Skip to main content

Nie nagrał się długo w Manchesterze Ferran Torres, bo ledwie półtora roku. Zdążył jednak wygrać Premier League, wystąpić w 43 meczach i zdobyć 16 bramek. Guardiola kupił go latem 2020 roku z Valencii za 23 miliony euro, a teraz Hiszpan trafił do Barcelony za 55 milionów.

Torres to taki zawodnik, który obskoczy kilka pozycji. W Valencii był głównie skrzydłowym i taką też rolę pełnił na początku w Manchesterze. Dopiero w tym sezonie Pep Guardiola zaczął go wystawiać konsekwentnie na środku ataku. Właśnie taką pozycję wymyślił mu Luis Enrique w reprezentacji Hiszpanii. Jego wielki mecz w karierze to wygrana 6:0 z Niemcami w meczu grupowym Ligi Narodów. Ferran Torres "na papierze" zaczął tam jako boczny napastnik w systemie 4-3-3, ale z jego heatmapy można wywnioskować, że najczęściej i tak przebywał w okolicach środka szesnastki. Dwa gole strzelił po zawężeniu pozycji z prawego skrzydła, jedno po zawężeniu z lewego. To był punkt zwrotny w jego karierze reprezentacyjnej, odtąd stał się dla Luisa Enrique graczem pierwszej jedenastki. Miejsce stracił na Euro po bezbarwnym 0:0 ze Szwecją, ale w fazie play-off znów grał w wyjściowym składzie.

Ten sezon to duży pech Ferrana Torresa. Na początku października był bohaterem reprezentacji Hiszpanii, kiedy już jako środkowy napastnik zdobył dwie bramki przeciwko Włochom w półfinale Ligi Narodów. Później jednak Luis Enrique wystawił go po pierwsze nie w pełni zdrowego, a po drugie na prawym skrzydle i gracz nie przypominał w niczym tego z półfinału. Hiszpanie przegrali z Francuzami w finale (10 października), a Torres wypadł na tyle czasu, że nie zdążył od wtedy zagrać jeszcze w żadnym meczu. Złamał kość stopy, a później tylko pogorszył swój uraz. Miał nie grać przez około sześć tygodni, a nie gra już od dwunastu. Licznik w klubie zatrzymał się na wspomnianych 43 meczach. Błysnął w zasadzie dwa razy – hat-trickiem z Newcastle w poprzednim sezonie oraz dwoma golami i asystą z Arsenalem tego lata. Sezon temu Manchester miał słabiutką grupę w Lidze Mistrzów, będąc z Porto, Marsylią i Olympiakosem. Tam też załapał taki moment, że trafiał co mecz.

Prędzej można było się spodziewać odejścia Raheema Sterlinga do Barcelony, bo takie doniesienia pojawiały się od miesięcy. Tym bardziej, że Anglik ma kontrakt tylko do 2023 roku, a rozmowy się ociągają. Sterling oczekuje zbyt dużej tygodniówki, jak na swoją obecną formę. Ostatnio jest już trochę lepiej, ale długo po prostu cieniował i nie dało się go oglądać. Torres za to miał umowę do 2025 roku. Bardzo chciał wrócić do Hiszpanii, a sama Barcelona robiła podchody pod niego już w 2017 roku. 21-latek ma być ważnym ogniwem w zespole, oprócz takich graczy jak 19-letni Pedri, 17-leti Gavi czy 19-letni Nico. W drużynie jest też jego niedawny kolega z City, a więc Eric Garcia. To na ich podstawie ma zostać stworzona nowa Barcelona. Xavi w rozmowie z Ferranem wyznał, że to on był celem transferowym numer jeden i to na jego podstawie będzie budowany atak Barcy. Torres musiał wiedzieć, że City i tak za chwilę pójdzie po jakiegoś Haalanda i dostanie jeszcze mniej minut na grę. Dlatego wizja Xaviego go przekonała, a Guardiola na to przystał.

– Kiedy zapukał do moich drzwi i powiedział, że chce odejść, powiedziałem: ok, odejdź. Chcę szczęścia dla moich piłkarzy. Jeśli nie jesteś zadowolony, musisz odejść. Nie jesteśmy tego typu klubem, w którym prezes czy właściciel powie: "nie, musisz tu zostać". Tak mówił kilka dni temu Guardiola, wbijając szpilkę Danielowi Levy'emu z Tottenhamu, który nie pozwolił Kane'owi przejść do City, po czym Anglik jakby stracił energię i zaczął grać przeciętnie. Manchester City zrobił dobry biznes, bo Torres był raczej uzupełnieniem składu niż niezbędnym jego składnikiem. Klub zarobił na nim 30 milionów i zgromadził środki na zakup napastnika latem. Zimą do tego nie dojdzie, co zapowiedział już Guardiola, ale lato będzie sprzyjające takim zakupom. Priorytetem raczej Erling Haaland, ale Dusanem Vlahoviciem też nikt by chyba nie pogardził.

Related Articles