Pep Guardiola przedłużył kontrakt z Manchesterem City do 2023 roku. Obecny wygasał w tym sezonie, co generowało wiele plotek na temat dalszej kariery katalońskiego trenera. Teraz wszystko jest już jasne. Jeśli wypełni kontrakt, to spędzi w Manchesterze aż siedem sezonów.
– Od kiedy przybyłem do klubu, poczułem się tu mile widziany. Ze strony zawodników, całego sztabu, kibiców, ludzi z Manchesteru, prezesa i właściciela. Od tego czasu wspólnie dużo osiągneliśmy. Strzelaliśmy gole, wygrywaliśmy mecze i podnosiliśmy puchary. Wszyscy jesteśmy bardzo dumni z tego sukcesu. Posiadanie takiego wsparcia jest najlepszym bodźcem menadżera. Mam tu wszystko, czego mógłbym pragnąć, żeby dobrze wykonywać swoją pracę. Wyzwaniem dla nas jest dalszy rozwój. Jestem bardzo podekscytowany tym, że mogę w tym pomóc – powiedział Guardiola po podpisaniu kontraktu.
Katalończyk jest w Manchesterze od 2016 roku. Tylko w pierwszym sezonie nie zdobył żadnego pucharu, poznając niejako uroki Premier League. Wówczas zajął z City 3. miejsce, ale zespół potrzebował rewolucji i odmłodzenia, co zostało zaniedbane przez Manuela Pellegriniego. W 2017 roku kupił Walkera, Edersona, Bernardo Silvę, czy Benjamina Mendy'ego (tylko ten ostatni się nie sprawdził). Wtedy "The Citizens" wygrali tytuł, zdobywając aż 100 punktów. Rok później, praktycznie przez cały sezon bez De Bruyne, Manchester obronił tytuł, zdobywając równie imponujące 98 punktów i wygrywając aż 14 ligowych meczów z rzędu na wiosnę. Do swojej gabloty dorzucił też trzy Puchary Ligi i Puchar Anglii. W Lidze Mistrzów zawsze jednak czegoś brakowało.
Pep w Manchesterze może sobie pozwolić na komfort, jakiego nie miał nigdzie wcześniej. W Barcelonie pobił wszelkie rekordy, zdobywając wszystkie sześć trofeów klubowych w jednym roku: ligę, Champions League, Puchar Króla, Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar Europy oraz Klubowe Mistrzostwo Świata. Tego przeskoczyć się już nie dało, zapał mijał, a Pep się męczył i kisił we własnym sosie. W Bayernie z każdej strony zżerała go presja. Czuł oddech Hoenessa czy Rummenigge. Wzniósł zespół na nowy poziom kultury gry, ale nie podołał najważniejszemu – nie zdobył Ligi Mistrzów. W City ma wielki spokój. Tutaj nawet nie musi tej Ligi Mistrzów wygrać. Ale bardziej na zasadzie "fajnie by było". Takiego komfortu pracy nie miał nigdzie. Do tego za pion sportowy odpowiadają jego dobre ziomki z Barcelony – Ferran Soriano i Txiki Begiristein.
Guardiola i Klopp wnieśli do Premier League nową jakość, nowe kultowe pojedynki, swoje święte wojny, jak na przełomie wieków Ferguson vs Wenger, czy w czasach gola-widmo w Champions League – Mourinho vs Benitez. Teraz mamy wojnę Klopp vs Guardiola, która dzięki przedłużeniu kontraktu – jeszcze trochę potrwa.