Skip to main content

Polski klub w ćwierćfinale europejskich pucharów. Brzmi jak science-fiction. Bo i wielu z obecnych kibiców nie przeżyło tego nigdy za swego życia. Od ostatniego takiego wydarzenia minęło już 27 lat. Ale właśnie po to powstała Liga Konferencji, by europejscy przeciętniacy również mieli swoje chwile chwały. Ta polska nadeszła teraz, ale wcale nie musi skończyć na ćwierćfinale. Pora na pierwszą część dwumeczu Lecha z Fiorentiną. Początek o 21:00 w Poznaniu.

Lech swoją pucharową przygodę w sezonie 22/23 rozpoczął na początku lipca. Ta potrwa przynajmniej do 20 kwietnia, ale wszyscy mamy nadzieję, że Kolejorz nie zakończy tego sezonu w Europie na 20 meczach. Oznaczałoby to wyeliminowanie Fiorentiny. Zadanie trudne, ale na pewno wykonalne. Zwłaszcza, że w meczach z Bodo/Glimt i Djurgarden poznaniacy pokazali trochę dobrej piłki. Do 1/8 i ćwierćfinału podopieczni Johna van der Broma awansowali zasłużenie. Ale po Skandynawach przychodzi pora na Włochów. Poprzeczka idzie w górę. Co do tego nie ma wątpliwości.

Fiołki to 9. drużyna ligowej tabeli Serie A. Tym, co może niepokoić fanów Lecha, jest przede wszystkim znakomita passa Fiorentiny. Drużyna Vincenzo Italiano ostatniej porażki doznała 12 lutego, przegrywając 0:1 z Juve. Od tamtej pory Fiorentina zagrała 12 meczów – żadnego z nich nie przegrała. 10 to zwycięstwa. Wyborna seria 9 wygranych z rzędu zakończyła się wprawdzie w miniony weekend remisem ze Spezią, ale wciąż ciężko o pogromcę zespołu z Artemio Franchi.

Nawet średnio zorientowany kibic piłkarski zna co najmniej kilku graczy Fiorentiny. Jednym z nich jest na pewno Sofyan Amrabat. Marokańczyk był jedną z gwiazd zakończonego w grudniu mundialu. Maroko sensacyjnie dotarło do półfinału i finalnie zajęło 4. miejsce, zostając najlepszym afrykańskim zespołem w historii MŚ. Amrabat znakomicie trzymał porządek w drugiej linii Marokańczyków. W ekipie z Florencji jest również niepodważalnym elementem. Doskonale znany jest również Luka Jović. Serb był niegdyś gwiazdą Eintrachtu Frankfurt. Zapracował sobie tam na głośny transfer do Realu Madryt. W La Liga się nie odnalazł, strzelił ledwie kilka goli, na chwilę wrócił jeszcze do Frankfurtu, a teraz zakotwiczył w zespole Fiorentiny. Do optymalnej formy już nie wrócił – w tym sezonie zdobył ledwie cztery ligowe bramki. Jest za to skuteczny w Lidze Konferencji, gdzie 6 trafień daje mu pozycję lidera tabeli snajperów. O jedną bramkę wyprzedza kilku graczy, w tym dwóch z Lecha – Mikaela Ishaka i Michała Skórasia, ale też klubowego kolegę, Brazylijczyka Arthura Cabrala.

Siłą Lecha w tej edycji europejskich pucharów jest przede wszystkim własne boisko. Tutaj Lech nie przegrał jeszcze żadnego meczu, a grał m.in. z Villarreal. Zdecydowaną większość podopieczni van den Broma wygrali (8 zwycięstw, 1 remis). W trzech ostatnich pucharowych starciach przy Bułgarskiej Lechici nie dali sobie strzelić gola. Ogólnie Kolejorz nie przegrał od 26 lutego i meczu ze Śląskiem. To również powiew optymizmu, choć składa się to na serię tylko 7 meczów bez przegranej. Do Fiorentiny trochę brakuje.

Warto zauważyć, że podopieczni Italiano grają jeszcze na trzech frontach. Mecze w Serie A łączą ze spotkaniami Ligi Konferencji i Pucharu Włoch. W Coppa Italia Fiołki są o krok od finału. To może naprawdę udany sezon dla ekipy z Artemio Franchi. Może, ale nie musi. Na drodze stanąć może bowiem Lech, który w Ekstraklasie ma już pewien komfort, a Puchar Polski ma z głowy od dawna. Zatem wajcha może zostać przestawiona na sukces w Europie. A raczej na jeszcze większy sukces – bo już sam awans do ćwierćfinału trzeba odbierać w kategoriach sukcesu. Dzisiejszy mecz pokaże, czy możemy liczyć na najlepszą czwórkę Conference League czy byłoby to już zbyt piękne…

Na koniec dwa słowa o personaliach. John van den Brom nie może dziś skorzystać z Filipa Szymczaka, Filipa Dagerstala (kontuzje) i Radosława Murawskiego (pauza za kartki). Pozostali, z Bartoszem Salamonem, są do dyspozycji szkoleniowca. W zespole gości za kartki zawieszony jest Lucas Martinez Quarta. Poza tym od dłuższego czasu kontuzjowany jest bramkarz Salvatore Sirigu, którego kibice mogą kojarzyć z gry w PSG ładnych parę lat temu.

 

Related Articles