Skip to main content

Marzył, żeby jeszcze wystąpić na mistrzostwach świata. Spełnił marzenie, a wcześniej sam je sobie i reprezentacji zapewnił. Walia awansowała tam dzięki jego trzem bramkom w barażach. Gareth Bale zakończył karierę, ale co dużo bardziej zaskakujące… całkowicie. Nie zagra już ani dla kadry, ani dla Los Angeles FC.

Jest młodszy o rok od Roberta Lewandowskiego. Mógłby jeszcze śmiało przez kilka lat pociągnąć swoją karierę, ale najwidoczniej nie chciał się rozdrabniać, użerać z własnym organizmem i kolejnymi zdrowotnymi frustracjami. Zagrał kilkanaście spotkań dla Los Angeles FC, wystąpił na wymarzonym mundialu i podjął niespodziewaną decyzję, że na tym koniec. Dlaczego niespodziewaną? Bo kontrakt obowiązywał go jeszcze przez pół roku. Gareth Bale od kilku lat miał opinię “szklanego”. Zrobił wiele dla Realu Madryt, włącznie z tak ikonicznymi momentami jak obiegnięcie Marca Bartry w finale Pucharu Króla, czy też fenomenalna przewrotka w finale Ligi Mistrzów z Liverpoolem, ale świeższe są raczej memy, które sam pompował. Jawnie kpił sobie z Zinedine’a Zidane’a i Realu, prezentując słynne już dziś hasło: “Walia. Golf. Madryt. W takiej kolejności”.

– Po starannej i dokładnej analizie ogłaszam przejście na natychmiastową piłkarską emeryturę zarówno tę klubową, jak i międzynarodową. Czuję się niesamowicie szczęśliwy, że spełniłem swoje marzenie o uprawianiu sportu, który kocham. To dało mi wiele najlepszych momentów w życiu. Te najwspanialsze wzloty w ciągu 17 sezonów będą już nie do powtórzenia, niezależnie od tego, jaki będzie kolejny rozdział w moim życiu – to kilka zdań  długiego, oficjalnego komunikatu. Bale podziękował tam także swoim wszystkim klubom, reprezentacji za możliwość 111 występów, wszystkim zawodnikom, trenerom, członkom sztabu, których spotkał na swojej drodze, fanom, agentom i wreszcie rodzinie – rodzicom, siostrze, żonie oraz dzieciom – dwóm synom i dwóm córeczkom.  Zapowiedział też, że jest gotowy na nową przygodę w swoim życiu.

Gareth Bale przez moment był najdrożej kupionym piłkarzem na świecie. Nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby nie wybuchła gruba afera z udziałem “Football Leaks”. Okazało się, że Real Madryt zataił kwotę transferu po to, by to Cristiano Ronaldo widniał jako najdroższy w historii. Wyszło na jaw, że Walijczyk kosztował kilka milionów więcej i po upublicznieniu tych informacji, a więc jakieś dopiero dwa i pół roku po transferze, świat dowiedział się, że to Bale jest najdroższy. Ten zaszczyt mógł czuć przez pół roku, bo później przebił go Paul Pogba, który latem 2016 roku dołączył do Manchesteru United z Juventusu. Początki Bale’a w Realu były rewelacyjne. W pierwszym sezonie były to znakomite liczby – 22 bramki i 17 asyst, a całość zwieńczył i przypieczętował dwoma finałami: Pucharu Króla, w którym to obiegł Marca Bartrę i upokorzył go naznaczając już do końca jego kariery oraz Ligi Mistrzów, gdzie zdobył jakże ważną bramkę z Atletico, bo na 2:1 w dogrywce.

Walijczyk potrafił zachwycać w kolejnych klubach i reprezentacji. Sezon 2012/13, gdzie ładował bramy z niemożliwych pozycji, będzie jeszcze długo wspominany w Tottenhamie. Wyczyniał tam cuda, był nie do zatrzymania, potrafił albo przedryblować kilku gości sam, albo po prostu przylutować z 25-30 metrów. Nie było na niego mocnych. I właśnie tym zapracował na transfer do Realu Madryt, gdzie dopiero po latach rozmienił się na drobne. Z czasem stał się postacią “memiczną”, każdy zapominał, że w ogóle jeszcze jest w tym klubie. Coś, jak dzisiaj Eden Hazard. Jeszcze po porażce z Anglią na mundialu mówił, że to nie będzie jego ostatni występ w reprezentacji. Nie chciał, żeby to dziennikarze na siłę kończyli mu karierę. Wprowadził Walię do Kataru, ale już tam prezentował się słabiutko. W kraju będą go kochać za każdy ze 111 występów. Podobnie jak my mieliśmy niesamowitą przygodę na Euro 2016, tak miała ją również Walia. A nawet jeszcze lepszą, bo na plecach Bale’a i jego kolegów weszła do półfinału tej imprezy, zajmując ostatecznie 3. miejsce (na Euro nie gra się o brąz).

Pożegnanie Bale’a z reprezentacją to koniec pewnej epoki dla tej kadry. W końcu był w niej obecny od 2006 roku. W sezonie 2020/21 miał bardzo udane wypożyczenie do swojego ukochanego Tottenhamu, gdzie został przywitany jak król i naprawdę piłkarsko odżył, zaczął oddychać, pokazywał momenty starego dobrego Bale’a. Nie zawsze był oczywiście dostępny z powodów zdrowotnych, ale zdołał tam uzbierać aż 11 goli, w tym jednego hat-tricka. Z Realu sobie kpił, ale występy w narodowej koszulce zawsze traktował z olbrzymim szacunkiem i za to jest w swoim kraju kochany. Jakby nie patrzeć, to zdobył w karierze aż pięć tytułów Ligi Mistrzów w barwach Królewskich, choć przy tym ostatnim miał już totalnie znikomy udział. Zagrał trzy minuty z PSG w 1/8 finału i cztery minuty z Chelsea w ćwierćfinale. Ale… sztuka to sztuka.

Related Articles