Jubileuszowa 40. edycja Superpucharu Hiszpanii rusza w środowy wieczór. Niestety, podobnie jak ostatnie edycje, odbędzie się daleko od półwyspu Iberyjskiego. Podobnie, jak to było w 2020, 2022 i 2023 roku cztery najlepsze ekipy ubiegłego sezonu w Hiszpanii ruszyły do Arabii Saudyjskiej. Wśród nich trzech stałych bywalców oraz debiutant w tych rozgrywkach.
Od sezonu 2019/2020 Superpuchar odbywa się w roli mini turnieju, z final four. W dotychczasowych czterech edycjach za każdym razem występował Real Madryt oraz Barcelona. Atletico w tym czasie aż dwukrotnie zabrakło. Mowa o edycji 2020/2021 oraz w ubiegłym roku. Przypomnijmy, że kwartet biorący udział w tych rozgrywkach to dwie najlepsze drużyny LaLiga oraz finaliści Copa del Rey. Oczywiście zdarza się, że powtarzają się nazwy w obu przypadkach. Stąd Real Madryt za zajęcie trzeciego miejsca w sezonie 2018/2019 mógł przystąpić do turnieju i go później… wygrać. Zresztą paradoks tych turniejów polega na tym, że do tej pory ani razu nie wygrała go drużyna, która w normalnych warunkach, by się w nim znalazła. 2020/2021 Athletic jako przegrany z finału Copa del Rey pokonał wicemistrza kraju Barcelonę. Rok później Real w roli wicemistrza ograł Athletic jako przegranego w finale pucharu. Dwanaście miesięcy temu w finale w końcu zagrał chociaż mistrz kraju – Real Madryt. Los Blancos przegrali jednak z wicemistrzem – Barceloną.
Gdyby iść tym tropem również w styczniu 2024, największe szansę na zwycięstwo mają Atletico – trzecie miejsce w lidze oraz Osasuna jako finalista ostatniej edycji Copa del Rey. Zresztą ci ostatni właśnie zadebiutują w spotkaniach o Superpuchar. Co jasne brakowało ich podczas pierwszych turniejów w ostatnich latach, ale wcześniej także Los Rojillos nie mieli okazje rywalizować o to trofeum. Trudno się dziwić, skoro do tej pory największym sukcesem klubu był także finał pucharu, z sezonu 2004/2005. Wtedy polegli w finale z Realem Betis, który zresztą dostał solidnie lanie od Barcy w meczu o Superpuchar(3:0).
***
Rozkład jazdy na półfinały:
Środa, 20:00: Real Madryt – Atletico Madryt
Czwartek, 20:00: Barcelona – Osasuna
***
Pierwszy z trzech
Derby Madrytu w półfinale brzmią wyjątkowo? Tak, ale gdyby były jedyną potyczką tych drużyn w najbliższym czasie. Oczywiście stawka będzie wysoka, ale w przeciągu miesiąca obie drużyny spotkają się ze sobą… trzykrotnie! Wszystkie mecze odbędą się w innych rozgrywkach. Najpierw czas na półfinałowe starcie w Superpucharze Hiszpanii, a osiem dni później – już wiadomo, że odbędzie się to 18 stycznia – staną w szranki w ramach 1/8 finału Copa del Rey. Poniedziałkowe losowanie zdecydowanie nie było korzystne dla obu madryckich ekip, co musiało ucieszyć… pozostałych uczestników pucharu. Już teraz wiadomo, że jeden z dużych klubów odpadnie na dość wczesnym etapie rywalizacji. Rok temu także spotkali się w Pucharze Króla w 1/4 finału. Wówczas Los Blancos wygrali 3:1, odrabiając straty. Po 90. minutach było 1:1, ale w dogrywce “zwariował” Stefan Savić, wylatując z boiska. Karim Benzema i Vinicius Junior skrzętnie to wykorzystali, zapewniając półfinał swojej ekipie.
