Po pierwszym meczu ciut bliżej awansu są piłkarze Chelsea. Jeśli dziś zremisują 0:0 lub wygrają z Realem na swoim stadionie, 29 maja zagrają w Stambule z Manchesterem City. Jednak Real nie przyjechał do Londynu patrzeć na świętowanie The Blues. Zinedine Zidane ma coraz większe pole manewru i będzie chciał to wykorzystać. Do gry w pierwszej jedenastce przymierzany jest Eden Hazard.
Belg został gwiazdą światowego formatu właśnie w Chelsea, do której trafił z francuskiego Lille. Dla klubu ze Stamford Bridge wystąpił 352 razy, zdobywając 110 goli i zaliczając 92 asysty. W końcu Hazard uznał, że czas na zmianę i przed sezonem 2019/20 przeszedł do Realu Madryt za kwotę ponad 100 milionów euro. Gdy wydajesz takie pieniądze, masz prawo liczyć na sportową jakość, którą zagwarantuje sprowadzony piłkarz. Real jednak póki co szacuje straty. Hazard może i ma znakomite liczby, ale nie goli i asyst, a dni spędzonych w gabinetach lekarskich. Dla Los Blancos strzelił 4 bramki i dorzucił 7 asyst. Gdyby zliczyć mu urazy, choroby i innego typu niedyspozycje, mogłoby ich wyjść więcej niż 11…
Od kilku tygodni Hazard jest jednak zdrowy. W pierwszym meczu z Chelsea wszedł z ławki i nie pokazał nic specjalnego. W ostatni weekend wyszedł jednak w podstawowym składzie na ligowy mecz z Osasuną. Czyżby Zinedine Zidane chciał sprawdzić, czy może liczyć na Hazarda w środowy wieczór od początku? Na pewno Karimowi Benzemie przydałoby się wsparcie kolegów z pierwszej linii. Od czasu do czasu jego partnerzy potrafią zabłysnąć, ale to pojedyncze wystrzały, a nie regularnie dorzucane bramki i asysty. Zidane’a z pewnością cieszy powrót Sergio Ramosa do kadry meczowej. Poza grą będą dziś Raphael Varane, Dani Carvajal oraz Lucas Vazquez.
W Chelsea Thomas Tuchel od około miesiąca ma pełen komfort przy wyborze składu. Jedynym nieobecnym jest Mateo Kovacić. Chorwat pewnie chciałby się pokazać w dwumeczu z byłym pracodawcą, ale może jedynie kibicować kolegom, którzy mają do wykonania jeszcze jeden krok przed stambulskim finałem. Ten krok byłby tylko małym kroczkiem, gdyby tydzień temu w Madrycie udało się wykorzystać dużą przewagę optyczną w pierwszej połowie. Dopiero wyrównujący gol Benzemy przywrócił Real do żywych. Wcześniej na boisku niepodzielnie rządzili goście, ale zabrakło skuteczności. Między innymi Timo Wernerowi, który stał się w tym sezonie karykaturą snajpera z RB Lipsk. Tuchel jednak wierzy w Wernera i stawia na niego, a Niemiec – co by nie mówić – pełni ważną rolę w grze zespoły. Brakuje mu tylko skuteczności, a szczególnie w oczy biją marnowane „setki”, których nie zmarnowałaby większość piłkarzy z zamojskiej okręgówki.
W sobotę Chelsea pokonała Fulham 2:0, a Tuchel zastosował ciekawy manewr taktyczny. Werner zagrał cofnięty, a przed nim wystąpił jego rodak, sprowadzony za grube miliony z Bayeru Leverkusen Kai Havertz. Zagrywka okazała się skuteczna, bo Havertz strzelił dwie bramki. Być może dziś Tuchel powtórzy ten wybieg, by nieco zdjąć presję zdobywania goli z Wernera. Liczby Havertza w tym sezonie zresztą również nie przekonywały, a więc miałby on szansę, by pokazać swoje najlepsze oblicze, które pamiętamy z Bundesligi.
Zidane grał już jako trener w trzech finałach Ligi Mistrzów. Wszystkie wygrał. Tuchel może awansować do finału rok po roku. W Lizbonie jako szkoleniowiec PSG uległ Bayernowi. Paryżanie zwolnili Tuchela pod koniec listopada zeszłego roku, a teraz mogą tego pożałować. Oni już na finał szans nie mają, a Tuchel dziś około 23:00 może świętować.
To bardzo ciekawe, ale Chelsea i Real nie zagrały ze sobą do tej pory żadnego meczu w Lidze Mistrzów, nie licząc pierwszego półfinału 8 dni temu.