Skip to main content

Gareth Southgate dostał ofertę przedłużenia umowy o dwa lata. Świadomy opinii o swojej pracy odmówił i zrezygnował z prowadzenia reprezentacji Anglii. Kibice i eksperci domagają się bardziej przebojowego, odważnego stylu gry, ale trzeba oddać Southgate’owi, że żaden trener w historii tego kraju nie umiał osiągnąć dwóch finałów.

Z Garethem Southgate’em przez wiele lat był ten sam problem. Osiągał wyniki, jakich reprezentacja Anglii nigdy nie osiągnęła za złotych czasów Paula Scholesa, Stevena Gerrarda, Franka Lamparda, Wayne’a Rooneya, ale jednocześnie usypiał widza przed telewizorem i ekscytacja angielskich fanów była porównywalna do tej, jaką przeżywa się, przyszywając urwane guziki w koszuli albo prasując spodnie do kościoła. Potencjał ofensywny Fodena, Kane’a czy innych był przez selekcjonera zabijany na rzecz bardzo wyrachowanego i bardzo wolnego grania. Kiedy Gary Lineker powiedział po meczu z Danią, że gra Anglii to “gówno”, to Harry Kane odpowiedział mu i innym byłym gwiazdom kulturalnie, że oni również są odpowiedzialni za tę traumę z przeszłości i presję liczenia kolejnych lat bez wielkiego trofeum, więc powinni także i o tym pamiętać.

Prowadził reprezentację w 102 spotkaniach i spędził na stanowisku niemal osiem lat, a przecież przyszedł ratować dobre imię kadry, gdy palił się grunt. Jako szkoleniowiec U21 wskoczył za Sama Allardyce’a i gdyby nie afera łapówkarsko-nagraniowa, to nie byłoby Southgate’a na tym stanowisku. Otóż “Big Sam” nawalił. Spotkał się z prowokatorami z “Telegraph”, którzy złożyli mu propozycję dotyczącą obejścia przepisów transferowych. Wszystko to zostało nagrane i wstawione do sieci. Umówił się z nimi “po cichaczu” podczas wyjazdu do Hongkongu i Singapuru. Miał propozycję otrzymania 400 tysięcy funtów za tajne informacje. Został zwolniony. 67 dni i jeden mecz. To jego “dorobek” reprezentacyjny. Kiedy Anglia jechała na mundial w 2018 roku, to raczej w atmosferze beki i szydery, po latach niepowodzeń i tej całej aferce z “Big Samem” oraz niedoświadczonym menedżerem u sterów. Nie było realnych celów. No i dotarła do półfinału, zajmując tam czwartą pozycję.

Nie było już w Anglii dobrej atmosfery. Z jednej strony bombardowała gwiazdy ogromna krytyka mediów za styl, na który nie da się patrzeć. Z drugiej Jude Bellingham, który miał być traktowany na specjalnych prawach jako gwiazda. Otóż Southgate osiągnął taki sukces, że wpoił wielkim gwiazdom, bardzo ofensywnym i wspaniałym zawodnikom, że jego pomysł jest najlepszy i… oni za tym poszli, poświęcili się. Nauczył ich zespołowości, porzucenia indywidualności. Co prawda poszło to w zupełnie skrajną stronę, lecz była to spuścizna po pokoleniu Lampardów, Rooneyów, gdzie indywidualizm i charakter pojedynczych graczy przebijał się nad kolektyw. Southgate chciał to wyeliminować, lecz gryzło się to z kreowanym na lidera Jude’em Bellinghamem. “The Athletic” donosił, że pomocnik często nie chciał zabierać głosu, a zdezorientowana federacja musiała wysyłać do mikrofonów Whartona czy Gordona. Cóż, nie czuli oni wtedy, że tworzą kolektyw, tylko, że odwalają pańszczyznę.

Wszystko to się nasiliło, nawarstwiło. Potrzebny był świeży oddech, a nie taki po gumie, którą żuje się już trzy dni. Kogo typuje się na faworyta? Wyróżnia się trójka, która nie brzmi w 2024 roku tak abstrakcyjnie, jak sprowadzenie Jurgena Kloppa czy Pepa Guardioli. Chyba ulubieńcem Anglików – na pewno Alana Shearera – jest Eddie Howe. To człowiek, który praktycznie stworzył całe Bournemouth, wprowadzając “Wisienki” z czwartej ligi do Premier League. Tam zabłysnął. Stworzył coś z niczego, trenując zespół przez niemal osiem lat – w sumie aż w 355 spotkaniach. Później w Newcastle zastąpił Steve’a Bruce’a i wprowadził ten zespół w nowe standardy. Przede wszystkim już w pierwszym pełnym sezonie osiągnął TOP4 i awansował do Ligi Mistrzów. Zasadne jest jednak pytanie… czy będzie chciał porzucać tak korzystną pracę klubową, by zostać selekcjonerem, gdy naród wzywa?

Dużo łatwiej uwierzyć w Grahama Pottera. Anglik potrzebuje się odbudować i jest dostępny od ręki. W Brighton stworzył ekscytujący projekt, żeby w Chelsea kompletnie nie móc się połapać jakich w ogóle ma zawodników. Na szczęście w reprezentacji nie będzie ich miał 46, tylko 26, to powinien ogarnąć. Są nawet doniesienia w angielskich mediach, że odrzucał możliwość pracy w klubach, czując podskórnie, że mistrzostwa Europy mogą być ostatnim wielkim turniejem Southgate’a. Przede wszystkim gwarantowałby totalne porzucenie obecnego stylu gry na rzecz radosnej ofensywy. Jego Brighton popisywało się fatalną wręcz skutecznością, marnując ogrom sytuacji. Trudno jednak przypuszczać, że super strzelec Harry Kane będzie pudłował na potęgę. W Anglii śmieją się, że Potter to “Pan xG”, odnosząc się właśnie do statystyki expected goals, która była często kompletnie niewspółmierna z wynikami, bo jego napastnicy bądź pomocnicy marnowali takie okazje, że szkoda gadać.

Trzecim poważnym kandydatem jest Irlandczyk Lee Carsley. Od trzech lat prowadzi reprezentację Anglii U21, z którą zdobył mistrzostwo Europy. Anglia zmiażdżyła tam rywali, wygrywając sześć meczów i nawet… nie tracąc ani jednej bramki. Turniej-ewenement. James Trafford podniósł swoją wartość (w Burnley ją obniżył). Taylor Harwood-Bellis, Levi Colwill, Anthony Gordon, Emile Smith Rowe, Cole Palmer i Jacob Ramsay byli w tamtej ekipie. Z częścią z nich Carsley pracowałby ponownie. No i przeszedłby bardzo podobną drogę do Southgate’a. Pojawiały się też takie nazwiska jak Mauricio Pochettino, Roberto Mancini czy też Joachim Loew oraz Thomas Tuchel. Irlandczyk na pewno w taki sposób nie obciążyłby budżetu, a wręcz mógłby być opcją pięć razy tańszą od wyżej wymienionych.

 

Related Articles