Ostatnia potyczka w tym sezonie w hiszpańskich rozgrywkach – mogą jeszcze zmierzyć się w Lidze Mistrzów – odbędzie się prawdopodobnie 4 lutego, w ramach LaLiga. Wtedy stawką nie będzie trofeum, ale de facto Real będzie miał możliwość zakończenia rywalizacji o tytuł swojemu lokalnemu rywalowi. Co ciekawe chwilę wcześniej jedni i drudzy rozegrają… dodatkowe derby stolicy. Real z Getafe, zaś Atletico z Rayo.
W lidze rozjazd
Od ostatniego potknięcia Realu minął miesiąc. Dokładnie 9 grudnia Blancos zremisowali w Sewilli z Betisem 1:1. Potem już tylko wygrywali, bez względu na rozgrywki, w których brali udział. Owszem, nie mieli trudnego terminarza, ale mieli spore braki. Suchą stopą przeszli przez zdrowotny kryzys, a teraz Carlo Ancelotti, przynajmniej z przodu, ma komfort wyboru. Dodatkowo ekipa z Santiago Bernabeu wypracowała sobie sporą, bo 10-punktową przewagę nad lokalnym rywalem, a nieco mniejszą – 7 “oczek” – nad Barceloną. Oczywiście głównym konkurentem pozostaje Girona, ale ich siła i szerokość ławki powoduje, że wielu nadal nie uznaje ich za finalnego rywala Realu w walce o tytuł. Krótko mówiąc Real na ligowym podwórku ma spory spokój, patrząc na tych największych konkuretnów z ostatnich lat. Oczywiście Superpuchar to inna sprawa, bo tutaj miejsca na pomyłkę nie ma. Jeden mecz w półfinale, jeden mecz w ewentualnym finale. 90 lub 120 minut z karnymi i po wszystkim.
Tyle że Carletto i spółka przystępują do tej rywalizacji w znacznie lepszych humorach od swojego sąsiada. Atletico w grudniu i styczniu zanotowało trzy wpadki. Porażki w Bilbao i Gironie oraz domowy remis z Getafe. To cieszyć nie mogło. Zwłaszcza że pierwsze połowy w przegranych meczach to była istna katastrofa. Athletic oraz Girona totalnie zdominowali swojego przeciwnika, tworząc sobie mnóstwo sytuacji pod bramką Jana Oblaka. Żelazna defensywa była od lat znakiem rozpoznawczym drużyny Cholo Simeone. Po pierwszej części sezonu stracili już 23 gole, czyli ledwie dwa mniej, niż przez cały mistrzowski sezon 2020/2021. Zresztą sześć ekip ma mniej straconych bramek w LaLiga, a podobne wyniki wykręcają: Valencia, Mallorca(23), Rayo, Girona(24). Krótko mówiąc wynik niemal na środek tabeli, gdyby patrzeć tylko na “straty”.
Valverde pogrzał atmosferę
Mecze derbowe oczywiście rządzą się swoimi prawami, chociaż tak naprawdę nikt nie wie, jakie to są prawa. Ale atmosfera przed każdym spotkaniem jest gorąca. Bez względu czy trzeba grać na Bernabeu, Metropolitano, czy w Rijadzie, tysiące kilometrów od Madrytu. To także powtórka finału rozgrywanego w styczniu 2020, gdy Real wygrał z Atletico po rzutach karnych. Do serii jedenastek prawdopodobnie, by nie doszło, gdyby nie słynny faul Federico Valverde. Urugwajczyk taktycznie, ale też bardzo brutalnie, zatrzymał Alvaro Moratę. Wyleciał z boiska, ale powstrzymał kontrę Atleti w końcówce dogrywki. Kilka minut później Blancos wygrali 4:1 w karnych i podnieśli trofeum. Oczywiście Valverde został zapytany przez dziennikarzy o tamtą sytuację. – Czy raz jeszcze sfaulowałbym Moratę? Jasne, że tak. Pod warunkiem, że robiłbym to dla drużyny. Jeśli przegrywamy 0:3, to wiadomo, że nie ma to sensu. W tamtym finale walczyliśmy na styku, to była bardzo trudna walka. Gdybyśmy mieli taki sam wynik, jak wtedy, zrobiłbym to ponownie. Dla drużyny, dla moich wartości. Dla drużyny zawsze trzeba dawać z siebie wszystko – odpowiedział Urugwajczyk. Co ciekawe Carlo Ancelotti nie był aż tak pozytywnie nastawiony do meczu z lokalnym rywalem. Włoch stwierdził, że osobiście… nie lubi grać przeciwko Colchoneros.
