Skip to main content

Kilka klubów stoczy latem bój o Viktora Gyokeresa. Szwedzki napastnik jest niczym idealnie działająca nowoczesna maszyna. W zeszłym sezonie strzelił 43 gole we wszystkich rozgrywkach, a w tym ma chrapkę, by ten wynik jeszcze poprawić.

Viktor Gyokeres ma już 23 strzelone gole dla Sportingu, a przecież nawet nie jesteśmy na półmetku. Erling Haaland gra co prawda w dużo bardziej konkurencyjnej lidze, ale ma ich w barwach City “tylko” 15. Robert Lewandowski u Hansiego Flicka wszedł na niesamowite obroty i ma 19 trafień. Inny wybitny napastnik – Harry Kane ma 17, jednak on wyróżnia się na tle wymienionej trójki asystami. Anglik dużo bardziej pracuje dla kolegów, o czym świadczy dziewięć asyst. Szwed ma cztery ostatnie podania, Polak dwa, natomiast Norweg… ani jednego. Jeśli dodamy do tego jeszcze statystyki strzeleckie ze zgrupowań reprezentacji, to bilans będzie wyglądał następująco: Gyokeres – 27 bramek, Lewandowski – 20 bramek, Kane – 19 bramek, Haaland – 18 bramek. Napastnik Sportingu wyprzedza wszystkich najlepszych.

Wciąż trzeba pamiętać, że łatwiej jest trafić do siatki Farense, Estreli Amadora czy Rio Ave niż Newcastle, Tottenhamu lub Leicester City, ale nie można bagatelizować osiągnięć Szweda. Prostym odbiciem piłeczki niech będą rozgrywki Champions League. Trudno powiedzieć, żeby strzelał tylko ogórkom, skoro zapakował hat-tricka mistrzowi Anglii i przyczynił się do zdeklasowania tego przeciwnika (4:1). Jeśli jednak ktoś myśli, że Gyokeres zajmuje się tylko strzelaniem goli, to wystarczy zerknąć na statystyki z zeszłego sezonu – 43 gole i 14 asyst we wszystkich rozgrywkach. Zatem jest to napastnik bardziej w stylu Harry’ego Kane’a, który potrafi zejść do głębi pola i zrobić miejsce innym, ale też popędzić skrzydłem, dośrodkować.

Pokazał to na przykład w Superpucharze Portugalii, gdzie pognał na bramkę, uwolnił się od dwóch rywali i z pozycji skrzydłowego ściął do szesnastki, a później idealnie dograł po ziemi wycofaną piłkę do Pedro Goncalvesa. W akcji na 3:0 za to zastawił obrońcę w szesnastce, zwiódł go balansem ciała i dośrodkował z samej końcowej linii – prosto na woleja do Geovany’ego Quendy. W reprezentacji także to zrobił. Szwecja znajdująca się w piłkarskim kryzysie gra w Lidze Narodów w Dywizji C. We wrześniu mierzyła się z Azerbejdżanem oraz Estonią. Znów widać było cechę zespołowości napastnika. Oprócz trzech goli Gyokeres dopisał też na swoje konto dwie asysty do Alexandra Isaka – jedną po dośrodkowaniu i jedną po prostopadłym podaniu. Nie jest to zatem typ finishera czyhającego tylko w polu karnym.

Gyokeres umie wygrać pojedynek na skrzydle, jest szybki, dobrze drybluje. W Champions League ze Sturmem Graz dostał podanie na kontrę. Wziął “na plecy” Niklasa Geyrhofera, sprytnie przepuścił piłkę i uciekł stoperowi. Pod względem umiejętności wygrania pojedynku 1 vs 1 jest lepszy niż Haaland. Norweg poprawił się w tym aspekcie i potrafi to robić lepiej, ale na pewno nie na takim poziomie jak Gyokeres. Szwedzka maszyna częściej trafia do siatki niż nie trafia. Dziewięć meczów z rzędu z bramką (licząc też kadrę) to bilans Gyokeresa z sierpnia i września. Licząc cały sezon 2024/25 – nie trafił tylko w sześciu grach, za to wpisał się na listę strzelców w 16. Przy czym jedno z tych spotkań to zaledwie 30 minut na boisku, a inne to dwie opisane powyżej asysty z FC Porto. Była też asysta w reprezentacji ze Słowacją.

Zatem mamy tylko trzy pełne mecze, w których Gyokeres nic nie zrobił – ostatnio z Bragą oraz dwa z rzędu (co to był za kryzys!) na przełomie września i października – z Estoril i PSV. Nieskutecznością przeciwko Bradze zmarnował serię pięciu kolejnych spotkań z bramką – wliczały się w to cztery gole z Estrelą, dublet z Nacionalem oraz hat-trick z Manchesterem City, którym najbardziej przemówił w Europie. Dwie z bramek to rzuty karne, ale fakt jest taki, że trzeba też umieć je wykorzystać, a on wykonał je bardzo pewnie. W innej akcji urwał się młodziutkiemu Simpsonowi-Puseyowi, z łatwością go zastawił i pokonał Edersona. Mógł mieć na koncie nawet cztery trafienia, lecz fatalnie zmarnował sam na sam z Brazylijczykiem. Postanowił uderzyć podcinką. Problem w tym, że Ederson się nie ruszył i tę piłkę złapał.

Trudno powiedzieć gdzie jest sufit Gyokeresa. Jest graczem kompletnym. Gotowym, by postawić kolejny krok w karierze, a takim byłby transfer do Premier League. Do jakich klubów by pasował? Napastnika na pewno nie ma Liverpool i kombinuje z wystawianiem tam Diogo Joty oraz Luisa Diaza. To jednak nie “The Reds” łączono z graczem, a najczęściej przewijał się Arsenal. On też nie ma napastnika. Kai Havertz spisuje się tam dobrze, ale ma swoje ograniczenia, natomiast Gabriel Jesus to totalna porażka. Manchester United ma już dwóch młodych napastników – Joshuę Zirkzee oraz przede wszystkim Rasmusa Hojlunda. W Chelsea jest chimeryczny Nicolas Jackson, który jednak zaczął regularnie trafiać, ale tam również Gyokeres mógłby pasować. Wszak jest piłkarzem dużo lepszym od Senegalczyka.

Mówiło się o klauzuli 100 milionów euro (83 mln funtów). “The Telegraph” poinformował, że Gyokeres może być latem dostępny w promocyjnej cenie – aż o 20 mln funtów mniej. To oznaczałoby, że – porównując cenę do ceny – kosztowałby mniej niż Rasmus Hojlund, Casemiro, Dominik Szoboszlai, Kai Havertz, Mychajło Mudryk, czy Alexander Isak. Pytanie jednak jest takie, czy rewelacje tego całkiem rzetelnego źródła okażą się prawdziwe. Sporting na pewno zrobi wszystko, by zarobić na napastniku najwięcej, ile tylko jest możliwe, a chyba każdy zgodzi się z tezą, że jest on wart 100 milionów euro (83 mln funtów) – tyle, ile pojawiało się w klauzuli we wcześniejszych doniesieniach prasowych.

Related Articles