Trzy mecze i trzy porażki. To bilans selekcjonera reprezentacji Azerbejdżanu, czyli doskonale nam znanego Fernando Santosa. Portugalczyk odcina kupony we wstydliwy sposób. Najpierw ośmieszał się w Besiktasie, a teraz mają go dosyć Azerowie.
Fernando Santos właśnie przegrał z Estonią 1:3. Może nie dysponuje on tak mocną kadrą, żeby zlać ten zespół kilkoma bramkami przewagi, ale o poziomie tej europejskiej drużyny niech świadczy choćby fakt, że zmiażdżyliśmy ją 5:1 w barażach o EURO 2024. Estonia to żaden wielki przeciwnik, tylko zespół, który jeszcze chwilę temu wywalczył awans z Dywizji D, gdzie musiał rywalizować z Maltą oraz San Marino. Estończycy cztery strzały celne zamienili na trzy bramki. Azerowie byli za to nieskuteczni. Renat Dadashov grający na co dzień w lidze tureckiej w bardzo dogodnej okazji uderzył w słupek w 16. minucie. Kilka minut później Karl Hein czujnie przypilnował bliższego słupka po innej akcji Azerbejdżanu. W 31. minucie za to Ramil Sheydayev przegrał pojedynek w zasadzie sam na sam z Heinem, bo ten dobrze wyszedł z bramki i skrócił kąt.
Azerowie atakowali, aż tu nagle poszła kontra. I to jaka… z pewnością pamiętacie wykopanie piłki przez Ashleya Cole’a całkowicie “na pałę” w słynnym meczu z Barceloną. Gdzieś na środku boiska czyhał Fernando Torres i popędził w ostatnich minutach sam na sam. Tu wyglądało to bardzo podobnie, tylko była… 32. minuta. Henri Anier w zasadzie wywalił piłkę do przodu, jeszcze kopnął ją przy próbie interwencji Coshqun Diniyev, ale to nie powstrzymało Ioana Yakovleva z Levadii Talinn. Pędził ile tylko miał sił, posłał piłkę pomiędzy nogami bramkarza, a później strzelił do pustej. Azerowie odpowiedzieli golem kontaktowym, ale dostali kolejnego już minutę później, a potem mentalnie na drugą połowę już nie wyszli.
To tylko ostatni mecz Fernando Santosa. Wcześniej przegrał także ze Szwecją oraz Słowacją. Ma zatem na koncie zero punktów i jest bardzo bliski spadku do Dywizji D. W Azerbejdżanie mogą mówić o regresie tamtejszego futbolu, ponieważ w eliminacjach do EURO 2024 ośmieszyli Szwecję, pokonując ją aż 3:0. Reprezentacja “Trzech Koron” była wtedy na dnie, a Azerbejdżan wbił jeszcze wielkiego gwoździa do tej trumny. W tych samych eliminacjach ograł też Estonię 2:0 i to w Talinnie w zasadzie kontrolując mecz po szybkim trafieniu w 9. minucie. Ograł też Słowację w poprzedniej edycji Ligi Narodów i to na wyjeździe! Tym razem znów Azerowie trafili na tego rywala i wyglądali jak zespół o trzy klasy gorszy. Słowacy stworzyli xG na poziomie ponad 2,0 i oddali 15 strzałów. Prowadzili 2:0 już po 26 minutach.
Sześć meczów w reprezentacji Polski, 16 w Besiktasie i na razie tylko trzy w Azerbejdżanie. Wszystkie te przygody to jedna wielka katastrofa 70-letniego już trenera. Portugalczyk znalazł “jelenia”, który zapłacił mu sowite wynagrodzenie za to, że kiedyś trenował Cristiano Ronaldo. Dosyć mają go nawet w 113. drużynie rankingu FIFA, ponieważ widzą, że wielkiego progresu to za jego kadencji nie będzie. Dużym problemem Azerów jest także to, że ich piłkarze nie wyjeżdżają za granicę w młodym wieku bądź też szkolić się w mocnych szkółkach. Wystarczy spojrzeć na podstawową jedenastkę, która uległa Estończykom – pięciu graczy Karabachu Agdam, dwóch ze słabszych drużyn tej samej ligi, jeden z ligi koreańskiej, dwóch z tureckiej – Renat Dadashov z Ankaragucu, Coshqun Diniyev z Bandirmasporu oraz rodzynek z naszego Radomiaka – Rahil Mammadov.
Nawet jak na Azerbejdżan trzy porażki to jest to fatalna seria. Ostatnia taka przytrafiła się tej ekipie w 2022 roku. Jak widać, trener kolejnych kibiców i dziennikarzy zbajerował nazwiskiem i ambitną gadką, a nie idzie za tym w żadnym stopniu praktyka. Ciekawe, ile jeszcze czasu wytrzyma Fernando Santos na tym stanowisku? Pogonienie go po trzech, czterech czy pięciu spotkaniach byłoby nawet pobiciem reprezentacji Polski. Trzeba się będzie Azerom ukłonić albo przybić sobie piątkę, że też się dali na magię nazwiska oszukać.