***
Nadal męki Barcelony
Oglądanie Blaugrany w ostatnich tygodniach to niestety średnia przyjemność. Drużyna Xaviego wciąż stwarza sobie dużo sytuacji. Kłopot w tym, że niewiele z nich zamienia na gole. Zresztą Barcelona doszła do takiego etapu, że przebiła klubowy rekord. Mowa o 20. kolejnych meczach, w których nie wygrała wyżej niż jedną bramką. Może to nie wielka tragedia, ale dla klubu takich rozmiarów coś dziwnego, anomalia. Nowy rok zaczęli podobnie do tego, jak kończyli stary. Wtedy męki z Almerią i finalne 3:2. Teraz zaczęło się od wymęczonego 2:1 z Las Palmas. Na Wyspach Kanaryjskich decydującego gola strzelili przecież w doliczonym czasie gry po rzucie karnym. Tuż przed wylotem do Arabii Saudyjskiej mieli mieć spacerek w Pucharze Króla. Jednak 3:2 nad czwartoligowym Barbastro na to nie wskazuje. Za tamto spotkanie kolejny raz cięgi od kibiców zebrał Xavi. Dzień wcześniej Ancelotti dał szansę wielu graczom rezerw lub po prostu wychowankom w meczu Realu z Arandiną. Xavi poszedł w drugą stronę. Fermin Lopez to już stały bywalec pierwszej drużyny, zatem jedynym novum był Hector Fort. 17-latek dodatkowo zagrał na… lewej, zamiast na prawej obronie, swojej nominalnej pozycji. Nawet z ławki szansy nie dostał np. Marc Casado, o którego kibice domagają się w miejsce fatalnie grającego Oriola Romeu. 90 minut przesiedzieli także inni, jak choćby stoper Pau Cubarsi. Zamiast niego wszedł Inigo Martinez, świeżo po kontuzji na słabej jakości murawę i… ponownie wypadł. Wtedy także Xavi wolał postawić na Sergiego Roberto, aniżeli nominalnego stopera z akademii.
Więksi dzielą się z Osasuną
Arabia Saudyjska zapewniając sobie organizacje prestiżowego Superpucharu Hiszpanii zapewniła także hiszpańskiemu futbolowi ogromne pieniądze z tytułu premii i nagród. Mowa o kwocie 40 milionów euro. Co ciekawe taka kwota pojawia się tylko i wyłącznie wtedy, gdy w rywalizacji brać będą udział Real i Barcelona. Brak każdej z tych ekip to minus pięć milionów euro. Skoro jednak mamy pełną kwotę, wówczas jej połowa trafia do RFEF(związku), a druga połowa to pieniądze dla uczestników. Tutaj jednak nie ma mowy o równym podziale. Niestety, głównie tyczy się to kwestii zasług, a nie finalnego wyniku. Wpływ rozstrzygnięć boiskowych jest znikomy, bowiem finalista dostanie dodatkowy milion euro, a zwycięzca dwa do poprzedniej puli. Każdy klub otrzymuje przede wszystkim 300 tysięcy euro na organizacje całego przedsięwzięcia – loty, zakwaterowanie itd.
