Skip to main content

Liga Mistrzów wkracza w fazę ćwierćfinałów. W trzech ostatnich sezonach Manchester City kończył swój udział właśnie na tym etapie, za każdym razem odpadając w roli faworyta – kolejno z Liverpoolem, Tottenhamem i Lyonem. Dziś Citizens znów są murowanym faworytem dwumeczu z Borussią Dortmund. Czy Erling Haaland i spółka pognębią Pepa Guardiolę po raz kolejny?

Teoretycznie za BVB nie przemawia zbyt wiele. Wystarczy spojrzeć na formę Westfalczyków w Bundeslidze. W ostatni weekend zespół prowadzony przez Edina Terzicia przegrał u siebie z Eintrachtem Frankfurt 1:2. Borussia po tej porażce ma już 7 pkt straty do czwartego miejsca, które daje prawo startu w Champions League. Wygląda więc na to, że prawdopodobnie w przyszłym sezonie dortmundczycy zagoszczą w Lidze Europy.

Oznaczać to może pożegnanie z największymi gwiazdami, czyli wspomnianym Haalandem i Jadonem Sancho. Tu dobra wiadomość dla fanów Man City – Anglik dziś nie zagra. Jest kontuzjowany i akurat tego zawodnika defensywa Obywateli obawiać się nie musi. Co innego Haaland, który jest zresztą łączony z transferem na Etihad Stadium. Wiadomo już, że po sezonie klub opuści Sergio Aguero, a prawdopodobni mistrzowie Anglii będą poszukiwać napastnika. Guardiola kokietuje w mediach, że klubu nie stać na wielkiego napastnika, ale zwrot „szejków nie stać” brzmi jak oksymoron. Ojciec Haalanda grał w Manchesterze City i ten kierunek jest jednym z bardziej prawdopodobnych, choć Mino Raiola, agent piłkarza, robił ostatnio objazd po Europie, zahaczając o Barcelonę i Madryt. Transfer Norwega może być jednym z najgłośniejszych seriali lata.

Wróćmy jednak do dzisiejszego meczu. Borussia w lidze radzi sobie kiepsko i Champions League staje się ostatnią nadzieją na uratowanie sezonu. Czy jednak drużynę Terzicia stać na wygranie Ligi Mistrzów? To wydaje się scenariusz abstrakcyjny. W poprzedniej rundzie BVB pokonało w dwumeczu Sevillę. To rezultat bardzo cenny, ale dziś poprzeczka wymagań idzie w górę o kilka poziomów. Zespół Pepa Guardioli w trakcie bieżącego sezonu stał się istnym potworem – maszynką do wygrywania. Przez ostatnich 27 spotkań ta maszynka zacięła się raptem raz – w derbach miasta Citizens ulegli Czerwonym Diabłom 0:2. Pozostałe 26 meczów wygrali. W miniony weekend pokonali trzecie w tabeli Leicester City 2:0. Tytuł mistrzowski jest w zasadzie przesądzony, ale Obywatele grają na wszystkich frontach i dopiero w maju poznamy ostateczny dorobek podopiecznych Guardioli. W teorii mogą to być nawet cztery skalpy.

Guardioli najbardziej zależy jednak właśnie na Lidze Mistrzów, której nie wygrał od dekady. Na każdym kroku jest mu to wypominane. Nic dziwnego – w rozgrywkach krajowych dominuje, w najgorszym razie zajmując 2. miejsca, a przeważnie sięgając po tytuły. Od takich trenerów wymaga się najwięcej. Kataloński menadżer Man City ma komfort kadrowy. Wszyscy zawodnicy są zdrowi, a na ławce w ostatnim meczu z Lisami zasiedli tacy zawodnicy jak Joao Cancelo, John Stones, Ilkay Gundogan, Phil Foden, Bernardo Silva, Ferran Torres czy Raheem Sterling! Zresztą, jakikolwiek skład Guardiola wystawi, to i tak ławka będzie absurdalnie mocna.

Tymczasem w drużynie gości zabraknie dziś nie tylko wspomnianego już Sancho, ale także Marcela Schmelzera, Axela Witsela, Dan-Axela Zagadou oraz młodziutkiego Youssoufa Moukoko. Nie wszyscy są wprawdzie zawodnikami podstawowej jedenastki, ale i tak pole manewru Terzicia się zawęziło, a atmosfera w szatni raczej nie jest piknikowa. Jeśli i w takich okolicznościach Citizens pożegnają się z Ligą Mistrzów, to znaczy, że chyba nie dane im będzie wygrać tych rozgrywek już nigdy, a przynajmniej w erze Guardioli.

Related Articles