Niestety jednak Oliver nie ukarał Belga za faul, bo po nim wskazał tylko na rzut wolny. Sędziemu się “odkleiło” i pokazał mu kartkę, ale za… odkopnięcie piłki, rujnując tym samym całe widowisko. Arsenal nie nauczył się po meczu z Brighton, gdzie za to samo z boiska wyleciał Declan Rice. Żeby mało było emocji, to w trakcie pierwszej połowy Manchester City stracił Rodriego. Kontuzja wyglądała dramatycznie. Prawdopodobnie to zerwane więzadła i absencja do końca sezonu. Hiszpan ledwo co zszedł z boiska.
Drugie 45 minut to klepanie wokół szesnastki Davida Rayi. Manchester City tworzył zamek, ale obrona Arsenalu świetnie się przesuwała i nie zostawiała miejsca, a Hiszpan kiedy tylko było trzeba, to wychodził do dośrodkowań bądź też bronił uderzenia – zwłaszcza Josko Gvardiola. Ogólnie wielka forma tego bramkarza zasługuje na osobne wyróżnienie. Co też on wyprawia w tej bramce na początku sezonu! Tu także omal nie został bohaterem. Był nim przez długi czas – aż do 98. minuty, kiedy po jednej z rozpaczliwych akcji piłkę do siatki z bliska wbił John Stones. To spowodowało, że Manchester City obronił punkcik w ostatniej minucie meczu. Zarówno jedni, jak i drudzy mogą czuć się pokrzywdzeni niektórymi decyzjami arbitra, ale przynajmniej wreszcie hit Manchester City – Arsenal emocjonalnie dojechał.
Erling Haaland w końcówce meczu był wściekły, obrażał rywali i tak naprawdę… też mógł wylecieć z boiska, bo nieelegancko rzucił piłką w głowę Gabriela Magalhaesa. Obraził młodego Mylesa Lewisa-Skelly’ego, a po końcowym gwizdku ściął się jeszcze z Gabrielem Jesusem. Bernardo Silva z kolei wbił mocną szpilkę w przeciwników, odpowiadając na pytanie odnośnie porównania rywalizacji z Liverpoolem i Arsenalem. Zacytujmy: – Różnica między rywalizacją z Arsenalem a Liverpoolem? Może to, że Liverpool już wygrał ligę, a Arsenal nie. Że Liverpool wygrał Ligę Mistrzów, a Arsenal nie wygrał. Że Liverpool zawsze staje z nami twarzą w twarz, próbując wygrać mecz. 28 strzałów City w drugiej połowie (ale mało groźnych) i 10% posiadania piłki Arsenalu. No i prawie udało się w taki sposób wybronić trzy punkty.