Hiszpanie pokonali Włochów w pierwszym półfinale Ligi Narodów 2:1 i przerwali rywalom fantastyczną serię spotkań bez porażki. Bohaterem spotkania został Ferran Torres, który zdobył dwie bramki.
37 spotkań i koniec, trzeba zaczynać od zera… Tyle trwała passa bez porażki reprezentacji Włoch. Już jakiś czas temu udało im się pobić serię Brazylii i Hiszpanii, bo obie te reprezentacje były niepokonane przez 35 meczów. Ostatnia przegrana drużyny Manciniego to 0:1 z Portugalią w Lidze Narodów, co miało miejsce 10 września 2018 roku. Od tego czasu minęły więc ponad trzy lata. Nikt nie pokonał ich w meczach towarzyskich, eliminacjach Euro 2020, drugiej edycji Ligi Narodów (gdzie grali m.in. dwa razy z nami), eliminacjach do mundialu 2022, a także wreszcie na samym Euro 2020, przesuniętym o rok. Żeby uświadomić sobie, jak długo byli niepokonani, to mecz wcześniej DEBIUTUJĄCY jako selekcjoner Jerzy Brzęczek przywiózł cenny remis z Bolonii, co uznano w naszym kraju za bardzo korzystny wynik.
Luis Enrique wyraźnie nie boi się stawiać na młodzież, a na słowa krytyki mediów odpowiedział, że on po prostu bardziej zna się na piłce i ma większą wiedzę o piłkarzach. W półfinale Ligi Narodów wystawił w pierwszym składzie urodzonego w 2004 roku Gaviego, na którego w ostatnich spotkaniach postawił Ronald Koeman w środku pola. W drugiej połowie, już przy stanie 2:0, wpuścił na boisko Yeremy'ego Pino z Villarrealu z rocznika 2002, a przecież bohater spotkania – urodzony w 2000 roku Ferran Torres – także nie należy do weteranów, choć jego bilans w reprezentacji jest imponujący – 21 spotkań i 12 bramek. Enrique konsekwentnie stawia na niego w ataku i to mu się opłaca. Ferran strzelał ostatnio w eliminacjach, a teraz trafił dwukrotnie. Musiał to oglądać Pep Guardiola i może przestanie się wygłupiać z wystawianiem w ataku Raheema Sterlinga.
Wróćmy jednak do samego półfinału. Widać było od początku, że Hiszpanie będą grać atakiem pozycyjnym, a przewaga w posiadaniu jeszcze się powiększyła, kiedy z boiska wyleciał Leonardo Bonucci. Było to już przy stanie 0:1 po świetnym, mocnym i celnym dośrodkowaniu Mikela Oyarzabala na… ochraniacz Ferrana Torresa. Mogło być 0:2 po błędzie Donnarummy, kiedy piłka wyślizgnęła mu się z rąk po strzale Alonso, trafiając w słupek. Na posterunku był Bonucci i nie dopuścił do dobitki. To on jednak był negatywnym bohaterem wieczoru, kiedy wyleciał z boiska w 42. minucie za bezsensowne uderzenie łokciem Busquetsa. Do tego momentu Włosi mieli dwie świetne okazje, a konkretnie Bernardeschi i Insigne, ale na tablicy dalej zostało 0:1. Po kartce wszystko się posypało, a Włosi dostali jeszcze gola do szatni po składnej akcji Hiszpanów. Znów katem okazał się Ferran Torres.
Trzeba było odrabiać dwubramkową stratę i to w 10. Trybuny w Mediolanie zdecydowanie pomagały dopingiem, niosły Włochów, którzy nadrabiali wszystko agresją, jakby wyraźnie chcąc sprowokować kogoś z Hiszpanii i wyrównać siły na boisku. To im się jednak nie udało. Zawodnicy z Hiszpanii starali się utrzymywać przy piłce i nie dopuszczać do kontr, ale jedna taka udała się Włochom i to po rzucie rożnym rywali. Piłkę odzyskał Chiesa, popędził na bramkę Simona razem z Lorenzo Pellegrinim i to jemu wyłożył piłkę na pustą bramkę. To był jedyny zryw reprezentacji Italii. Oglądaliśmy ciekawe i otwarte spotkanie, a trybuny w Mediolanie pozytywnie nakręcały Włochów do podjęcia walki i wywierania pressingu, co udało się im w końcówce.