Skip to main content

Tak można było zakładać już wcześniej. 29 marca na Stadionie Śląskim w Chorzowie zmierzymy się z reprezentacją Szwecji. To będzie bezpośrednia walka o awans na mundial i mecz z podtekstem, a więc możliwość rewanżu za porażkę na Euro.

To był typowy mecz dla koneserów. Oczy postronnego widza mogły się zmęczyć już po 15-20 minutach. Nie da się o tym spotkaniu za ciekawie opowiedzieć, bo głównie była to walka w środkowej częci boiska, sporo kartek i przyczajenie Szwedów na tę jedną, skuteczną kontrę. Do 80. minuty obejrzeliśmy zaledwie dwa celne strzały. Szwedzi potrzebowali dogrywki, żeby wyszła im jedna bardzo składna akcja i to wystarczyło. Robin Quaison wymienił szybko piłkę z Alexandrem Isakiem i pokonał w 110. minucie Vaclika. Szkoda tylko, jeżeli ktoś już zacierał ręce na rzuty karne. Nie ma też co się specjalnie podniecać, że Szwedzi grali dogrywkę i się spocili, bo to akurat wyrachowany zespół, który się nie przemęcza, bazuje na fizyczności i na uderzeniu przeciwnika w odpowiednim momencie, coś wzorem tego starego dobrego Realu Madryt Zidane'a (oczywiście znając proporcje).

Naprawdę nic ciekawego oprócz tej jednej akcji się w tym meczu nie wydarzyło. Czesi byli kadrowo mocno osłabieni, ale w pierwszej połowie to oni wyglądali minimalnie lepiej, próbowali tworzyć jakieś średnie okazje, mieli inicjatywę i zdobyli nawet bramkę, którą sprawdzał VAR. Tyle, że to był futbol, do którego przyzwyczaiła nas reprezentacja Szwecji, świadome oddanie inicjatywy mało groźnemu rywalowi. Skandynawowie przycisnęli bardziej dopiero przed 90. minutą, a później już w samej dogrywce. Czekali na odpowiedni moment, żeby wyprowadzić jeden nokautujący cios. No i rzeczywiście zrobił to w dogrywce Quaison. Jeżeli już wyciągać jakiś ciekawszy wniosek po tym meczu, to może nim być kontuzja lewego obrońcy Olssona, który w pierwszej połowie robił trochę szumu w ofensywie. Wszedł za niego Pierre Bengtsson, już nie tak przebojowy w akcjach do przodu.

Trzeba też będzie uważać na przebojowość Kulusevskiego, który miał z Czechami jedną całkiem niezłą okazję. Za to niczym specjalnie nie wyróżnił się Forsberg, czyli nasza zmora z meczu na mistrzostwach Europy. Średnio grał też Alexander Isak, coś tam próbował dryblować, ale bez szału. Błysnął dopiero przy bramce grą na jeden kontakt z Quaisonem. Szwedzi nie pokazali niczego nadzwyczajnego i niczego, czego byśmy nie wiedzieli. Trzeba raczej skupić się na własnych słabościach i przemyśleniu przeciętnego meczu ze Szkocją. Co do polskich akcentów jeszcze, to w 83. minucie na boisku pojawił się Tomas Pekhart, a już w dogrywce, konkretnie w 107. minucie, wszedł też Jesper Kalstroem z Lecha Poznań. Cały mecz na ławce przesiedział Tomas Petrasek z Rakowa.

Related Articles