Problemem Arsenalu przez ostatnich kilka sezonów były m.in. wyniki w meczach z drużynami z tak zwanego TOP 6, a jednym z koronnych przykładów – starcia z Liverpoolem. Klopp śrubował sobie wyśmienite statystyki bezpośrednich meczów z Kanonierami. Ale po przerwie pandemicznej kres położył temu Mikel Arteta. Najpierw pokonał Liverpool w mało istotnym meczu ligowym pod koniec sezonu 19/20, a następnie po rzutach karnych wygrał z The Reds trofeum Community Shield. Czy dziś Hiszpan ustrzeli swoisty hat-trick przeciwko mistrzom Anglii, pokazując, że nowy Arsenal nie będzie się bał największych?
Niezależnie od tych dwóch zwycięstw (a w zasadzie zwycięstwa i remisu) Arsenal nie będzie dziś faworytem z wielu powodów. I fakt, że mecz rozegrany zostanie na Anfield Road nie jest to raczej najważniejszy. Trzeba pamiętać, że mówimy o Liverpoolu, który w wielkim stylu wygrał zeszły sezon Premier League, a w nowe rozgrywki wszedł dwoma zwycięstwami, w pokonanym polu zostawiając Leeds i Chelsea. W dodatku Klopp wzmocnił drużynę, a najważniejszym z nowych nabytków będzie na pewno Thiago Alcantara, świeżo upieczony triumfator Champions League. Do końca okienka jeszcze tydzień i niewykluczone, że niemiecki szkoleniowiec do Thiago, Joty i Tsimkasa dorzuci jeszcze jakieś nazwisko.
Dysponujący skromniejszym budżetem Arsenal na razie nie może się pochwalić żadnym spektakularnym transferem, choć środkowy obrońca Gabriel z miejsca wszedł do podstawowej jedenastki i wygląda na jej pewny punkt. Ba, w debiucie strzelił nawet gola. W tym samym meczu hat-trick asyst zapisał Willian, ściągnięty z Chelsea za darmo. Jednak najważniejszym wzmocnieniem ma się okazać Houssem Aouar z Lyonu. Ponoć ten transfer jest już dopięty i jego finalizacja to kwestia bardziej godzin niż dni. Przelew, który wyjdzie z północnego Londynu do środkowo-wschodniej Francji ma opiewać na około 60 mln euro.
Wspomnieliśmy o udanym początku sezonu w wykonaniu The Reds, ale Kanonierzy także mają po dwóch kolejkach na koncie komplet punktów. Pewna wygrana z Fulham otworzyła sezon, a w poprzedniej kolejce ekipa Artety w bólach wymęczyła zwycięstwo 2:1 w kolejnych "małych" derbach Londynu – tym razem z West Hamem. Teraz skala trudności rośnie i to znacznie.
W środku zeszłego tygodnia obie drużyny uzyskały awans do kolejnej rundy EFL Cup. Liverpool rozbił na wyjeździe Lincoln 7:2, grając w niemal całkowicie rezerwowym składzie, a Arsenal ograł 2:0 Leicester, rzecz jasna także nie posyłając do boju najlepszych piłkarzy. Co jednak w tej opowieści najistotniejsze – tym samym w tym tygodniu obejrzymy dwa, a nie jeden mecz Liverpool – Arsenal. Już w czwartek ponownie na Anfield Road rezerwowi obu zespołów będą mieli okazję się sprawdzić. No chyba, że Klopp lub Arteta (lub obaj) uznają, że w tak prestiżowym boju warto desygnować do gry podstawowe zestawienia. Ale dla obu prawdopodobnie priorytetem na tym etapie sezonu jest liga, więc czwartkowy mecz w EFL Cup jeśli chodzi o personalia różnić się będzie znacząco.
Czy szlagier 3. kolejki utrzyma poziom tej serii gier? Oglądaliśmy już m.in emocjonujące 3:2 Manchesteru United z Brighton, 3:3 Chelsea z West Bromem, niespodziewany remis Tottenhamu z Newcastle i sensacyjne rozbicie Manchesteru City przez Leicester (2:5). W większości meczów wynik ważył się do końca. To wszystko każe nam sądzić, że dziś Liverpool i Arsenal zaserwuje nam widowisko najwyższej próby.