Jednak największa część tortu trafi do gigantów. Real i Barcelona samej podstawy finansowej za udział dostaną po około 6 milionów euro. Atletico nie dostanie nawet połowy tego – 2,3 miliona – ale i tak jest w uprzywilejowanej sytuacji względem innych potencjalnych uczestników. Osasuna zapewne będzie mogła liczyć na kwotę w granicach maksymalnie miliona euro. Tutaj jednak związek poprosił o spotkanie trójkę pozostałych uczestników, którzy na spotkaniu zgodzili się przeznaczyć swoje nagrody na rzecz Rojillos. Stąd ekipa z Nawarry dostanie łącznie 600 tysięcy euro – po 200 od każdego z rywali. Dla reszty to niewielkie kwoty, zaś dla Osy już znacząca kwestia i dająca jakąś rekompensatę.
📍 RIAD pic.twitter.com/DZ9lPweu8p
— C. A. OSASUNA (@Osasuna) January 9, 2024
***
Dla Osasuny taki turniej i chociażby nawet jeden mecz z Barceloną to coś wielkiego. Rojillos przecież nie codziennie walczą o najwyższe laury. Terytorialnie Nawarra to nie Kraj Basków, ale historycznie ten region należy do Euskal Herria, zatem macki Athletiku sięgają również do Pampeluny czy też Irunea, bo tak Baskowie nazywają to miasto. Osa nie ma łatwego życia rywalizując z dużo większym Athletikiem, ale przecież niedaleko jest także Real Sociedad, który w ostatnich latach dołączył do szerokiej czołówki LaLiga. Mimo tego udało im się wedrzeć do finału Pucharu Króla w ubiegłym sezonie. Przypadku w tym nie było, bowiem po drodze ograli Betis, Seville czy Athletic. Zresztą wygrana z Los Leones musiała smakować podwójnie, ze względu na wspomnianą rywalizacje oraz życiu w cieniu wielkiego sąsiada. Tym bardziej że decydującego gola Pablo Ibanez strzelił w końcówce dogrywki, a w całym meczu na San Mames niemiłosiernie dusili gospodarze, którzy wykonali 18 rzutów rożnych przy zerowym dorobku Osasuny!
Były klub Jana Urbana nie tylko był w finale pucharu, ale przecież był także na siódmym miejscu w lidze. Wskoczył do pucharów, w których prawie… nie wystąpił. UEFA przecież przyczepiła się o kwestie sprzed dekady. Chodziło o grzechy korupcyjne osób, których dawno nie ma w klubie. Na szczęście dla drużyny Jagoby Arrasate, UEFA dopuściła ich do rozgrywek Ligi Konferencji. Tyle że pecha mieli w losowaniu. Club Brugge był pierwszą i jak się okazało ostatnią przeszkodą, eliminując Hiszpanów z gry. Dzisiaj to 12. drużyna LaLiga, ale w tym sezonie kompletnie nie radzą sobie z czołówką. Z drużyn TOP7 zremisowali jedynie przeciwko Realowi Sociedad, pozostałe przegrywając, co nie najlepiej wróży przed Superpucharem.
Kadrowo
Nie będę wklejał list powołanych zawodników na turniej, ale warto zerknąć, kogo zabraknie po każdej ze stron.
Real: Thibaut Courtois, Eder Militao, David Alaba i Lucas Vazquez
Atletico: Thomas Lemar, Reinildo
Barcelona: ter Stegen, Marcos Alonso, Gavi
Osasuna: Chimy Avila
Listy mogą się wydłużyć w przypadku kilku zawodników Barcelony i Atletico. Blaugrana na liście powołanych umieściła Inigo Martineza, Joao Cancelo i Pedriego, zaznaczając jednak, że nie mają jeszcze pozwolenia od lekarzy na grę. W przypadku dwóch ostatnich jest jednak szansa na występ w finale. Inigo pojechał raczej wspierać kolegów. Podobnie może być przy osobie Pablo Barriosa w Atletico. Wychowanek Colchoneros zmaga się z kontuzją, ale pojawił się na liście powołanych. Czy zagra? Jeśli już miałoby tak się stać, to raczej w ewentualnym finale.